Rodziny poparły faworytów
Głosowanie z rodziną, potem leniwe popołudnie, a wieczorem impreza w sztabie – nikt z głównych kandydatów nie zdecydował się na zrobienie w wyborczą niedzielę czegoś zaskakującego.
Pierwszy w swoim lokalu wyborczym pojawił się kandydat Sojuszu Lewicy Demokratycznej Wojciech Olejniczak. Do szkoły przy ul. Kopcińskiego na Ursynowie przyszedł w towarzystwie żony i dwójki dzieci.
Po wrzuceniu kart wyborczych do urny tryskał humorem. – O godz. 20 zaczynam wieczór wyborczy, a przedtem zamierzam czas poświęcić rodzinie. Na spokojnie, jeśli telewizja, to raczej bajki sobie dzieci pooglądają – mówił Wojciech Olejniczak, ciesząc się też z ładnej pogody, która wpływa na lepszą frekwencję. – Te wybory są bardzo ważne, bo to samorząd reguluje bardzo wiele spraw, które dotyczą naszego codziennego życia: edukacji, służby zdrowia, polityki społecznej. Dlatego warto zadbać o to, by frekwencja była najwyższa.
Choć w kampanii prezydenckiej Wojciech Olejniczak kładł nacisk głównie na ścieżki rowerowe i żłobki, to w swoim okręgu zdecydowanie cieplej wypowiadali się o nim starsi wyborcy.
– Myślę, że o takie rzeczy lepiej zadbają radni z lokalnych komitetów, prezydent jest od ważniejszych spraw – uważa Adam Kłos.
Kandydat PiS Czesław Bielecki do komisji przy ul. Hożej przyszedł ze swoją partnerką Iloną Łepkowską, synem i dwójką wnucząt. Karty do głosowania pomagał wypełnić mu wnuk. „Zagłosował” oczywiście na dziadka.
– Ja osobiście wolę głosować na kobiety – zwierzył się Czesław Bielecki. – Mężczyźni zawsze chcą się wybić, być numerem jeden, a kobiety, oprócz zatwardziałych feministek, stawiają na pracę w grupie i dążenie do celu. Takie osoby dużo lepiej sprawdzają się w pracy radnych.
Podczas krótkiego wystąpienia Bielecki podkreślał, że wybory samorządowe to głosowanie, w którym rozliczamy sąsiadów z wykonania obietnic. – Ja sam jestem swoim wyborcą i na bieżąco będę siebie z obietnic rozliczał – dodał.
Z kilkunastu przepytanych przez „ŻW” osób, które przyszły do komisji, nikt nie zadeklarował oddania głosu właśnie na tego kandydata.
– A jaki to tam sąsiad? – mówił pan Zbigniew. – Po raz pierwszy jego twarz widziałem na billboardach. Zagłosuję na prawdziwego sąsiada. Do rady dzielnicy kandyduje pan Janek, który mieszka w mojej klatce.
Czesław Bielecki również nie był oryginalny w deklarowaniu tego, co będzie robił po głosowaniu – na wieczór wybierał się do sztabu.
Kwadrans po południu w szkole przy Pożaryskiego w Wawrze zjawiła się prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz z mężem. Także ona deklarowała, że resztę dnia spędzi z rodziną, szczegółów jednak zdradzić nie chciała. – Na pewno żadnych telefonów ani telewizji – zastrzegła.
Większość wyborców z „matecznika” pani prezydent zapewniała po wyjściu z lokali, że poparła swoją sąsiadkę. W wyborach do rady dzielnicy mieszkańcy Wawra w poparciu dla Platformy już tak jednomyślni nie byli.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.