Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Rozgłos nie zawsze popłaca

jcs, blik 29-06-2014, ostatnia aktualizacja 30-06-2014 14:21

Osoby publiczne unikają restauracji, w których nielegalnie nagrywano polityków. Ale lokale przyciągają ciekawskich.

autor: Krzysztof Skłodkowski
źródło: Fotorzepa
autor: Darek Golik
źródło: Fotorzepa

Wtorkowe popołudnie w restauracji Sowa & Przyjaciele. W środku pustawo, zajętych tylko kilka stolików. Przed drzwiami nie widać ani rządowych limuzyn, ani drogich samochodów biznesmenów. Nie ma też celebrytów. Większość gości to zwykli ludzie.

– Przyszedłem tu z ciekawości. Przyjechałem do Warszawy z południa Polski na kilka dni i chciałem zobaczyć, jak wygląda lokal, o którym teraz wszyscy mówią – tłumaczy jeden z gości.

Odzyskać renomę

Trudno powiedzieć, jak wielu osób, które pojawiły się w restauracji na rogu Czerniakowskiej i Gagarina, nie przygnała chęć zjedzenia smacznego obiadu, choć wielu na pewno zastanawia się, jak smakuje słynne już carpaccio z mathiasa holenderskiego, piklowane rzodkiewki, kawior z anchois z łososia, carpaccio z mlecznej jagnięciny, grillowany kozi ser, policzki czy ogony wołowe, a także ośmiornica. Takie dania jedli tu podczas pamiętnej kolacji minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz i prezes NBP Marek Belka.

Na profilu restauracji na FB można zauważyć wpisy, w których ludzie deklarują, że po publikacji „Wprost" bardzo chętnie zjedzą w niej obiad.

– Myślę, że w pierwszym okresie liczba gości może się nawet zwiększyć, bo wiele osób pójdzie tam z ciekawości, aby zobaczyć miejsce, które tak wstrząsnęło naszą sceną polityczną, i spróbować potraw, które jadły najważniejsze osoby w państwie – mówi dr Monika Skorek z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. Jej zdaniem te osoby prawdopodobnie odwiedzą restaurację raz, bo to nie lokal dla nich.

– To jest restauracja dla VIP-ów, a oni już tam tak chętnie nie będą zaglądać – uważa ekspertka.

Restauracje, w których nagrywano gości, muszą włożyć sporo pracy w odbudowę swojej wiarygodności

Szef lokalu Robert Sowa w wywiadzie dla TVP Info (na nasze pytania nie dostaliśmy odpowiedzi) zapewniał, że goście nie rezygnują z restauracji, a osoby, które zarezerwowały VIP room na sobotę, mimo informacji o podsłuchach zdecydowały się jednak zrobić w lokalu imprezę.

Zdaniem dr. Sergiusza Trzeciaka, eksperta do spraw marketingu politycznego Collegium Civitas, rozgłos nie zawsze jest dobry.

– Obecnie restauracja Roberta Sowy jest wprawdzie dobrze znanym, ale już nie tak modnym miejscem; częściej przedmiotem żartów. Lokalem, do którego raczej nie wypada zapraszać, gdy ktoś chce porozmawiać o ważnych sprawach – tłumaczy.

Zdaniem Moniki Skorek jeśli Sowa & Przyjaciele chce nadal działać, musi zrobić wszystko, by odbudować swoją wiarygodność.

– Robert Sowa powinien teraz dość często pokazywać, że uczestniczy w rozmowach ważnych gości, którzy odwiedzają jego lokal. W ten sposób udowodni, że jest to miejsce bezpieczne – podsumowuje ekspertka.

Właściciel jest chyba podobnego zdania, bo nie tylko szefuje lokalowi, ale często widać go w sali restauracyjnej i przyległym do niej ogródku. Chętnie rozmawia z gośćmi i dosiada się do ich stolików.

Lokal Roberta Sowy to niejedyne miejsce, o którym mówi się w kontekście afery taśmowej. Do nagrań miało także dochodzić m.in. w restauracji Amber Room. Znajduje się ona na piętrze warszawskiego pałacu Sobańskich położonego obok Ministerstwa Sprawiedliwości. Ma tam siedzibę Klub Polskiej Rady Biznesu.

Prywatność priorytetem

To w Amber Room nagrano ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego z byłym ministrem finansów Jackiem Rostowskim. W jej trakcie padły słowa szefa MSZ o tym, że problemem w Polsce jest bardzo płytka duma i niska samoocena. „Taka murzyńskość" – stwierdził minister.

W rozmowie pojawił się też wątek Danuty Hübner z PO, której przyznano pierwsze miejsce na liście wyborczej w Warszawie. „To był skandaliczny pomysł z tą starą komuszką"– powiedział Rostowski.

Szefowie MSZ i Ministerstwa Finansów omawiali też sprawę Antoniego Macierewicza. „To jest ewidentny deal Seremeta z Tuskiem. To, co robią" – tak Radosław Sikorski mówił o zarzutach pod adresem Macierewicza.

Przed aferą taśmową restauracja słynęła m.in. z luksusowych kolacji organizowanych przez środowiska biznesowe, a także imprez charytatywnych. Często można było o niej przeczytać w kolorowych magazynach z wyższej półki. Zarówno sam lokal, jak i mistrz kuchni należeli do najlepszych w Polsce.

Czy afera uderzy w restaurację? Czy odbije się na jej reputacji? Nikt z Amber Room nie chciał rozmawiać z nami na ten temat. Menedżerowie przesłali do redakcji specjalnie oświadczenie. Można w nim przeczytać m.in., że restauracja Amber Room w pełni współpracuje z odpowiednimi służbami państwowymi w celu wyjaśnienia okoliczności nielegalnych podsłuchów prowadzonych w renomowanych warszawskich restauracjach.

„Komfort, bezpieczeństwo i prywatność naszych gości mają dla nas najwyższy priorytet. Z tego powodu wszystkie VIP roomy poddawane są profesjonalnej kontroli antypodsłuchowej, wykonywanej na nasze zlecenie przez firmę Sekkura" – piszą menedżerowie. Dodają, że ostatnie kontrole wykonano 1 kwietnia i 18 czerwca – niezwłocznie po pojawieniu się pierwszych informacji medialnych o możliwych nieprawidłowościach. W obu przypadkach nie wykryto obecności żadnych urządzeń nagrywających.

Przedstawiciele restauracji deklarują, że robią wszystko, aby Amber Room spełniał najwyższe możliwe standardy. „W przyszłości będziemy w dalszym ciągu w sposób jeszcze bardziej drobiazgowy dbać o bezpieczeństwo i prywatność naszych gości" – podkreślają.

Restauracje Sowa & Przyjaciele i Amber Room to niejedyne miejsca, które w ostatnich latach były świadkami głośnych afer politycznych.

Królik jeszcze pędzi

W podobnych okolicznościach przed kilkoma laty Polacy dowiedzieli się o znajdującej się w pobliżu Teatru Wielkiego restauracji Pędzący Królik. Lokal zyskał sławę, gdy były szef CBA Mariusz Kamiński zdradził, że doszło tam do przecieku, w wyniku którego ostrzeżono osoby podejrzane o nielegalny lobbing przy ustawie hazardowej. To tam 24 sierpnia 2009 r. o godz. 18 Marcin Rosół, szef gabinetu ówczesnego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, miał się spotkać z Magdaleną Sobiesiak, córką Ryszarda Sobiesiaka, współwłaściciela firmy hazardowej Golden Play. Miał jej zdradzić, że są donosy na jej ojca.

Czy ta afera sprzed lat wpłynęła na działalność lokalu?

– Na pewno na jego popularność – mówi „Rz" menedżer restauracji. Nie chce jednak rozmawiać na ten temat. – Szefowa nie pozwoliła nam udzielać informacji dotyczących tej sprawy – tłumaczy.

Można jednak przypuszczać, że właściciele lokalu nie są zachwyceni tym, że nazwa ich restauracji pojawiała się w mediach w kontekście afery. Choć na stronie internetowej lokalu znajduje się zakładka pokazująca publikacje na jego temat, nie ma tam artykułów o aferze. Ale restauracja nadal istnieje i wciąż ma gości.

Nie tylko politycy potrafią zepsuć renomę restauracji, ale także gangsterzy. W wielu stołecznych lokalach spotykali się przedstawiciele świata przestępczego, a niektóre z nich były miejscem przestępczych egzekucji.

Tak było w mieszczącej się na warszawskiej Woli restauracji Gama. Tam 15 lat temu w biały dzień zastrzelono 38-letniego Olgierda W., ps. Łysy, 26-letniego Mariusza Ł., ps. Przeszczep, 34-letniego Piotra Ś., 51-letniego Mariana Klepackiego, ps. Klepak, i 48-letniego Ludwika Adamskiego, ps. Lutek. Dwóch ostatnich powszechnie uznawano za ówczesnych szefów „Wołomina", jednego z dwóch największych gangów stolicy.

Pamięć ludzi

Mimo upływu czasu restauracja wciąż istnieje, ale gości jest tam niewielu. A lubią się w nim bawić głównie... policjanci. – Byłem tam dwa razy. Nie czuję do tej knajpy specjalnej estymy. Nie mam czegoś takiego, że muszę pić na wypalonej ziemi – mówi insp. Marek Dyjasz, były szef Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji. Dodaje jednak, że lokale, w których doszło do podobnych ekscesów, albo takie, które wcześniej były miejscami spotkań mafii, w momencie gdy zaczynała interesować się nimi policja czy inne służby, natychmiast były opuszczane przez gangsterów, którzy nigdy już tam nie wracali.

Obecna właścicielka Gamy mówi, że gdy wynajmowała lokal od WSS Społem, nie wiedziała, co się w nim kiedyś stało. – Jestem przyjezdna – tłumaczy. Dodaje, że historią sprzed 15 lat wciąż żyją okoliczni mieszkańcy. Telewizje też często nagrywają programy o tej zbrodni. – A to dobrze nie odbija się na lokalu. Ludzie boją się przychodzić – uważa właścicielka Gamy.

rp.pl

Najczęściej czytane