Neonowa przeszłość miasta
O sobie mówią – neonowcy. Choć w większości są na emeryturze, tworzenie neonów to nadal ich pasja. Kiedyś setkami reklam oświetlali Warszawę, dziś coraz częściej – na fali sentymentu do dawnego wzornictwa miasta – restaurują reklamy świetlne z lat 60., 70. i 80.
P raga-Północ. Kilka baraków nieopodal torów. W tle słychać przejeżdżające pociągi i warkot silników samochodów odbierających z ramp towar. Trzeba podejść bliżej zabudowań, by usłyszeć przecinający gwar, coraz głośniejszy stukot młotka.
– To prace nad renowacją neonu kina Kultura. Już dobiegają końca – tłumaczy Jacek Hanak, dyrektor produkcji w Przedsiębiorstwie Produkcyjno-Usługowym Reklama i prowadzi nas do środka hali, z której dochodzi dźwięk.
– Nic się tu nie zmieniło od pół wieku – mówi nasz przewodnik, gdy podchodzimy do jednego z dwóch gigantycznych stołów. Rzeczywiście. Czas jakby się tutaj zatrzymał.
– Ci sami ludzie, ta sama technologia – śmieje się Wojciech Snopiński, jeden ze współpracowników blacharni z ponad 30-letnim stażem. Jest tak pochłonięty naprawą uszkodzeń w neonie Kultury, że nawet nie podnosi głowy znad stołu. Skrupulatnie sztukuje dziury w metalowej części świetlnego szyldu. Jest przy drugiej literze „U”.
Podręcznika brak
W hali obok również praca wre. To tutaj równolegle wykonywane są szklane części neonów. Według szablonów od niemal 30 lat wypala je Dariusz Sztygowski.
– Liczy się precyzja – mówi, pokazując zgięty przed chwilą szklany element. Formuje go wedle rozłożonego na stole wzoru w skali 1:1.
– Taka rurka może świecić w kilkudziesięciu kolorach – wyjaśnia i prowadzi nas w stronę tzw. wzornika. – W środku mogą być dwa gazy. Jeśli jest to argon, wtedy neon ma odcienie niebieskie, zielone, a jeśli neon – czerwone, pomarańczowe. No i ważny jest jeszcze luminofor, czyli wewnętrzna pokrywa szkła – tłumaczy, wskazując na rozłożone obok gotowe, świecące już konstrukcje. – Te się „wyjarzają”, czyli dopalają – mówi. To ostatni etap produkcji. Zarówno ten, jak i każdy inny odbywa się ręcznie.
– Wciąż odpowiadają za nie ci sami ludzie. Odkąd nauczyli się fachu, nie wymyślono już nic lepszego. Nie wyszedł nawet żaden podręcznik. Wiedza przekazywana może być tylko z pokolenia na pokolenie – mówi Hanak i po chwili zamyślenia dodaje. – No nie, jest zmiana. Żarówki są już teraz energooszczędne.
Archiwa światła
– Tak zaprojektowano neon w 1988 r. – mówi inż. Jacek Wyczółkowski, szef firmy, i wyciąga z pożółkłych teczek dokumentację projektową kina Kultura.
– To na jej podstawie dokonujemy renowacji – mówi. Podobnie było z kinem Skarpa, którego neon odnowiono tutaj na początku grudnia. Kina już nie ma. A neon? Trafił do Muzeum Sztuki Nowoczesnej przy ul. Pańskiej 3.
– Proszę spojrzeć, tu był jeszcze napis „kino” – mówi dyrektor, wskazując na projekty Skarpy z 1958 r. Nie zachował się.
W archiwach firmy zalegają tysiące podobnych projektów.
– Kontynuujemy tradycję pierwszej powojennej pracowni, która zajmowała się robieniem warszawskich reklam. Archiwum też przejęliśmy w spadku – mówi Wyczółkowski.
Część zbiorów, ze względu na wilgoć w piwnicznych magazynach, nie ocalała. Do reszty mało kto już zagląda. No chyba, że planuje odrestaurować neon z lat 60., 70. czy 80.
– Coraz częściej zgłaszają się do nas firmy i prywatne osoby z prośbą: Naprawcie, ale proszę, nic nie zmieniajcie – mówi Hanak. – Nie wiem, o co chodzi, jakiś sentyment do PRL czy co? – śmieje się.
Pasja na rzecz miasta
– Podeszła do mnie raz starsza pani. Wpatrując się w jedno z moich zdjęć, nie była w stanie ukryć wzruszenia. – To tam byłam na pierwszej randce z moim mężem – mówiła, wskazując na zdjęcie reklamy kina – opowiada Ilona Karwińska, która od trzech lat fotografuje stołeczne neony. – Wtedy zrozumiałam, że to w prywatnych wspomnieniach tkwi siła neonów – mówi.
Jaka to siła? Gdy przed rokiem Karwińska montowała swoją wystawę w Pałacu Kultury i Nauki, nie była pewna, co za emocje wywołają jej prace.– Wzornictwo lat 60. i 70. przywołuje trudne dla nas czasy – mówi. – Obawiałam się więc, że moje neony będą kojarzone negatywnie. A tu, proszę? Takie zaskoczenie.
Wystawa, nie tylko przez starszą panią od randki, była przyjęta bardzo ciepło. Na tyle ciepło, że Karwińska w tym tygodniu wydała album „Warszawa. Polski neon”, m.in. z prezentowanymi w Pałacu zdjęciami. Jest tu np. Cepelia na pl. Konstytucji, Dancing na Świętokrzyskiej, Jubiler z Grójeckiej i neon sklepu nocnego w Hali Mirowskiej.
Ten ostatni robił Snopiński. Tak jak i neony na Dworcu Centralnym czy Pałacu Kultury i Nauki. – Całą Warszawę żeśmy oświetlili – śmieje się. – Znaczna część zdjęć w albumie dokumentuje reklamy, których już nie ma, bo wyburzono budynki lub zniszczono neony przy remoncie. Tak było na przykład z hotelem Vera, Grand Orbis czy kinem Polonia – wylicza autorka.W sumie Karwińska, włączona przez „Życie Warszawy” do grona Wawaaktywnych, czyli społeczników działających na rzecz miasta, ma w swoich zbiorach ponad 300 fotografii. W albumie zaprezentowała ok. 200. Obok części z nich znajdują się dawne rysunki neonów. Fotograf odnalazła je w przedsiębiorstwie Reklama. Na dźwięk jej nazwiska szef Wyczółkowski tylko wzdycha: – Pasjonatka.
Uliczna kompozycja
To określenie pasuje też do Stanisława Paradowskiego.
W zawodzie jest od 1948 r., a z Reklamą związał się w 1964 r. Dziś, już na emeryturze, doradza przy renowacji neonów. Teraz przy neonie kina Kultura. Na pytanie, który z jego wyrobów darzy największym sentymentem, nie potrafi powiedzieć. – Przez moje ręce przeszło ok. 700 może 800 neonów – wylicza. – Wszystkie są piękne.
– Nic dziwnego. Kiedyś nad ich tworzeniem czuwali prawdziwi artyści – zaznacza Wyczółkowski. Zanim projekt został wcielony w życie, opiniowano go na kilku szczeblach. Taki proces trwał nawet trzy lata.
– Wszystkie neony w ciągu danej ulicy lub podwórka musiały się ze sobą komponować – opowiada i dla przykładu sięga po teczkę z lat 70., dokumentującą projekty osiedla na ul. Pruszkowskiej na Ochocie. – Apteka, totalizator sportowy, Warszawska Spółdzielnia Spożywców Społem, bar kawowy, bar mleczny. Twórcy osiedla wywierali presję na zarządców tych obiektów, żeby się wizualnie unifikowali – opowiada dyrektor. – Teraz to już niemożliwe. Wolna amerykanka. Reklamy są brzydkie, statyczne, wystukiwane na komputerze tysięcy niepasujących do siebie trzcionek, a do tego zamieszczane bez żadnej koordynacji – dodaje.
Bunt przeciw komercji
– Przeciwieństwem chaosu nie musi być uporządkowanie czy ujednolicenie, lecz harmonia – uważa Józef Mrozek, kierownik zakładu historii i teorii designu Wydziału Wzornictwa Akademii Sztuk Pięknych. Tego, jego zdaniem, dzisiejszej Warszawie brakuje najbardziej. Czyżby za tym tęsknili też miłośnicy neonów?
– Starsi mieszkańcy kojarzą neony z dobrymi chwilami z młodości – spotkaniami studenckimi, pierwszymi miłościami, zabawą – uważa. A młodsi? – Oni zmęczeni są przede wszystkim komercyjną funkcją dzisiejszych reklam – mówi. – Kiedyś reklamy świetlne nie zawsze promowały dany produkt czy usługę. A nawet jeśli to robiły, to zwykle z ironią, dystansem tak jak neon Kabanos na często pustym sklepie mięsnym w Al. Jerozolimskich. Bardzo ważna była także ich funkcja informacyjna. Upiększały ciemne miasto i czyniły przestrzeń publiczną bardziej przyjazną – mówi historyk wzornictwa, dodając, że nie bez przyczyny już w latach 70. neony zaczęły służyć artystom jako materiał równie użyteczny jak płótno.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.