Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Cios w pobliżu serca

Grazyna Zawadka 22-07-2019, ostatnia aktualizacja 22-07-2019 10:19

Pięcioletni Dawid nie żyje. To było zabójstwo – twierdzi prokuratura i pod tym kątem prowadzi śledztwo.

≥Policjanci tylko w tym roku przeprowadzili ponad 17 tysięcy badań na obecność narkotyków
autor: Michał Walczak
źródło: Fotorzepa
≥Policjanci tylko w tym roku przeprowadzili ponad 17 tysięcy badań na obecność narkotyków

Spełnił się czarny scenariusz – poszukiwany od ponad tygodnia mały Dawid nie żyje. Policjanci odnaleźli jego ciało w sobotę, w okolicach Pruszkowa, między Warszawą a Grodziskiem Mazowieckim.

Chłopca rozpoznano po ubraniu, ale pewność da sekcja zwłok. – Zostanie przeprowadzona w poniedziałek. Ustalenia poczynione w toku oględzin wskazują na zabójstwo – poinformował Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

W sobotę wieczorem śledczy dokonali oględzin zwłok i miejsca ich odnalezienia. Ciało dziecka było ukryte koło zbiornika retencyjnego przy węźle Pruszków na autostradzie A2. Jeden z policjantów najpierw zobaczył dziecięcy but. Z nieoficjalnych informacji wynika, że chłopiec miał dwie rany kłute w okolicach serca.

Zagadka zaginięcia

Pięciolatek z Grodziska Mazowieckiego był poszukiwany od 10 lipca, kiedy ojciec – Paweł Ż. ok. godz. 17 zabrał go z domu, a cztery godziny później rzucił się pod pociąg. Wcześniej zadzwonił do matki chłopca i dał jej do zrozumienia, że więcej syna nie zobaczy.

Do poszukiwań zaangażowano setki policjantów z psami, wspieranych przez żołnierzy WOT i strażaków. – Były to największe poszukiwania w historii polskiej policji. Nigdy nie było w nie zaangażowane więcej ludzi, sprzętu, technologii i wsparcia – mówi Mariusz Mrozek ze stołecznej policji.

W oparciu o monitoring policjanci ustalili, że po zabraniu syna z domu ojciec szarą skodą fabią pojechał na Okęcie (być może po to, by pokazać chłopcu startujące samoloty) i wrócił do Grodziska. Po drodze zatrzymywał się (m.in. w rejonie węzła Konotopa). Trasę dokładnie przeszukiwali policjanci i ochotnicy.

– Ci funkcjonariusze zwracali uwagę na wszystkie ślady mogące wskazywać na próbę ukrycia zwłok. Dzień po dniu eliminowali kolejne miejsca, przesuwając się wzdłuż trasy Grodzisk–Warszawa. Tam logował się wcześniej telefon ojca, był widziany jego samochód, na ten rejon wskazywały analizy naszych informacji operacyjnych – mówi Mrozek.

Chłopiec mógł zginąć między godz. 19 a 20 – dokładną godzinę pokaże sekcja. Paweł Ż. musiał pokonać samochodem trasę od miejsca ukrycia ciała do okolic Grodziska, gdzie zostawił skodę. Potem trzy kilometry szedł pieszo, a przed godz. 21 rzucił się pod pociąg.

Policjanci brali pod uwagę kilka wersji – od nieszczęśliwego wypadku, przez przekazanie dziecka (mającego też rosyjskie obywatelstwo) innej osobie, aż po zabójstwo. Kiedy eksperci potwierdzili, że w skodzie znaleziono m.in. ślady krwi chłopca, wariant tragiczny stawał się realny. – W ostatnim etapie poszukiwań, niestety, byliśmy niemal pewni, że szukamy zwłok – mówi jeden ze śledczych.

Zemsta na żonie

Rodzina Dawida repatriowała się z Kazachstanu. Małżonkowie byli w separacji. Żona odeszła od Pawła Ż., złożyła wniosek o znęcanie nad rodziną. Mężczyzna miał stosować przemoc, być uzależniony od hazardu, mieć kłopoty finansowe.

Eksperci przewidywali, że motywem jego działań była „zemsta" na żonie. – Ale nie wykluczyłabym też mechanizmu tzw. zabójstwa rodzinnego, choć nietypowego. W tym ostatnim przypadku sprawca, działający pod wpływem obniżonego nastroju, czasem nawet depresji, przed popełnieniem samobójstwa zabija wszystkie najbliższe mu osoby, a nawet zwierzęta domowe – mówi prof. Monika Całkiewicz z Akademii Leona Koźmińskiego, radca prawny, kryminolog. – W tym przypadku wchodzi w grę zabójstwo tylko synka – żona nie została skrzywdzona. Być może nie była po prostu w zasięgu sprawcy, a może nie była już dla niego osobą bliską. Tego typu sprawca działa w zamiarze ocalenia kochanych osób przed niesprawiedliwością otaczającego świata, uważa zabójstwo za akt miłosierdzia – tłumaczy prof. Całkiewicz.

Czy ukrycie ciała dowodzi, że Paweł Ż. działał z premedytacją? – Sprawca, który zna teren, wcale nie musi się specjalnie przygotowywać do ukrycia zwłok. Po prostu wie, gdzie ciało może być ukryte, działa w znacznej mierze intuicyjnie. Oczywiście zdarza się, że zabójstwo jest skrupulatnie zaplanowane, a bywa też tak, że już samo planowanie zbrodni daje przyszłemu zabójcy bardzo dużo satysfakcji – podsumowuje prof. Całkiewicz.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane