Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Nowa rola grubasa, który trzęsie budżetem

Jolanta Gajda-Zadworna 23-12-2010, ostatnia aktualizacja 28-12-2010 09:46

Nie narzekam, przestaję się emocjonować festiwalami i nagrodami, robię swoje - mówi Tomasz Bagiński.

Tomasz Bagiński za sukces uważa zmiany w swojej firmie
autor: Kuba Kamiński
źródło: Fotorzepa
Tomasz Bagiński za sukces uważa zmiany w swojej firmie

Dla Kasi Klimkiewicz, Bartka Konopki i dla ciebie to był bardzo dobry rok…

Tomasz Bagiński: Nie narzekam, ale przestaję powoli emocjonować się festiwalami i nagrodami. Robię swoje, robię kolejne prace i cieszę się, gdy tej pracy jest dużo.

Mimo wszystko spytam o największy sukces 2010 roku?

Zmiany, które uważam za najważniejsze, a które zaszły w firmie Platige Image. Przeszliśmy dość bolesną, ale konieczną restrukturyzację i w przyszłym roku będziemy się mogli zmierzyć z projektami w skali, o której nie mogliśmy nawet myśleć rok temu. Już w „Kinematografie” testowaliśmy pewne rozwiązania. „Historia Polski” była kolejnym elementem zmian produkcyjno-strukturalno-biznesowych, które sprawiły, że to studio może w przyszłym roku zaskoczyć.

„Historia Polski” podbiła Szanghaj...

Narobiła dużo szumu na EXPO, gdzie obejrzało ją pięć czy sześć milionów osób.

A co było najważniejszym wydarzeniem w tym roku w animacji?

Na przełomie lat 2009 i 2010 pojawił się „Avatar”. To bezdyskusyjnie największy technologiczny i kinowy wyczyn. Echa tej produkcji, zwłaszcza technologiczne, będziemy czuli przez całe lata.

Czego możemy się spodziewać w przyszłości?

W ciągu 10 – 15 lat, moim zdaniem, kina aktorskie i animowane zleją się w jedno. Od strony estetycznej nie będzie różnicy między nimi. Tylko od decyzji reżysera czy producenta będzie zależeć, którą ścieżką pójść. Czy realizować film w technologii „Avatara”, czy tradycyjnymi kamerami. Te zmiany są nieuniknione, bo filmowcy i producenci, głównie amerykańscy, tego chcą. Dlatego że umożliwia im to robienie dowolnych planów zdjęciowych bez ruszania się ze studia. To oznacza obniżenie kosztów, wygodę produkcji itd., a jednocześnie daje absolutną i niczym nieskrępowaną wolność tworzenia.

Co dzieje się z „Hardkorem ’44”, animacją o Powstaniu Warszawskim?

Cały czas go rozwijamy i jesteśmy na etapie poszukiwania partnerów produkcyjnych. To bardzo duży i skomplikowany projekt. Co chwila jeżdżę w związku z nim do Stanów. Jestem dobrej myśli, ale mam, w razie czego, trochę skromniejsze projekty w zanadrzu.

Najbliższe plany?

Cała nasza energia będzie rzucona na autorski film „Ścieżki nienawiści” Damiana Nenowa. Zgłosiliśmy go już na kilka znaczących festiwali. Przy tym projekcie występuję w roli jednego z producentów i przyzwyczajam się do nowej roli – grubasa, który trzęsie budżetem. „Kinematograf” był planowany jako moje pożegnanie z filmami krótkimi. Mamy kilka projektów pełnometrażowych. Liczę, że któryś z nich wypali.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane