Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Najlepsze jest „blue sky”

Małgorzata Kalińska 21-06-2009, ostatnia aktualizacja 22-06-2009 09:44

Tak widowiskowego show, z tak wysokim poziomem adrenaliny z pewnością nie można było oglądać w ostatnim czasie w żadnym innym miejscu Polski. Big Way Camp zgromadził na lotnisku pod Ostrowem Wielkopolskim 200 najlepszych skoczków i światowej klasy load-organizerów, którzy przez niemal tydzień tworzyli tam skomplikowane podniebne formacje.

autor: Małgorzata Kalińska
źródło: Fotorzepa

Camp dla najlepszych

Rejestracja do campu, składającego się z dwóch imprez – jednej dla mniej doświadczonych skoczków i drugiej, której celem było utworzenie ponad stuosobowej formacji, rozpoczęła się już w grudniu ubiegłego roku. Chęć uczestnictwa zgłosiło 370 osób. Ostre kryteria pozwoliły jednak na zakwalifikowanie jedynie 250.

Skoczkowie, którzy zakwalifikowali się do udziału w imprezie organizowanej przez największą w Polsce szkołę spadochronową Skydiv.pl oraz najlepszych światowych load organizerów, przyjechali do Michałkowa z ponad 25 krajów, m.in. USA, Francji, Ukrainy, Czech, Rosji, Danii, Kanady.

- Wszyscy musieli wypełnić szczegółową ankietę, którą później analizował load-organizing-team – mówi „Rz Online” Maciej „Heniek” Węgrzecki, współorganizator.

W skład teamu wchodziły takie spadochroniarskie sławy, jak Kate Cooper-Jensen, Lary Henderson, czy B.J. Worth. - Każdy z nich ma swój ranking skoczków, na podstawie którego ocenia, czy skoczek może wziąć udział w takiej imprezie, czy nie. Powstaje on na podstawie bazy, do której skoczkowie wpisywani są podczas międzynarodowych imprez spadochroniarskich – tłumaczy Węgrzecki.

Mimo że do udziału w campie wyłoniono 250 uczestników, na imprezę odbywającą się w dniach 15-19 czerwca dotarło tylko 200. - Dużo osób odpadło z powodu zwykłych problemów technicznych. Niektórym skoczkom z Rosji i Ukrainy nie udało się otrzymać w odpowiednim czasie wiz. Tylko z tego powodu do Polski nie przyjechało 25 osób. Część nie wzięła udziału ze względu na nagłe kontuzje, wykluczające ich ze skoków – dodaje Węgrzecki.

Bezpieczne spadanie

Podczas imprezy na straży bezpieczeństwa skoczków stał ogromny sztab ludzi, którzy nadzorowali dosłownie wszystko. Na podstawie wcześniej przygotowanych list sprawdzali obecność spadochroniarzy po każdym oddanym skoku. Z miejsca dowodzenia co chwilę słychać było inny komunikat: jeden ze skoczków nie odmeldował się po skoku; kolejna grupa musi przygotować się do startu; czas na przerwę na posiłek.

W pogotowiu zawsze stał samochód, który w razie potrzeby wyruszał po skoczka, zniesionego przez wiatr kilka kilometrów od lotniska.

Mimo że licencjonowani skoczkowie uprawnieni są do samodzielnego składania spadochronu głównego, na miejscu obecni byli również Ci, którzy układaniem sprzętu spadochroniarskiego zajmują się profesjonalnie. Wśród nich Roman „Cnota” Cnotalski, jeden z siedmiu w Polsce rigerów, czyli specjalnie wyszkolonych osób, zajmujących się układaniem i serwisowaniem spadochronów zapasowych. – Ode mnie zależy bezpieczeństwo skoczka. Jeśli nie otworzy się spadochron główny, jedyną szansą na bezpieczne wylądowanie jest spadochron zapasowy. Składając go bądź serwisując poświadczam jego sprawność techniczną i odpowiadam za skoczka – mówi „Rz Online” „Cnota”.

- O tym, kiedy otworzy się spadochron decydują dwa parametry: wysokość oraz prędkość opadania. Zależą one oczywiście od powierzchni czaszy i wagi skoczka. Spadochron zapasowy studenta otworzy się, gdy podczas spadania przekroczona zostanie wysokość 330 metrów oraz prękość 13m/s – dodaje.

Formowanie szyków

Pierwsze ćwiczenia rozpoczęły się już w poniedziałek, czyli pierwszy dzień zgrupowania. Wówczas skoczkowie, podzieleni ze względu na stopień zaawansowania, zostali przyporządkowani do odpowiednich grup. Każda z tych grup koordynowana była przez innego load-organizera.

Wydzielone zostały dwie 55-osobowe grupy (zakwalifikowane do tworzenia ponad stuosobowej formacji) oraz ćwiczące oddzielnie zespoły 40-osobowe i spadkowe, składające się z kilkunastu skoczków.

- Każdy skoczek ma swoje miejsce w formacji. Zwykle nie ulegają one zmianie. Modyfikacje wprowadzane są wyłącznie wtedy, gdy jakiś skoczek nie radzi sobie na swojej pozycji – tłumaczy Maciek Węgrzecki.

Każdy skok jest rejestrowany przez kamery. Na podstawie nakręconego filmu można później przeanalizować wszystkie popełnione błędy. Wśród filmujących wszystkie próby utworzenia formacji w Michałkowie znaleźli się najlepsi kamerzyści – mający 33-letnie spadochroniarskie doświadczenie i 20 tys. skoków na koncie, Norman Kent oraz będący 25 lat w sporcie, mający za sobą 11 tys. skoków, Andrey Veselov.

To, czy formację uda się ułożyć, leży w dużej mierze również w rękach pilotów. Tym razem skoczkowie mieli do dyspozycji sześć samolotów, które sprowadzone zostały z całej Polski, Czech i Austrii, razem z doświadczonymi załogami na pokładzie.

- Lecimy w szyku sześciu samolotów i wychodzimy na poziom 150, tj. na wysokość 5 tysięcy metrów. Po zrzucie skoczkowie tworzą swoją formację, natomiast my (piloci - przy. red.) swoją formację kasujemy. Schodzimy do lądowania według ustalonej wcześniej kolejności – mówił, przed pierwszym wylotem z ponad stuosobową załogą, pilot jednego z samolotów, Krzysztof Konachowicz - Cały lot, czyli wznoszenie i zniżanie do lądowania zajmuje około 35 minut - dodał.

Pogoda często psuje plany

Na udany skok, zwłaszcza dużych formacji, ogromny wpływ mają dobre warunki pogodowe. Zarówno skoczkowie, jak i piloci maszyn, muszą mieć ze sobą kontakt wzrokowy.

– Najlepsza pogoda do skoków to oczywiście "blue sky" – tłumaczy Bogna Szyller, jedna z osób nadzorujących podniebne wyloty. - W deszcz i przy zbyt dużych wiatrach się nie skacze, a przy takich dużych formacjach najlepiej żeby było czyste niebo, bez zbyt dużego pokrycia w chmurach. Skoczkowie nie mogą rozchodzić się w chmurach, muszą siebie widzieć – dodaje.

Walczyli o uczestnictwo w biciu rekordów

Zaplanowanej w podostrowskiej przestrzeni powietrznej formacji ostatecznie nie udało się utworzyć. Jedna z prób zakończyła się rezultatem 99 proc. zrealizowanego zadania. Na drodze do sukcesu stanęły skoczkom nie najlepsze warunki pogodowe – deszcz i zbyt duże zachmurzenie. Organizatorom i skoczkom udało się przeprowadzić zaledwie pięć prób utworzenia formacji.

Big Way Camp był jedyną europejską kwalifikacją do rekordu świata, który odbędzie się w 2011 roku w Tajlandii. Skoczkowie planują utworzyć wówczas formację składającą się z 500 osób. Camp był także kwalifikacją do rekordu świata kobiet pod hasłem „Jump for The Cause”. 180 kobiet ubranych w różowe kombinezony utworzy wówczas podniebny układ. Dochód z imprezy zostanie przekazany na rzecz walki z rakiem piersi.

Przejdź na stronę imprezy

ŻW Online

Najczęściej czytane