Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Co mówi dziecięcy wózek

26-05-2009, ostatnia aktualizacja 10-06-2009 11:12

Kiedyś mamy przesiadywały z dziećmi u fryzjera, z zaufaniem zostawiały u sąsiadek. Dlaczego teraz tego nie robią, wyjaśnia dr Magdalena Rosochacka-Gmitrzak, socjolog rodziny z Uniwersytetu Warszawskiego.

1973 r.
źródło: materiały prasowe
1973 r.
1962 r.
źródło: materiały prasowe
1962 r.
1955 r.
źródło: materiały prasowe
1955 r.

W Centrum Zabaw Twórczych Edward w Gdańsku można oglądać wystawę fotograficzną „Matka Polka. Gdańsk 1945 – 2009”. Składa się z dokumentalnych fotografii prezentujących gdańszczanki z małymi dziećmi w wózkach. Zarejestrował je na kliszy swojego aparatu, od 1945 r. do dziś, znany gdański fotograf Zbigniew Kosycarz.

Rz: Oglądając wystawę, ma się wrażenie, że ewolucja dziecięcego wózka przebiega pionowo. Im późniejsze czasy, tym wózek wyższy…

Magdalena Rosochacka-Gmitrzak: Można także powiedzieć, że wzrosła emocjonalna „wartość” dziecka, a to może powodować, że rodzice chcą stale na dziecko patrzeć, mieć je prawie na wysokości swojej twarzy.

Jakie pojęcie o wychowaniu dzieci miały powojenne pokolenia?

Ówczesne rodzicielstwo nie bazowało na wiedzy socjologicznej czy pedagogicznej. Matki opierały się po prostu na własnych doświadczeniach socjalizacyjnych. To pokolenie nastawione było na prokreację, co potwierdzają dane demograficzne. Rodziło się wtedy trzykrotnie więcej dzieci niż obecnie, a Polaków było niespełna 1,5 raza mniej niż dziś.

To był także dobry czas dla pary małżeńskiej. Zawierano dwukrotnie więcej małżeństw, a rozwodów było ośmiokrotnie mniej.

Rodziny spędzały ze sobą więcej czasu.

Na zdjęciach z lat 70. mamy, choć stoją w kolejkach z dziećmi na rękach, są na obcasach i wyglądają, jakby wyszły prosto od fryzjera!

U tego fryzjera były prawdopodobnie ze swoimi dziećmi. Siedziały pod wielkimi suszarkami, a maluchy bawiły się obok. W dzisiejszych czasach wielu rodziców stwierdziłoby, że to nie jest „konstruktywne jakościowo spędzanie wolnego czasu z dzieckiem”. Poza tym dzisiejsze mamy traktują wyjście do fryzjera czy kosmetyczki jako święty czas dla samych siebie i są gotowe go bronić.

A kiedyś nie potrzebowały tej samotności?

Przebywały częściej z innymi mamami. Kobiety spotykały się w kolejkach, nawiązywały się tam znajomości. Mogły korzystać z innych niż dzisiejsze więzi międzyludzkich. Kontakty z sąsiadami były bliskie i zażyłe. Jeżeli kobieta chciała na chwilę wyjść, zostawiała dziecko u… pani Zosi pod piętnastką. Dziś jest to o wiele rzadziej spotykane.

Jak mama lat 70. wychowywała swoje dziecko?

Wtedy badało się rodziny głównie z perspektywy rodziców, czyli postaw rodzicielskich, a nie dzieci. Teraz kierunek badań często jest odwrotny: chcemy zweryfikować, jak wygląda rodzicielstwo w ocenie dzieci.

Prężnie funkcjonowały wtedy poradnie psychologiczno-pedagogiczne. Kobiety czytały rubryki wychowawcze w „Przyjaciółce” czy „Kobiecie i Życiu”. Kwitła instytucja babci: o niej się mówiło i pisało, prowadzone były badania nad jej rolą w rodzinie.

Te i następne lata to czas, w którym rodziły się dzisiejsze mamy małych dzieci. Jakie one są?

Współczesne mamy mają w głowie następujący wzorzec kulturowy matki: wyrozumiała, czuła, obecna dwadzieścia cztery godziny przez siedem dni w tygodniu, kochająca bezwarunkowo. I – o czym wciąż za rzadko się mówi – zmęczona tymi narzuconymi wymogami. „Tradycją” współczesnych polskich rodzin jest wracający z pracy tata, który wieczorem kąpie dziecko i ewentualnie czyta mu bajkę. Kobieta w tym czasie, po całym dniu zajmowania się maluchem lub pracą zawodową w tym samym co partner wymiarze godzin, robi kolację, przygotowuje mężowi koszulę i krawat na następny dzień, szuka całych rajstop dla siebie. Nic dziwnego, że w badaniach socjologicznych i psychologicznych dzieci najczęściej określają swoją mamę mianem „nerwowa”, a badacze dodają „sfrustrowana”.

Na szczęście sytuacja ulega zmianie. Pojawiło się „nowe ojcostwo” – choć na razie ojcowie jeszcze nie są tym idealnym typem czułego, opiekuńczego, w pełni zaangażowanego we wszystkie prace domowe i egalitarnego członka rodziny.

Rzeczpospolita

Najczęściej czytane