Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Zapomniana strona Powstania Warszawskiego

Rafał Jabłoński 13-08-2009, ostatnia aktualizacja 23-08-2009 15:06

Jak 65 lat temu odbierała powstanie ludność cywilna? Z relacji wynika, że głównym źródłem wiadomości była plotka. Drugim – prasa – przeważnie „Biuletyn Informacyjny” Armii Krajowej. Jego lektura daje dziś sporo do myślenia.

Największego skarbu – wody – szukano nawet w lejach po bombach
źródło: EAST NEWS
Największego skarbu – wody – szukano nawet w lejach po bombach
W morzu gruzów tkwiły tysiące mogił. Do połowy 1947 r. nie zidentyfikowano 69 tys. wydobytych szczątków
źródło: Życie Warszawy
W morzu gruzów tkwiły tysiące mogił. Do połowy 1947 r. nie zidentyfikowano 69 tys. wydobytych szczątków
Płonie ich dom. Mieszkańcy  budynku  u zbiegu  ulic Jasnej  i Moniuszki uciekają  z resztkami  dobytku.  Podczas Powstania zniszczono  25 proc. zabudowy, a po nim Niemcy spalili jeszcze 35 proc. Oznacza to, że na każde dziesięć domów sześć  w zasadzie nie nadawało się  do odbudowy
źródło: EAST NEWS
Płonie ich dom. Mieszkańcy budynku u zbiegu ulic Jasnej i Moniuszki uciekają z resztkami dobytku. Podczas Powstania zniszczono 25 proc. zabudowy, a po nim Niemcy spalili jeszcze 35 proc. Oznacza to, że na każde dziesięć domów sześć w zasadzie nie nadawało się do odbudowy

Czego dowiedzieć się mógł zwykły warszawiak o Powstaniu? Na początek – o czym dziś się nie pamięta – że przyjęło nazwę „Sierpniowego”. A to wzorem listopadowego i styczniowego. Pierwszy raz nazwa ta pojawiła się jako tytuł głównego artykułu „Biuletynu Informacyjnego” – „Drugi dzień Powstania Sierpniowego”.

Bez patosu

Początkowo wychodził on w małym, konspiracyjnym formacie, by 11. dnia walk przejść na duży, stając się w ten sposób niemal prawdziwym dziennikiem. Wydawano go w nakładzie dochodzącym w pewnym momencie do 20 tys. w Śródmieściu. Pojedyncze egzemplarze docierały na odcięty Żoliborz i Mokotów. Publikowano wiadomości z terenu walk w stolicy, a także, dzięki radiowemu nasłuchowi, z całego świata.

Cywilów, którzy nie byli na barykadach, żyło w tym mieście 30 razy tylu, ilu żołnierzy podziemia (zginęło co najmniej siedem razy tyle). Ludzie ci widzieli to, co się działo wokoło. O prawdziwym klimacie Powstania świadczą fragmenty jedynej, regularnie wychodzącej gazety, czyli właśnie „Biuletynu Informacyjnego”. Starając się nie osłabiać woli walki z rzadka tylko donosił o masakrach mieszkańców.

7 sierpnia: „Cywilna ludność Woli dzieli walkę żołnierzy. (...) Spadają na nią bestialskie ciosy zemsty niemieckiej”. Te ciosy to wymordowanie od 18 do około 40 tys. ludzi; historycy podają rozbieżne dane. Po kolejnych sześciu dniach czytelnicy dowiedzieli się o „zbrodniach na Ochocie”. Liczb nie podano; badacze szacują, że zamordowano od tysiąca do 10 tysięcy osób.

Wieści o tych rzeziach docierały do Śródmieścia wraz z uciekinierami, czyli szczęśliwcami, którym udało się zbiec spod luf. Rodziły się przerażające plotki, potęgowane brakiem rzetelnych wiadomości, gdyż – poczynając od drugiej połowy sierpnia – informacje o masowych mordach znikają ze stron.

Barwy Powstania

Po 60 latach w powodzi heroicznych opisów Powstania zanikła jego druga strona – nie zawsze chlubna. Wielu ludzi zapomina o tym, że pięć lat okupacji zaowocowało wielkim stresem, a także skryminalizowaniem wielokrotnie większym niż przed wojną. Podczas 63 dni nie żałowano sobie bimbru i innych uciech. Dowodzi tego rozkaz płk. „Montera” z 26 sierpnia – „Za pijaństwo Sąd Wojskowy”. Z jego tekstu wynika – „... stwierdzono, że oddziały i pojedynczy żołnierze nadużywają alkoholu. (...) Oddział podniecony alkoholem i chwilową brawurą jest po paru godzinach nie do użycia”. Sytuacja musiała być poważna, skoro dowódca Powstania zdecydował się na wydanie czegoś takiego i upublicznienie kanałami cywilnymi. Notowano też nie tak rzadkie rabunki i to nie tylko mienia poniemieckiego. Na początku sierpnia ukazał się artykuł – „Ostrożnie z rekwizycjami”. Autor, będący przekaźnikiem władz Powstania, apeluje do rozsądku i do zabierania ludziom tylko tego, co niezbędne na froncie walki. Tekst ten jest ostrzeżeniem przed grabieżami. I to ostrzeżeniem niebezpodstawnym, bo po paru dniach, 12 sierpnia, poinformowano o pierwszym rozstrzelaniu za rabunek.

Przed plutonem egzekucyjnym stanął strzelec „Wola”, którego imię i nazwisko podano do wiadomości publicznej. Cztery dni później mieszkańcy stolicy dowiedzieli się o dziesięciu wyrokach śmierci wydanych przez Sąd Wojskowy. Rozstrzelano kilku kapusiów z lat okupacji oraz trzech żołnierzy AK. Dwóch za fałszywe kwity żywnościowe, na które pobrali z magazynów spore ilości wiktuałów, a jednego za kradzież samochodu i paru innych przedmiotów, w tym kuponu materiału na ubrania – podczas wojny rzeczy nader cennej.

Z różnych relacji wynika, że w okresie późniejszym ze złodziejami i rabusiami już się tak nie patyczkowano. Strzelała do ich żandarmeria AK w trybie doraźnym, bo pole walki nie pozwalało na zwoływanie sądów.W roku 1970 sporo kontrowersji wzbudził „Pamiętnik z powstania warszawskiego” Mirona Białoszewskiego. Bodajże pierwsza próba odbrązowienia Powstania. Gdyby ktoś wtedy pokusił się o lekturę „Biuletynu Informacyjnego”, to być może byłyby mniejsze wątpliwości co do takich wspomnień.

Oto bowiem 15 sierpnia 1944 roku ukazał się artykuł, a raczej felieton – „Plewy powstania (pisało się je wtedy przez małe „p”, podobnie jak i przez następne kilkadziesiąt lat) – Kobiety bez rozumu i bez taktu”. O kim mowa? O osobach, którym po pięciu latach okupacji nie walka była w głowie, a lekkie życie. „... nastroszona czupryna, za ciasne spodnie, wysokie obcasy i czerwono lakierowane paznokcie nóg i rąk. (...) Powstanie czy maskarada?”. Na koniec autor narzeka, że „zapominają o godności kobiecej i pozwalają sobie nad miarę”.

Znałem wielu, którzy przeżyli Powstanie na barykadzie lub w piwnicy – nigdy nie wystawiali laurki zalewającym się bimbrem albo korzystającym z życia. A nam ich dziś oceniać, skoro w tym samym numerze „Biuletynu...” warszawiacy przeczytali o „straszliwym zniszczeniu stolicy”, a w kolejnym – „Niemieccy podpalacze niszczą Warszawę”? Równocześnie polskie radio z Londynu ciągle bębniło chorał „Z dymem pożarów”, co – jak wynika z pamiętników – doprowadzało słuchających do szewskiej pasji – to jakie wnioski wyciągali z tego mieszkańcy? To też były barwy Powstania.

Koniec

Na początku września z łam gazety wyczytać można, głównie między wierszami, że nic dobrego już się nie zdarzy. Pojawiły się bowiem rady, by lepiej „tak długo, jak tylko jest możliwe, trzymać się domu, w którym się mieszka”. Ale po co się trzymać, skoro wszystko było bombardowane? 8 września „Biuletyn Informacyjny” wspomina o niszczeniu Śródmieścia – zamieszkałego przez „bogate mieszczaństwo”.

Skutkiem ostrzału było, jak podawano, spalenie księgozbiorów oraz dzieł sztuki. I działo się już źle, skoro w tym samym numerze wydrukowano zgodę dowódcy Armii Krajowej na opuszczenie miasta przez cywilów. Z innych gazet, w tym z „Rzeczypospolitej Polskiej” (dwutygodnik Delegatury Rządu; w sierpniu i wrześniu 1944 – dziennik), wynika, że w mieście panuje głód. Szaleje spekulacja. Czarnorynkowe ceny żywności wzrosły nawet 10-krotnie.

W tym czasie „Biuletyn...” miał problemy z drukiem, był „chudszy” i przekazywał mniej wiadomości. Aż wreszcie 8 sierpnia powrócił do małego formatu. Kto wtedy pamiętał o chwilach jego dziennikarskiej chwały, kiedy w nr. 44 (ciągła numeracja od początku roku) umieszczono jedyny raz podczas Powstania zdjęcie z podpisem – „Unieruchomiony czołg”. Co prawda z powodów technicznych to niemal czarno-biała plama, ale można było dostrzec zarysy samobieżnego działa przeciwpancernego Hetzer. Prawdopodobnie fotografia przedstawia pojazd nazwany potem Chwat i ustawiony jako fragment barykady w rejonie placu Napoleona (dziś – Powstańców Warszawy).

27 września w gazecie pojawił się patos. Czytelnicy dowiedzieli się, że „Powstanie Warszawskie to dorobek, który nie przeminie”. W latach 60. jeden z wyższych oficerów dowodzących w Śródmieściu powiedział mi, że gdy to przeczytał, a za oknem widział morze gruzów, pomyślał, że ktoś zwariował.

Boje zakończyły się drugiego października, a przedostatni numer „Biuletynu Informacyjnego” wyszedł z datą trzeciego. Tytuł główny – „Walka przerwana”. Tak nazwano kapitulację.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane