Nieprzygotowani na niepodległość
Jeszcze w połowie 1918 r. niemal nikt w Polsce nie wierzył w niepodległość ojczyzny.
Przyszła nagle, niezapowiedziana, z dnia na dzień, zaskakując wszystkich. Jędrzej Moraczewski, były legionista z I Brygady i drugi premier II Rzeczypospolitej, wspominał po latach: „Niepodobna oddać tego upojenia, tego szału radości, jaki ludność polską w tym momencie ogarnął. Po 120 latach prysły kordony. Nie ma »ich«. Wolność! Niepodległość! Zjednoczenie! Własne państwo! Na zawsze! Chaos? To nic. Będzie dobrze". Rzeczywistość wyglądała jednak inaczej.
Niepodległość nie była witana przez tłumy na ulicach. Nikt jej nie fetował w chłopskich chałupach, mieszczańskich domach czy na salonach arystokracji. Nie było nawet oficjalnej proklamacji nowej republiki. Dopiero dwa lata później przyjęto, że za dzień powstania nowego państwa należy uznać 11 listopada 1918 r., rzekomą datę przyjazdu Józefa Piłsudskiego do Warszawy. Ale nawet w wyborze tej daty od początku istniało przekłamanie. Piłsudski wrócił z Magdeburga dzień wcześniej, a 11 listopada wybrano na święto ze względu na rocznicę podpisania układu rozejmowego w Compiègne, kończącego I wojnę światową.
Wbrew temu, co pisał Moraczewski, znaczna część społeczeństwa polskiego przyjęła ogłoszenie niepodległości z chłodnym dystansem. Starsze pokolenie odrzucało informację, że carski rubel, oparty na parytecie złota, najpewniejsza waluta XIX wieku, nagle stał się bezwartościową makulaturą. Nikt już nie czuł bezpieczeństwa w świecie, który zaczynał bolesną rekonwalescencję po najstraszniejszej wojnie w dziejach. W tych nowych realiach wszystko zmieniało się z dnia na dzień. Budziło to opór tych, którzy jeszcze do niedawna sprawowali władzę w imieniu trzech zaborców.
11 listopada 1918 r. nikt nie wiedział, gdzie są granice nowego państwa polskiego, jak ma działać administracja państwowa, kto odpowiada za infrastrukturę, kto pilnuje porządku, jak powinien wyglądać system podatkowy, sądownictwo czy porządek policyjny. „Bo ni z tego, ni z owego mamy Polskę na pierwszego" – celnie spuentował ten stan rzeczy sam Piłsudski. W tym ogólnym bezładzie najbardziej uporządkowany wydawał się proces tworzenia nowych sił zbrojnych.
28 października Rada Regencyjna mianowała generała Tadeusza Rozwadowskiego szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Powszechnie przyjęło się uważać, że to Józef Piłsudski, mianowany w styczniu 1917 r. referentem Komisji Wojskowej, był twórcą polskiej armii. W rzeczywistości od 22 lipca 1917 r., kiedy Piłsudski został aresztowany przez Niemców, a potem przebywał kolejno w więzieniach w Gdańsku, Spandau i Magdeburgu, prawdziwą, niezwykle żmudną i profesjonalną organizacją centralnych instytucji wojskowych oraz różnych formacji Wojska Polskiego zajął się generał Tadeusz Rozwadowski.
Powrót Piłsudskiego do Warszawy oznaczał jednak, że Rozwadowski musi odejść od kierowania siłami zbrojnymi. Już w pierwszych dniach istnienia niepodległego państwa czaił się ponury konflikt jego elit – ludzi wybitnych, ale śmiertelnie skłóconych. Przeszłość rzucała się cieniem na kariery tych, którzy mieli być nieskazitelnym wzorem patriotyzmu. Na liście płatnych konfidentów wywiadu Sztabu Generalnego Austro-Węgier (HK-Stelle) znajdowały się m.in. nazwiska Walerego Sławka oraz Józefa Piłsudskiego, którzy odpowiednio nosili pseudonimy Stefan 1 i Stefan 2. Obu zwerbował pułkownik Sztabu Generalnego CK Armii Józef Artur Rybak, który już w grudniu 1918 r. został w niepodległej Polsce szefem Oddziału VI Informacyjnego Sztabu Generalnego, a później awansował na generała brygady. Nie jest też tajemnicą, że krakowskiego „Strzelca", na którego czele stał Józef Piłsudski, założył, szkolił i uzbroił austro-węgierski wywiad. Piłsudski nie był zresztą tylko tajnym współpracownikiem HK-Stelle. Przypuszcza się, że w 1904 r. miał jakiś układ z wywiadem japońskim, a później francuskim. Niewyjaśniona do końca przeszłość Marszałka i większości przedstawicieli elity politycznej II RP spowodowała konflikt, którego pokłosiem był zamach majowy, sanacyjny rozkład państwa, a w ostateczności klęska wrześniowa.
masz pytanie, wyślij e-mail do autora: p.lepkowski@rp.pl
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.