Dużo słów, mało muzyki
Twórcy spektaklu „Kieszonkowa orkiestra” w teatrze Komedia mieli ambitny zamiar zainteresowania dzieci muzyką klasyczną. Mało kto tym się zajmuje, bo to trudne zadanie. Mały widz nie lubi poważnych wykładów, woli zabawę. A dorośli chcą przede wszystkim opowiadać.
Kiedy pobierałem nauki, do mojej podstawówki przyjeżdżali co miesiąc artyści z pewną panią. Ona mówiła, oni grali lub śpiewali. Ten model edukacji artystycznej wciąż obowiązuje. Filharmonia Narodowa urządza w szkołach rocznie 2 tysiące takich koncertów. Zaprasza też na spotkania z legendarną Ciocią Jadzią i na poranki dla małych melomanów.
Dziś dziecko jednak chce nie tylko słuchać. Lepsze efekty edukacyjne można osiągnąć poprzez zabawę, ale dorośli nie bardzo to rozumieją. Jeśli dzieci niewiele wiedzą dziś o Chopinie, to dlatego, że brak pomysłów, jak im go przedstawić. Uczeni chopinolodzy protestują, jeśli narodowego kompozytora ktoś chce zdjąć z pomnikowego piedestału.
W „Kieszonkowej orkiestrze” Chopin wciąż kaszle i kłóci się z George Sand. Żona Schumanna romansuje z Brahmsem, Bach nosi w kieszeniach ubranka i zabawki swoich 20 dzieci, a Wagner podrywa córkę Liszta.
Graeme Garden, autor „Kieszonkowej orkiestry”, jest jednak brytyjskim showmanem telewizyjnym, a programy satyryczne w tym kraju słyną z tego, że nie uznają świętości. Wobec słynnych kompozytorów Garden nie czuje więc respektu. Nie znaczy jednak, że lepiej dogaduje się z dziećmi.
„Kieszonkowa orkiestra”, choć reklamowana przez Komedię jako widowisko interaktywne, obarczona jest tym grzechem, co większość przedsięwzięć edukacyjnych. Widz zostaje zasypany nazwiskami i terminami, a ponieważ reżyser Norbert Rakowski chciał nadać spektaklowi wideoklipowe tempo i ciągle zmieniał sytuacje sceniczne, powódź słów zamieniła się w szum informacyjny.
Zdecydowanie za mało tu zabawy takiej, jaką dał pomysł, by „Cwałowanie Walkirii” Wagnera dzieci wzbogaciły wystrzałami z nadmuchanych przez siebie papierowych torebek. Twórcom i aktorom zabrakło też odwagi, by wyjść poza tekst sztuki. A przecież mogliby to zrobić na przykład w zbyt szybko uciętej rozmowie z widzami, czym według nich jest muzyka.
Dzieci chcą nie tylko słuchać, ale i dotknąć instrumentów. Zrozumieli to organizatorzy niedzielnych poranków muzycznych w Polskim Radiu, jednej z ciekawszych ostatnio inicjatyw edukacyjnych w stolicy.
Muzyka ma magię, którą można wzmocnić środkami teatralnymi. „Kieszonkowa orkiestra” jest pod tym względem skromna i prosta. Wyraźnie ustępuje widowisku „W krainie czarodziejskiego fletu”, granemu na niewiele większej niż w Komedii kameralnej scenie Opery Narodowej. Choć i tam wykład o muzyce jest przegadany, to muzyki jest zdecydowanie więcej, a teatralna akcja jest bardziej atrakcyjna dla małego widza. To niemal wzór spektaklu edukacyjnego, ale też konkurentów ma niewielu.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.