Trudna miłość
Legia odradza się po słabym początku sezonu. Jagiellonia wymęczyła zwycięstwo nad Niecieczą i pozostaje liderem.
Trener zespołu z Białegostoku Michał Probierz, który tak lubi rugać sędziów, po tym spotkaniu nie powinien się specjalnie wychylać. Rzut karny podyktowany dla Jagiellonii przez Jarosława Przybyła był, delikatnie mówiąc, kontrowersyjny. Cillian Sheridan strzałem z 11 metrów w środek bramki zdobył jedynego gola dla zespołu z Podlasia. To było pierwsze trafienie Irlandczyka w naszej ekstraklasie.
Niecieczy nic nie dało zwolnienie Czesława Michniewicza – jak wiosną nie była w stanie wygrać meczu, tak dalej nie jest. Klub z najmniejszej miejscowości w historii naszej ligi wciąż jednak jest w czołowej ósemce. Grupa pościgowa jakoś niespecjalnie chce Bruk-Bet gonić. Jeśli jednak nowy szkoleniowiec Marcin Węglewski nie zacznie szybko zdobywać punktów, Bruk-Bet będzie musiał walczyć o utrzymanie.
W sobotę w końcu stało się to, na co wszyscy w Warszawie czekali – Legia wskoczyła na pierwsze miejsce w tabeli. Co prawda tylko na jeden dzień, ale nawet ten chwilowy wyczyn jest ze strony zespołu ze stolicy swego rodzaju manifestem. Od kiedy drużynę przejął Jacek Magiera, pytaniem było nie to, czy tak się stanie, tylko kiedy. Magiera oficjalnie został trenerem Legii 24 września zeszłego roku. Od tamtej pory obrońca tytułu wygrał 13 meczów, zremisował trzy, a przegrał zaledwie dwa. Żadna inna drużyna w lidze od 24 września nie zdobyła więcej punktów niż Legia. Za ten okres warszawianie mają ich o cztery więcej niż Lech, aż dziesięć więcej niż trzecia w takiej tabeli Wisła Kraków i aż o dziewięć więcej niż Jagiellonia.
Taka prosta statystyka pokazuje, jak bardzo źle ten sezon rozpoczęła nie tylko Legia, lecz także Lech i jak ważne okazały się decyzje szefostwa obu klubów, by zmienić trenerów. Sezon w Poznaniu rozpoczynał Jan Urban, a w Legii Albańczyk Besnik Hasi. Paradoksalnie, to właśnie kryzys zarówno w Legii, jak i w Lechu sprawił, że liga w tym sezonie tak ciekawie się układa. Pierwszy raz od wielu lat aż cztery zespoły walczą o tytuł.
Legia pokonała Pogoń 2:0, a pierwszą bramkę dla gospodarzy zdobył Michał Kucharczyk. Ten sam piłkarz w poprzedniej kolejce, trafiając dwukrotnie przeciwko Lechii Gdańsk, zapewnił Legii zwycięstwo, wyrasta więc na bohatera.
Kucharczyk jest wyjątkową postacią w zespole mistrza Polski. Od lat jest tak naprawdę wypychany z klubu; gdyby pojawiła się jakaś poważna oferta, niemal na pewno Legia specjalnie by się nie targowała. Problem w tym, że dziewięciokrotnego reprezentanta Polski nikt z zagranicy nie chciał. Kucharczyk wielokrotnie tracił już miejsce w składzie Legii, na dłużej lądował na ławce rezerwowych, a jednak zawsze się odradzał i znów był bardzo ważną postacią Legii.
Stosunek kibiców do Kucharczyka także nie jest jednoznaczny. Owszem, bywa ulubieńcem trybun, w internecie funkcjonuje jako „Kuchy King", ale więcej w tym przekorności i szydery ze strony fanów niż prawdziwej miłości do tego piłkarza.
Kucharczyk jest szybki, dość skuteczny, ale jego braki w wyszkoleniu technicznym widoczne są gołym okiem. Dariusz Dziekanowski powiedział kiedyś o nim, że jest doskonały, gdy ma tylko jedną opcję do wyboru, gdy pojawiają się dwie i musi zacząć podejmować decyzje, zaczynają się schody.
A jednak Kucharczyk nie tylko dziewięć razy wystąpił w reprezentacji, ale też doczekał się Ligi Mistrzów w Legii i został pierwszym Polakiem od 20 lat, który zdobył w Champions League bramkę dla polskiego klubu. To on bowiem trafił w pamiętnej strzelaninie w Dortmundzie, gdy gospodarze pokonali mistrza Polski aż 8:4.
Wiosną Magiera ustawia Kucharczyka jako wysuniętego napastnika – zresztą jako atakujący przychodził do Legii w 2009 roku ze Świtu Nowy Dwór Mazowiecki. Dopiero w Warszawie zmieniono mu pozycję na skrzydłowego, gdzie według kolejnych trenerów miał wykorzystywać swoją szybkość.
Na szpicy Magiera ustawił Kucharczyka z konieczności – zimą sprzedano Nemanję Nikolicia oraz Aleksandara Prijovicia, a kupieni, by ich zastąpić, Tomas Necid i Daniel Chima Chukwu nawet nie wychodzą na boisko w ekstraklasie, tak daleko są od formy i zdrowia.
Wciąż na fali wznoszącej jest Franciszek Smuda i jego Górnik Łęczna. Tym razem zawodnicy byłego selekcjonera rozbili w Gdyni Arkę 4:2 i tracą już tylko punkt do zaliczającej kompletnie nieudany sezon Cracovii i dwa do będącego na bezpiecznym miejscu Piasta.
masz pytanie, wyślij e-mail do autora: p.zelazny@rp.pl
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.