Parowozownia to nie zabytek
Konserwator i miłośnicy zabytków przegrali dwie bitwy w sprawie praskiej parowozowni. Sąd administracyjny uchylił decyzję o wpisie budynku do rejestru oraz nakaz jego odtworzenia.
- Źle się stało. Sąd, uchylając wpis do rejestru, dał sygnał inwestorom, że mogą niszczyć zabytki – komentuje Barbara Jezierska, wojewódzka konserwator zabytków, która wpisywała obiekt do rejestru.
Bój z deweloperem o XIX-wieczny budynek kolei warszawsko-petersburskiej obrońcy zabytków rozpoczęli w maju ubiegłego roku. Wtedy to właściciel obiektu – firma Budrem – przystąpił do burzenia parowozowni przy ul. Wileńskiej na Pradze-Północ.
Obiekt czekał na wpis do rejestru zabytków, ale to nie powstrzymało niszczycielskiej akcji firmy. W obronie parowozowni stanęli mieszkańcy. Po wielu godzinach protestów sami zatrzymali koparki, które częściowo zdążyły zburzyć budynek.
W tym czasie mazowiecka konserwator objęła budynek ochroną, a stołeczna wstrzymała rozbiórkę parowozowni i nakazała jej odtworzenie.
Sprawę zburzenia zabytkowego obiektu badała też praska prokuratura. Oskarżyła o jego zniszczenie kierownika robót Wojciecha W. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Akt oskarżenia leży w sądzie od września ubiegłego roku, ale do dziś nie rozpoczął się proces. Nie wyznaczono nawet jego terminu.
Sąd: wpis nieważny
Właściciel zabytkowego budynku zaskarżył decyzje obu konserwatorów. Teraz sprawy trafiły do wojewódzkiego sądu administracyjnego. – Uchyliliśmy decyzję dotyczącą wpisu parowozowni do rejestru zabytków – informuje sędzia Joanna Kube z WSA. W ciągu dwóch tygodni sąd przygotuje pisemne uzasadnienie swojego orzeczenia. Na razie nie wiadomo, czy Ministerstwo Kultury, które było stroną w sporze, odwoła się od wyroku. – Wszystko zależy od uzasadnienia, a tego jeszcze nie znamy, bo do nas nie wpłynęło – tłumaczą urzędnicy z Ministerstwa Kultury.
Jak mówi sędzia Joanna Kube, WSA uchylił także decyzję dotyczącą odbudowy budynku. Dodaje, że to jeszcze nie kończy sprawy, bo strony mogą się odwołać. – Jesteśmy w kropce – przyznaje Ewa Nekanda-Trepka, stołeczna konserwator zabytków. – Jeśli obiekt nie będzie wpisany do rejestru zabytków, to nie można domagać się jego odbudowy – wyjaśnia.
Wczoraj nikt z firmy Budrem nie chciał się wypowiadać na temat parowozowni.
Obrońcy: wpis zrobiony na kolanie
Orzeczenie WSA nie podoba się obrońcom zabytków. Zdaniem Michała Sokolnickiego, szefa stowarzyszenia Nowa Praga, które rok temu walczyło o uratowanie parowozowni, sąd przyczynił się do niszczenia miasta. – Troska o dziedzictwo narodowe w Polsce funkcjonuje tylko w sferze deklaracji. W praktyce zabytki są spychane na margines – uważa Sokolnicki.
Co dalej z parowozownią? Gdyby resort kultury nie chciał się odwołać od orzeczenia WSA, to mazowiecka konserwator mogłaby jeszcze raz spróbować wpisać obiekt do rejestru. Na razie nie wiadomo, czy zostanie powtórzona ta procedura. – Raczej nie sądzę – przyznaje konserwator Barbara Jezierska.
I tłumaczy: – Gdy obejmowaliśmy ochroną konserwatorską budynek, stał on w całości. Dziś prawie nic z niego nie zostało.
Janusz Sujecki z Zespołu Opiekunów Kulturowego Dziedzictwa Warszawy twierdzi, że spodziewał się uchylenia postanowienia o wpisie parowozowni do rejestru. – Było podejmowane na przysłowiowym kolanie i dlatego sąd pewnie dopatrzył się uchybień – tłumaczy. I radzi, co dziś można jeszcze zrobić: konserwator powinna zakazać właścicielowi jakichkolwiek prac na tym terenie, w tym czasie urzędnicy powinni przeprowadzić inwentaryzację obiektu. Na tej podstawie konserwator mogłaby przekonać właściciela do odtworzenia parowozowni. – To relikt, więc może go objąć ochroną konserwatorską – uważa Sujecki.
Wczoraj w Muzeum Historycznym dyskutowano o zniszczeniu praskiej parowozowni.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.