Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Zmiana, czyli ile wody musi upłynąć

Anna Brzezińska 04-10-2009, ostatnia aktualizacja 05-10-2009 20:38

Przemiany dobiegły końca, ale miejmy nadzieję, że to początek zmian nad Wisłą. Bo choć pojawiły się ciekawe projekty, to wciąż za mało, by powiedzieć: osiągnęliśmy cel, oswoiliśmy rzekę.

Po godz. 20 uczestnicy imprezy mogli wypuścić w niebo  200 świecących lampionów
źródło: materiały prasowe
Po godz. 20 uczestnicy imprezy mogli wypuścić w niebo 200 świecących lampionów

Widowiskowe koncerty, wystawa fotograficzna, akcja puszczania świetlistych lampionów – sobotnie zakończenie przypominało fetę, jakich mało. I choć atrakcji, które w okolice mostu Świętokrzyskiego mogły ściągnąć setki widzów, nie brakowało, to gości pożegnania było stosunkowo niewielu.

Oczywiście, można powiedzieć, że duży wpływ na frekwencję miała pogoda. Jesienna aura nie sprzyja zabawie w plenerze, lecz refleksjom w zaciszu domu. Czas, by pojawiły się one też u organizatorów Przemian.

Bo choć idee przyświecające stworzeniu nowego festiwalu – jak mówi Ewa Czeszejko-Sochacka: wizytówki w staraniach o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016 – są chlubne, to nie do końca udało się je zrealizować.Co było nie tak? Pełnomocnik ESK 2016 unika jednoznacznej odpowiedzi. Liczy, że przyniesie je dzisiejsze spotkanie z organizacjami pozarządowymi, które z nadania ratusza przygotowały czteromiesięczny festiwal.

Oddanie organizacji Przemian fundacjom i stowarzyszeniom, w większości co prawda już od dawna działającym nad Wisłą, było ryzykownym eksperymentem. Tym bardziej że w rozpisywanym naprędce konkursie na ich działania wyłożono 3,5 mln zł.

Ta niebagatelna kwota miała zagwarantować, że w ciągu jednego sezonu na zaniedbanym wybrzeżu pojawią się tłumy znane dziś tylko z fotografii z lat 60. I czasem się pojawiały – na tańcach na dechach w Porcie Czernikowskim, koncertach na barce „transFORM”... To z pewnością duży sukces.

W większości z 500 wydarzeń uczestniczyli jednak głównie znajomi znajomych, bo założeniem festiwalu było – jak mówi Czeszejko-Sochacka – docieranie do potencjalnych gości „w sposób środowiskowy”. Skończyło się na tym, że rozrzuconym w czasie i przestrzeni wydarzeniom po prostu zabrakło rozgłosu.

Brak profesjonalnej kampanii reklamowej, funkcjonalnej strony WWW czy nawet katalogów z kompletną informacją o wydarzeniach sprawił, że nie udało się dotrzeć z informacją do wszystkich, którzy mogliby „zwrócić się twarzą do Wisły”.

Wniosek na przyszłość nasuwa się sam – oddać promocję specjalistom. Nawet dla prężnie na co dzień działających organizacji pozarządowych tak duży festiwal może być nie do udźwignięcia.

Jest jeszcze inne rozwiązanie – skrócić festiwal, skumulować odbywające się w jego ramach imprezy. Ten postulat nie wynika z pragnienia kulturalnego natłoku czy widowiskowości, lecz czystej ekonomii – ograniczenia ilości wody, która musi upłynąć w Wiśle, zanim naprawdę poczujemy, iż płynie ona przez nasze miasto.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane