Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Chcę żyć z godnością, pomagać każdego dnia

ar, Maciek Wasielewski 29-02-2008, ostatnia aktualizacja 06-03-2008 11:15

Spotkacie go na mieście taszczącego o świcie worek pełen puszek po piwie. Nie współczujcie, nie zamartwiajcie się jego losem. Mikołaj jest szczęśliwym człowiekiem. Tylko przyszło mu żyć w czasach, w których szczęście pojmuje się inaczej.

autor: Dominik Pisarek
źródło: Życie Warszawy

Kilka minut po szóstej, już świta. Dobroduszny starzec z młodzieńczą werwą podnosi się z łóżka i po kwadransie poświęconym na poranną toaletę opuszcza mury noclegowni przy Skaryszewskiej. Długa siwa broda kryje łagodne rysy twarzy. Czerwona opaska na uszy, wysłużona koszula flanelowa, worek na ramieniu. Mikołaj do złudzenia przypomina bohatera filmu Jerzego Stuhra „Pogoda na jutro”. Tak jak Józef Kozioł, tak on, 74-letni włóczęga z dorobkiem życia mieszczącym się w plecaku, nie zgadza się na krzywdę drugiego człowieka. Wybrał życie w ubóstwie, by nie musieć łamać zasad, którymi od zawsze się kierował. Te są proste:– Chcę żyć z godnością. Każdego dnia pomagać głodnym i potrzebującym – tłumaczy Mikołaj. – Można mieć niewiele, ale nigdy tak mało, żeby nie dzielić się z innymi.

Codziennie wydreptuje kilometry wzdłuż torów kolejowych na Pradze, zbiera puszki i butelki po piwie, by spieniężyć je na koniec w punkcie skupu. Dziennie uzbiera kilogram. Dostanie za to jakieś 4 złote. – A ile gimnastyki przy tym. Żeby uzbierać kilogram, muszę wykonać około pięćdziesięciu skłonów – mówi, puszczając oko. – Z rana powietrze czystsze, mogę popracować nad kondycją. To dlatego czuję się jak młodzieniaszek!

Wielka paka

Mikołaj jest skromnym człowiekiem. Nie lubi mówić o sobie i źle znosi popularność. Z tą musi się mierzyć odkąd został nagrodzony w konkursie na Wolontariusza Roku. Kilka dni temu otrzymał tytuł Dobrego Samarytanina. Nagrodę wręczał mu arcybiskup Dziwisz. Powiedział: oby tak dalej, co miało znaczyć, pomagaj dalej wielodzietnym rodzinom. Mikołaj wymyślił „Wielką pakę dla głodnego dzieciaka”. Zbiera niepotrzebne ubrania, zabawki, książki, przybory szkolne, dorzuca chleb i margarynę, po czym wysyła wszystko najuboższym w całej Polsce. Otoczył opieką kilkadziesiąt rodzin.

– Dostaję listy, mam już ich cały stos. Najbardziej cieszą mnie te od dzieci, które zapewniają, że myślą o mnie. Piszą, że nie mogą się nacieszyć podarkami – mówi z satysfakcją. Jego głos, na ogół dobroduszny i dostojny, czasem staje się gniewny, gdy Mikołaj wspomina o ludzkiej obojętności, krzywdzie czy nienawiści.

– Noszę długą brodę, lecz patrz na moje dłonie, są czyste, pachną mydłem – tłumaczy. – Nikt nie ma prawa nazywać mnie kloszardem!

Jednak czasem tak się dzieje. Ktoś spojrzy z niesmakiem, ktoś zawoła: tu nie ma dla ciebie miejsca. Ostatnio kierowca nie chciał wpuścić Mikołaja do autobusu. Nie szczędził bluzgów, groził pobiciem, krzyczał, że autobus to nie sypialnia dla bezdomnych i żeby uciekał, gdzie pieprz rośnie. A Mikołaj chciał jedynie zawieźć na pocztę kilka paczek z żywnością...

Gdzie chrząszcz brzmi w trzcinie

Są i sympatyczne chwile. Mikołaj lubi wspominać wyprawę na Zamojszczyznę. Uzbierał w lesie kosz pełen jagód i zaniósł go pobliskiej niezamożnej rodzinie na pierogi. Powiedział gromadce dzieci, że przyjdzie jutro i żeby zostawiły mu coś na spróbowanie. Następnego dnia czekał na niego pełen talerz.

– Zostawiliśmy ci więcej Mikołaju, bo takie dobre – tłumaczyły dzieci, dla których pierogi z jagodami były rarytasem godnym urodzinowego przyjęcia. Co rusz spoglądały na stół głodnym wzrokiem. Chętnie spałaszowałyby wszystko, ale tak polubiły starca, że sympatia wzięła górę nad burczącym brzuchem.– Ale ja chciałem tylko jednego na spróbowanie – odpowiedział Mikołaj, po czym wspólnie wyczyścili talerz.

Starzec ze wzruszeniem opowiada o domu rodzinnym i czasach dzieciństwa. – Urodziłem się tam, gdzie chrząszcz brzmi w trzcinie – śmieje się. W Strzebrzeszynie dorastał razem z dwoma młodszymi braćmi. Mama opiekowała się domem, ojciec był fryzjerem. Żyli skromnie, ale szczęśliwie:– Każdemu życzę takiej mamy jak moja – wspomina ją ciepło. – To ona nauczyła mnie, że bez względu na przeciwności losu warto być otwartym na drugiego człowieka. Dlaczego warto? A żeby na starość móc uśmiechnąć się do lustra.

Lata gimnazjum i liceum upłynęły na grze w piłkę i biegach przełajowych. Mikołaj był nawet zawodnikiem kilku klubów z Zamojszczyzny. Potem przeniósł się do Warszawy, gdzie skończył kurs szybowcowy.– Mama prosiła, bym skończył z lataniem. Mówiła: wolę, żebyś chodził po ziemi, niż latał po niebie. Bała się, że ktoś mnie zestrzeli, a było to ładnych parę lat po wojnie – wspomina sympatyczny starzec.

Skąd wziąć na znaczek?

Tak naprawdę nazywa się Romuald Mądrakiewicz. Mikołajową ksywę zawdzięcza podobieństwu do świętego starca roznoszącego prezenty w wigilijny wieczór. W noclegowni znalazł się przed dwoma laty, jak mówi, trochę przez przypadek. Całe lata pracował w oświacie i turystyce. Organizował dzieciakom wyjazdy wakacyjne. Potem zaczęły się problemy rodzinne, o czym nie chce jednak opowiadać.

Z własnymi dorosłymi już dziećmi ma sporadyczny kontakt, jak bohater „Pogody na jutro”. Pogodził się z tym. Nie chciał walczyć, tłumaczyć, dlaczego wybrał noclegownię.

– Dobrze jest, jak jest – mówi ze spokojem. – One mają już swoje życie, swoje sprawy. Nie chcę się mieszać. – Mikołaj jest fantastycznym człowiekiem, opiekuje się biednymi i pozbawionymi dachu nad głową – opowiada Ewa Dobrzańska, resocjalizatorka, wydawczyni miesięcznika dla bezdomnych „Homo Mizerusa”. – Nie jeden zapłakałby się nad swoim losem, będąc na jego miejscu. A on? Jest szczęśliwy. Kombinuje tylko, skąd wziąć na znaczek pocztowy i do kogo posłać paczkę.

– Są różne odmiany bezdomności – tłumaczy Konrad Kalinowski, który pomaga wracać do życia w społeczeństwie ludziom ulicy. – Tylko niewielu można pomóc. Większość odrzuca wsparcie. Mikołaj to wyjątkowy przypadek. Zaradny, doskonale radzący sobie w życiu. Jest podporą „Homo Mizerus”. Zapytany o marzenia, odpowiada bez namysłu:– Chciałbym, żeby nie było głodnych dzieci – nawet przez myśl nie przejdzie mu pomyśleć o sobie...

Życie Warszawy

Najczęściej czytane