Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Myślimy – kandydat, skreślamy partię

mgc, rbi, szyp 21-11-2010, ostatnia aktualizacja 21-11-2010 22:55

Przy wyborze kandydatów warszawiacy zwracają uwagę głównie na nazwę komitetu. Ale głosują, bo chcą placów zabaw, lepszych dróg czy kanalizacji.

– Najpierw patrzyłam na nazwę partii. Później na podstawie życiorysów i dotychczasowej działalności wybrałam swojego kandydata – mówi Dorota Swiniarska z Wawra, dla której radny powinien wykazać się troską o rozwój dzielnicy, infrastrukturę, zagospodarowanie przestrzenne i tak potrzebną w Wawrze kanalizację.

– No i placów zabaw brakuje, bo teraz musimy jeździć do Falenicy albo Miedzeszyna, co jest uciążliwe – dodają Marta i Grzegorz Rawińscy, którzy także w głosowaniu kierowali się nazwą komitetu.

Tak samo było w przypadku 93-letniej pani Sabiny, która szła do komisji w szkole przy ul. Białostockiej na Pradze-

-Północ. Nazwiska podawać nie chce. – Powiedzą, że stara baba głosuje i nie wie na kogo – żartuje. – Mam kartkę, na której wypisałam sobie nazwiska. Sama, nikt mi nie pomagał. Mieszkam na Brzeskiej, znam ludzi, ale głosuję na listę.

Robili tak zwłaszcza ci warszawiacy, którzy nie znali kandydatów. Np. na Woli wiele osób wchodziło do lokali, nie mając faworytów. – Same nieznane nazwiska – mówiła pani Maria, która głosowała w komisji przy ul. Esperanto. – Obkleili drzewa i słupy jakimiś obcymi twarzami, nikt z sąsiadów na listach się nie znalazł. Pójdę i zagłosuję na listę, na chybił trafił, jak w toto-lotka.

– Nie słyszałam o ani jednej osobie, która kandyduje do sejmiku województwa. Wrzuciłam pustą kartę – mówi Iwona Białek z Ursynowa.

Na Białołęce większość głosujących deklarowała, że poprze obecną koalicję. – Wreszcie coś się zaczęło dziać, powstały jakieś parki, poszerzają ulice, polepszają komunikację. Będziemy mieli most i tramwaje – mówiła pani Alicja, którą spotkaliśmy przed komisją przy ul. Strumykowej.

Jej mąż miał zgoła odmienne zdanie. – Rzucają nam jakiś ochłap, dali nam tu kupców ze stadionu, pozwalają na budowę kolejnych osiedli, a korki są takie, że nie ma sensu z domu wychodzić – denerwował się. – Wszystko, co najlepsze, idzie do Śródmieścia, bo tak sobie życzą w centralach partii. Najlepiej głosować na tych, których nie będzie obowiązywała dyscyplina partyjna.

Za to państwo Krzysztof i Sylwia Kępscy z Międzylesia są zgodni w swoich wyborach: – Nasz kandydat jest bezpartyjny. Od lat mieszka w Wawrze, czyli naszej dzielnicy, startuje po raz pierwszy w wyborach. A więc mamy prawo przypuszczać, że nie jest skażony układami partyjnymi.

Byli też tacy, którzy kierowali się zarówno nazwą partii, jak i nazwiskiem kandydata. Tak np. zrobili Robert i Katarzyna Sytkowie. – Ursynów się zmienia, i to w dobrym kierunku. Nie jest to już tylko sypialnia. Chociaż to młoda dzielnica, to nie tylko „Orliki“ są potrzebne. O starszych też nie można zapominać, dlatego wybraliśmy takiego kandydata, który myśli podobnie.

W Śródmieściu przy ul. Hożej pan Józef zagłosował na Waldemara Fydrycha z Gamoni i Krasnoludków. – To jest moja czerwona kartka dla innych kandydatów – tłumaczył. – Pani prezydent się nie sprawdziła, Bielecki nie zdobył mojego zaufania, a Olejniczak jest z Łowicza, to powinien tam kandydować. Miałem nie iść na wybory, ale postanowiłem, że lepiej będzie oddać głos w taki sposób.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane