Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Szpitale oszukują i nie przyjmują

Michał Cessanis, Ewa Zwierzchowska 23-01-2009, ostatnia aktualizacja 23-01-2009 19:23

Skandal w szpitalach. Kilka warszawskich placówek odmówiło przyjmowania pacjentów, mimo że były wolne miejsca. Chorzy mogli liczyć tylko na szpitale przy Banacha, Lindleya i na Centrum ATTIS.

autor: Bartosz Sadowski
źródło: Fotorzepa
Szpital na Szaserów
autor: Rafał Guz
źródło: Fotorzepa
Szpital na Szaserów

To nieprawdopodobne. Będę domagała się wyciągnięcia surowych konsekwencji – mówiła wczoraj wieczorem „Życiu Warszawy” Ewa Kopacz, minister zdrowia. – To niedopuszczalne, że w jednych szpitalach lekarze ciężko pracują, a w innych odmawiają ludziom pomocy.

Wczoraj, na jej wniosek, kontrolerzy Narodowego Funduszu Zdrowia zbadali izby przyjęć, SOR-y i oddziały internistyczne. Inspekcja była spowodowana m.in. naszymi artykułami o przepełnieniu i wstrzymaniu przyjęć w niektórych szpitalach. Kontrolerzy ruszyli po południu do 31 oddziałów, które sprawdzali do wieczora. Byli zszokowani tym, co odkryli.

Wolski: kontrolerom dziękujemy

Pacjentów przyjmowały tylko trzy szpitale, chociaż w innych też były wolne łóżka. Jak wykazała kontrola, na oddziałach internistycznych w Szpitalu Grochowskim było aż 15 wolnych miejsc, w Międzyleskim Szpitalu Specjalistycznym – 14, w Szpitalu Bródnowskim i Praskim po 10, w szpitalu przy Stępińskiej – 7. Po kilka wolnych miejsc było też m.in. w szpitalu im. prof. Orłowskiego na Czerniakowskiej, w klinice na Barskiej i na Solcu.

Szpital Wolski w ogóle nie wpuścił ekipy z NFZ.

– Lekarz, który przyjmował naszych kontrolerów, po telefonicznej konsultacji z dyrektorem szpitala Markiem Balickim zakazał im wejścia na teren placówki. – To karygodne zachowanie – mówi Barbara Misińska, p.o. dyrektor mazowieckiego oddziału NFZ.

Spisały się jedynie trzy szpitale – na Banacha, Lindleya i centrum medycyny pracy ATTIS. W tym pierwszym lekarze przyjmowali wszystkich pacjentów – zarówno tych z izby przyjęć, jak i trafiających z karetek pogotowia. Chorych było tak dużo, że musieli leżeć na materacach w korytarzach. Jak obliczyli pracownicy izby przyjęć, wczoraj przewinęło się przez nią nawet do 200 pacjentów.

Pomocy nie odmówiły też szpital Lindleya i ATTIS przy Górczewskiej.

NFZ: to sprawa nawet dla prokuratora

Dziś raport z kontroli trafi na biurko minister zdrowia Ewy Kopacz, ale już wiadomo, że szpitale, które odmówiły przyjęcia chorych, zostaną ukarane przez NFZ. Jak?

– Wyciągniemy surowe konsekwencje. Jeśli okaże się, że któraś z klinik odesłała chorego ze stanem zagrożenia zdrowia i życia, to skierujemy sprawę do prokuratora – ostrzega Misińska.

Dziś Misińska porówna też raporty z pogotowia ratunkowego. – Sprawdzimy, które szpitale odmawiały przyjęcia pacjentów przywożonych przez karetki – zapowiada.

NFZ grozi, że szpitale nieprzyjmujące pacjentów mogą stracić kontakty.

Spór o ostre dyżury

Fundusz zapowiada też, że będzie karał szpitale, które odmówią ostrych dyżurów – to efekt spotkania w ratuszu wojewody mazowieckiego Jacka Kozłowskiego z prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz.

Nie wszystkie szpitale w stolicy dyżurują – głównie chodzi o te podlegające m.in. Ministerstwu Zdrowia. I choć są zobowiązane w kontrakcie z NFZ do pracy „na ostro”, to nie sposób od nich tego wyegzekwować. Dlaczego? – Brakuje nam lekarzy i pieniędzy – mówią szefowie. – Wyłamywanie się z dyżurów będzie traktowane jako złamanie kontraktu z NFZ – ostrzega wojewoda Kozłowski.

Nadal nie wiadomo, kto będzie od marca układał grafik dyżurów. Następne spotkanie w tej sprawie odbędzie się 10 lutego.

Opinia: Ewa Kopacz, minister zdrowia

To skandaliczna sytuacja, te placówki oszukiwały pacjentów, odsyłały karetki z chorymi do innych placówek. Nie może być tak, że w Szpitalu na Banacha wykończony lekarz układa kolejnych pacjentów na dostawkach albo materacach, a w innych szpitalach jest pusto. Nie będę tolerowała takiego podejścia do chorych. Placówki mają coraz większe potrzeby, domagają się większych pieniędzy, oddłużenia, a nie wykonują podstawowych zadań, jakie do nich należą. Dlatego NFZ musi wobec nich wyciągnąć poważne konsekwencje. Każdy pacjent musi mieć zapewnioną opiekę.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane