Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Takie rzeczy tylko w Legii

Piotr Żelazny 06-06-2017, ostatnia aktualizacja 06-06-2017 07:33

W klubie nowego mistrza Polski działo się w tym sezonie tak dużo, że wydarzeniami można by obdzielić wszystkie pozostałe drużyny w lidze.

Kibice Legii Warszawa
autor: Nowak Piotr
źródło: Fotorzepa
Kibice Legii Warszawa

Zmiany trenerów, fatalny początek sezonu, olbrzymia strata do prowadzącego tercetu wynosząca aż 12 punktów, sprzedaż najskuteczniejszych piłkarzy zimą i kompletnie nietrafione transfery następców. Do tego konflikt właścicielski i niepewność, jak to się potoczy. Nerwowość wszystkich w klubie, począwszy od magazynierów, poprzez sztab administracyjny, medyczny i sportowy, na dyrektorach skończywszy.

Tak wyglądała sytuacja w Legii w ostatnim roku. Tylko porażka jest sierotą, każdy sukces ma wielu ojców, ale nawet w Legii te najważniejsze postaci dość łatwo wskazać. Wydawało się, że wyczynu Stanisława Czerczesowa z poprzedniego sezonu nie da się powtórzyć, a już na pewno nie da się powtórzyć tak szybko. Gdy Rosjanin przychodził do Legii, musiał odrobić stratę 10 punktów do Piasta Gliwice. Legii udało się wtedy Ślązaków dogonić i wyprzedzić jeszcze na finiszu sezonu zasadniczego. W rundzie dodatkowej gładko przewagę powiększyli.

Liga Mistrzów po latach

W tym sezonie scenariusz powtórzył się jednak co do joty – tylko okoliczności pościgu Legii były o wiele bardziej dramatyczne.

Gdy zwalniano Besnika Hasiego, który w tej historii też jest postacią niezwykle istotną – to w końcu Albańczyk jako pierwszy trener od 21 lat wprowadził polski zespół do fazy grupowej Ligi Mistrzów – Legia miała 10 punktów straty do tria na czele tabeli z Niecieczy, Białegostoku i Gdańska. Zanim Magiera objął drużynę, z Cracovią poprowadził ją Aleksandar Vuković i wywalczył remis 1:1. Wtedy strata do lidera wynosiła już 12 punktów.

Magiera miał więc nawet trudniejsze zadanie niż Czerczesow, który przecież do dziś w niektórych kręgach kibiców przy Łazienkowskiej ma status postaci wręcz kultowej.

Sejf dla Hasiego

Magiera zaczynał ten sezon jako pierwszy trener występującego na zapleczu ekstraklasy Zagłębia Sosnowiec. Do Warszawy został ściągnięty w trybie awaryjnym. Jego największym osiągnięciem było jednak natychmiastowe ugaszenie pożaru. W Legii bowiem chemii między zawodnikami a Hasim nie było. Albańczyk ich nie szanował, nie rozumiał specyfiki klubu, wywyższał się, a wyników – tych ligowych – nie miał.

Wiele o podejściu Hasiego mówi sytuacja, gdy zażądał od prezesa klubu zainstalowania sejfu w szatni – żeby na czas treningu mógł chować w nim swój portfel i drogi zegarek. Albańczyk naprawdę się bał, że zostanie okradziony. Piłkarze, widząc takie zachowanie, tracili do niego resztki szacunku. Ale Hasi zapewnił Legii nie tylko Ligę Mistrzów – bez niego nie byłoby też w Warszawie dwóch kluczowych zawodników: Francuza Thibault Moulina i przede wszystkim Vadisa Odjidji-Ofoe.

To właśnie Belg okazał się zawodnikiem, któremu w największym stopniu Legia zawdzięcza mistrzostwo. Początku nie miał łatwego – w Warszawie pojawił się z wyraźną nadwagą i bez formy. A jednak nawet wtedy było widać – po pojedynczych zagraniach, podaniach – że ma w sobie to coś, że to jest nietuzinkowy zawodnik. Pod okiem Magiery Odjidja doszedł do doskonałej formy, nowy trener zmienił mu też pozycję na boisku. Hasi wystawiał Ofoe głęboko w środku pola, Magiera przesunął znacznie wyżej, za napastnika, dając mu niemal wolną rękę w ofensywie. I trzeba przyznać, że był to ruch ze wszech miar doskonały. W niektórych spotkaniach Vadis o klasę przerastał swoich ligowych rywali.

Wielki letni test

Najważniejszym zadaniem nowego zarządu i prezesa oraz właściciela w jednej osobie – Dariusza Mioduskiego – będzie zatrzymanie Belga na przyszły sezon. Ale jeśli prawdą są pogłoski o 7–8 milionach euro, które chcą wyłożyć działacze tureckiego Fenerbahce, to niestety żadną siłą pochodzącego z Ghany zawodnika nie utrzyma się w Warszawie.

Lato będzie wielkim testem dla Mioduskiego i jego ludzi. Przez pół roku w Legii trwała wojna między właścicielami, której zwycięzcą na koniec okazał się właśnie były współpracownik Jana Kulczyka. Bogusław Leśnodorski przyzwyczaił kibiców do sukcesów, ale i do niezłych transferów. Właściwie złoty dotyk stracił dopiero zimą, gdy sprzedał Nemanję Nikolicia i Aleksandara Prijovicia, a następcy okazali się niewypałami. Ani Tomas Necid, ani Daniel Chima Chukwu nie przyczynili się specjalnie do tej niesamowitej pogoni za uciekającym mistrzostwem.

Wielu kibiców bało się, że Legia Mioduskiego nie tylko wypowie wojnę kibicom (nic takiego się nie stało, a oprawy na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej wciąż są imponujące i jednocześnie wciąż łamią polskie prawo o imprezach masowych), ale także zmieni klub w korporację. Leśnodorski wielokrotnie mówił, że przy okazji transferów, podejmowania kluczowych decyzji trzeba działać w biznesie piłkarskim na wyczucie, spontanicznie, nie analizując wszystkiego w Excelu. Mioduski będzie musiał udowodnić, że i jego metody się sprawdzają. ©℗

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane