Katowała staruszki, chce poddać się karze
Czasami biło się podopiecznych, bo puszczały nam nerwy – mówiła w śledztwie Katarzyna Z., była kierowniczka domu opieki w Radości. Przed sądem stanęła za znęcanie się nad starszymi ludźmi.
Tleniona blondynka po pięćdziesiątce, w jasnym swetrze i z zaciętym wyrazem twarzy stanęła wczoraj przed sądem. Od czasu wybuchu afery w domu pomocy w Radości, czyli od dwóch lat, nigdzie nie pracuje.
– Żyję z gospodarstwa. Co miesiąc mam na utrzymanie 200 zł – mówiła w sądzie Katarzyna Z. Kobieta odpowiada za znęcanie się nad swoimi podopiecznymi. Prokurator zarzuca jej też, że mogła doprowadzić do śmierci jednej z pensjonariuszek, bo nie wezwała karetki. Kobieta przyznała się wczoraj do winy. Chce dobrowolnie poddać się karze.Afera w domu opieki wybuchła w grudniu 2007 roku, kiedy to media obiegły nagrania z telefonu komórkowego. Młody mężczyzna, który odrabiał w placówce wojsko, nagrał, jak personel znęca się nad staruszkami. Były bite, popychane, przywiązywane do łóżek. Ubliżano im. Jednej z kobiet kazano grzebać w brudnych pampersach, tłumacząc, że to ciasteczka. Po tych rewelacjach wszczęto śledztwo, a dom zamknięto. Dwie pracownice oraz dwóch mężczyzn odrabiających wojsko skazano na kary w zawieszeniu. Katarzyna Z. była chora, dlatego teraz ma osobny proces. W sądzie opowiadała o przywiązywaniu staruszek do łóżek.
– Trzeba było zabezpieczyć osoby leżące, by nie zrobiły sobie krzywdy. Fundacja zakupiła specjalne pasy w sklepie rehabilitacyjnym – tłumaczyła. W czasie śledztwa zeznawała, że czasami bito podopieczne. Dodawała jednak, że zarówno ona, jak i jej pracownice były wyzywane i szturchane przez staruszki. – Nie wytrzymywałyśmy tego, stąd nasza agresja. A słowa wulgarne to był nasz język zawodowy – opowiadała śledczym Katarzyna Z. Tłumaczyła też, że czasem biło się podopieczne, by zmusić je do wykonywania poleceń.
– Bardzo żałuję tego, co się stało. Nie wiedziałam, że opieka nad starszymi to taka ciężka praca. Żałuję tych dziewięciu lat – mówiła w sądzie. Zapewniła, że zwracała uwagę personelowi na krzyki, na przekleństwa. – Uważałam, że jest to niewłaściwe – dodawała. Oskarżona poprosiła sąd o możliwość dobrowolnego poddania się karze. Zgodziła się z wnioskiem prokuratora, żeby było to łącznie dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć. Poza tym przez siedem lat nie mogłaby być opiekunką. Miałaby też zapłacić poszkodowanym w sumie 3,8 tys. zł zadośćuczynienia. – To byłaby sprawiedliwa kara – uważa prokurator Patrycja Górska-Zarzecka. Sąd podejmie decyzję 29 października.
Dodaj swoją opinię
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.