Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

W sprawie Froga powoływanie biegłych nie było potrzebne

Agata Łukaszewicz 16-09-2014, ostatnia aktualizacja 16-09-2014 06:47

Biegli nie byli potrzebni. Po prostu ułatwili pracę prokuratorowi, który miał zadecydować o postawieniu zarzutów - uważa prof. Ryszard Stefański z Uczelni Łazarskiego.

prof. Ryszard Stefański
 Uczelnia Łazarskiego
źródło: Fotorzepa
prof. Ryszard Stefański
 Uczelnia Łazarskiego

Rz: Robert N. pseudonim Frog w końcu doczekał się konsekwencji pirackiej jazdy po Warszawie. Prokurator zastosował wobec niego wczoraj dozór policyjny, poręczenie majątkowe oraz nakaz powstrzymywania się od kierowania pojazdami mechanicznymi. Trwało to kilka miesięcy. Nie za długo?

Ryszard Stefański: Aż tyle nie musiało. Chyba że trzeba było ustalić świadków zarejestrowanych na filmie wrzuconym do sieci. Potrzebne były dane kierowców, których Robert N. wyprzedzał, omijał itd. Wszystko po to, by móc postawić mu zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w komunikacji. Czyli, potocznie mówiąc, że cudem nie doszło do karambolu. A to już jest przestępstwo.

Czyli grozi za nie surowsza kara niż za zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym, które jest wykroczeniem?

Tak, przy zachowaniu zakwalifikowanym jako przestępstwo kierowcy grozi do ośmiu lat więzienia. W przypadku wykroczenia tylko grzywna i ewentualnie zakaz prowadzenia pojazdów.

Film wrzucony do internetu był dobrej jakości, co mogły zauważyć miliony internautów. Trzeba było powoływać biegłych i płacić za opinie, żeby ustalić, które przepisy Frog naruszył i czy rzeczywiście złamał prawo?

Biegli nie byli potrzebni. Po prostu ułatwili pracę prokuratorowi, który miał zadecydować o postawieniu zarzutów. Przepisy ruchu drogowego nie są aż tak skomplikowane, by trzeba było wspomagać się ekspertami. Tym bardziej że istnieje zarejestrowany, wiarygodny materiał, który pomaga w identyfikacji.

Wielu internautów, patrząc na poczynania Roberta N., nie mogło uwierzyć, że pozostaje bezkarny. Dziwiło ich to tym bardziej, że słyszeli, iż wystarczy przekroczyć prędkość, by stracić prawo jazdy po zatrzymaniu przez policję.

Takie zachowanie policji jest bezprawne. Nie wystarczy jechać za szybko. Trzeba wykazać, że taką jazdą zagrażało się bezpieczeństwu w ruchu drogowym. Jeśli policja tego nie udowodni, nie ma się co dziwić, że sąd zwraca dokument.        —rozmawiała Agata Łukaszewicz

rp.pl

Najczęściej czytane