Futrzana gwiazda Błękitnej Armii
W polskim wojsku służył nie tylko niedźwiedź Wojtek. Pierwsza była niedźwiedzica polarna – Baśka Murmańska.
Baśka urodziła się na północy Rosji. Została wcielona do polskiego Baonu Murmańskiego. W grudniu 1919 r. defilowała przed naczelnikiem Józefem Piłsudskim. Niestety, życie skończyła tragicznie.
Historia oddziału, w którym służyła futrzana żołnierka, rozpoczyna się po rewolucji bolszewickiej w 1917 r. i wycofaniu się Rosji z Wielkiej Wojny, gdy polscy żołnierze służący w armii carskiej zostali rozproszeni po całym upadającym imperium. Twórca Błękitnej Armii generał Józef Haller postanowił zagospodarować owych wojskowych dla odradzającej się Polski i wciągnąć ich do walk prowadzonych przez armie ententy u boku białych przeciwko czerwonym. W połowie czerwca 1918 r. Hallerowi udało się uzyskać zgodę państw sojuszniczych na rozpoczęcie werbunku do polskich oddziałów na terenie Rosji. Komisje wojskowe powstały Murmańsku i Archangielsku. Oddział był formowany w miejscowości Kola. Stworzony został tam batalion strzelców polskich liczący ok. 300 żołnierzy. Ruszył do boju z bolszewikami u boku Brytyjczyków. Nasi żołnierze walczyli m.in. w pobliżu jeziora Onega w Karelii.
Podryw na niedźwiedzicę
W przedwiośnie roku 1919–go Archangielsk nad Białem Morzem był okupowany przez Entantę, która pod kunktatorskiem dowództwem Anglików i na ich wikcie zamierzała zdobyć Rosję od północy, powywieszać na latarniach ówczesnych czerwonych władców Kremlu, a przede wszystkim zrobić dobry interes na eksploatacji bogactw naturalnych tego kraju" – opisywał ówczesne realia Eugeniusz Małaczewski, który zbeletryzował w latach 20. losy naszej bohaterki w książce "Dzieje Baśki Murmańskiej. Historia białej niedźwiedzicy".
W 1919 r. małą niedźwiedzicę kupił na targu w Archangielsku – jak relacjonuje Małaczewski – podchorąży Walenty Karaś. Rywalizował on z kapitanem włoskich bersalierów o względy pięknej damy. Obaj wiedzieli, że ich wybranka ma słabość do zwierząt, więc przed jej domem paradowali z coraz to większymi okazami. Karaś postanowił przebić kupionego przez Włocha białego lisa, ale w trakcie utarczki o kobietę agresywna niedźwiedzica podarła kapitanowi spodnie i mocno go przestraszyła. Co gorsza, zabiła psa, który ją zaatakował, a pech chciał, że właścicielem owego psa był brytyjski generał, który poszedł na skargę do polskiego dowódcy batalionu Murmańczyków majora Juliana Skokowskiego. Ten skazał Karasia na dziesięć dni aresztu, a Baśkę rozkazem przydzielił do jednostki z nominacją na „córkę regimentu" i wpisał ją do ewidencji kompanii karabinów maszynowych.
Zadanie oswojenia zwierzęcia otrzymał kapral Smorgoński, który miał ciężką rękę, bo musztrował rekrutów. I – jak zapewnia Małaczewski – niedźwiedzica została „obłaskawiona jak domowy pies". A później towarzyszyła oddziałowi „niby żywy sztandar".
Jesienią 1919 r. zapadła decyzja o ewakuowaniu Polaków na Zachód. „Biograf" Baśki Eugeniusz Małaczewski twierdził, że statek z żołnierzami i niedźwiedzicą przypłynął do Gdańska. Jednak niedawno brytyjska rozgłośnia BBC podała, że statek „Toloa" 20 września 1919 r. i owszem wypłynął z Rosji, ale... do Edynburga. Wersję tę potwierdza relacja majora Bronisława Ducha, odnaleziona w gazetce wydanej z okazji pierwszego zjazdu Murmańczyków w 1929 r. Duch napisał, że Polacy wysiedli w szkockim porcie 2 października. BBC, cytując ówczesne lokalne gazety, opisywała sensację, jaką na ulicach miasta wzbudzali polscy żołnierze w charakterystycznych błękitnych mundurach i oczywiście towarzysząca im niedźwiedzica polarna.
Baśka na defiladzie
1 grudnia Polacy opuścili Szkocję na statku „Helena", który miał przetransportować ich do Gdańska, lecz na skutek awantury (nie znamy jej szczegółów) dotarli tylko do Szczecina. 4 grudnia, jeszcze tej samej nocy, której dobili do portu, ruszyli pociągiem do Poznania. Granicę polską przekroczyli pod Krzyżem, 6 grudnia trafili do Modlina, nowego miejsca stacjonowania. Inspekcji oddziału na miejscu dokonał sam generał Haller.
W grudniu 1919 r. wraz ze swoim oddziałem Baśka wzięła udział w defiladzie, którą na placu Saskim w Warszawie przyjmował naczelnik państwa Józef Piłsudski. Murmańczycy zostali potraktowani jak prawdziwi bohaterowie, a niedźwiedzica wzbudzała podziw licznie zgromadzonej gawiedzi.
„Gdy naczelnik, chcąc ją pogłaskać, wyciągnął do niej rękę, bez namysłu podała mu łapę" – zanotował kronikarz. Na zachowanych do dzisiaj zdjęciach wygląda to jednak trochę inaczej – jakby Baśka chciała dosięgnąć przyszłego marszałka łapą z wyciągniętymi ostrymi pazurami.
„Jak na pogrzebie rodzonej siostry"
Do tragedii doszło dwa miesiące później. Niedźwiedzica zerwała się z łańcucha i przepłynęła Wisłę w okolicach Twierdzy Modlin. Ruszyła do pobliskiej wsi, bo miała zaufanie do ludzi. Tam wypatrzył ją miejscowy chłop, niejaki Wawrzon, który akurat z synami rozrzucał gnój w zagrodzie.
Chłop zadźgał ją widłami, bo chciał mieć futro dla żony Maryśki. Gdy we wsi zjawili się żołnierze, Wawrzon zdejmował już nożem skórę z niedźwiedzicy.
Małaczewski tak opisał dialog, który potem nastąpił (pisownia oryginalna): „A niedoczekanie wasze! Nie znacie prawa pisanego? Moja jest, bom ją z narażeniem miłego żywota na własnym groncie upolował. Nie dam!
– Twardy jest naród tutejszy! – zawołał na taką odpowiedź zdesperowany Smorgoński. – Nie ma co, chłopaki. Do broni!...
Na to hasło żołnierze rozgrodzili w okamgnieniu pobliski płot, gdyż karabinów ze sobą nie wzięli, i na łbie ojca Wawrzona i jego synów, i kumów, i sąsiadów, wypisali ze wściekłością, – z furją jakoby całego bataljonu, rzucającego się wręcz do ataku z nastawionym bagnetem – swoje murmańskie, niezawodne, idące przed wszelkiem innem prawem, wojenne prawo.
Zaczem Baśkę, odbitą z chłopskich rąk, włożyli na te same kije, któremi pokonali chłopów, i ponieśli ją ku łodzi, zostawionej przy brzegu, struci żalem i smutkiem, jak na pogrzebie rodzonej siostry".
Niedźwiedzica została wypchana. Podobno przez krótki czas stała w salonie u generała Hallera, gdy pomieszkiwał w toruńskim domu właściciela fabryki pierników. Potem została przekazana do Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Przetrwała Powstanie Warszawskie.
Stella Maria Szacherska w publikacji „Pułkownik Zbigniew Szacherski, dyrektor Muzeum Wojska Polskiego w latach odbudowy" wspomina, że „maskotka oddziału płk. Skokowskiego, która przybyła z nim do Polski, (...) w specjalnej gablocie przetrwała w dobrym stanie okupację".
Potem jednak pod wpływem politruków z Głównego Zarządu Polityczno-Wojskowego Ludowego Wojska Polskiego niedźwiedzica trafiła do magazynu muzealnego, zresztą razem z resztą pamiątek przypominających chwalebne dni walki z bolszewikami.
Co potem się z nią stało? Nie wiemy. Jedna z wersji mówi, że po wojnie została wyrzucona na śmietnik, gdy komuniści pozbywali się wszystkiego, co było związane z historią II Rzeczypospolitej. Druga, że została przekazana do Warszawskiego Towarzystwa Łowieckiego. Może u kogoś Baśka stoi do dzisiaj?
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.