Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Sklepy znikają z galerii

Agnieszka Grotek 10-07-2009, ostatnia aktualizacja 12-07-2009 20:18

Znane marki odzieżowe zamykają salony w galeriach handlowych. Powody są dwa: zła sytuacja finansowa firm i za wysokie czynsze za wynajem lokali w stolicy.

CH Arkadia
autor: Seweryn Sołtys
źródło: Fotorzepa
CH Arkadia

Bardzo lubię eleganckie ubrania z polskiej sieci Monnari. Szukałam tych sklepów w Arkadii i Blue City, ale nie znalazłam. Co się z nimi stało? – pyta Barbara Kraczewska z Żoliborza.

Okazuje się, że stopniowe znikanie salonów z galerii handlowych to już namacalny efekt szalejącego kryzysu, który dotknął branżę odzieżową.

Marki do likwidacji

– Spółka przeżywa obecnie kłopoty spowodowane kryzysem i spadkiem sprzedaży – przyznaje Anna Augustyniak-Kala, dyrektor biura zarządu Monnari Trade. I dodaje, że złożono do sądu wniosek o ogłoszenie upadłości oraz rozpoczęto proces ograniczania działalności spółki i zamykanie nierentownych salonów.

Sklepy Monnari zniknęły już z Arkadii, Blue City i King Cross Praga. Są jeszcze w dwunastu innych miejscach, np. w Klifie czy Sadybie Best Mall.

Zamykanie salonów Monnari to niejedyny taki przypadek w ostatnim czasie. Znikają też sklepy odzieżowe takich marek jak Molton – jest już w rękach syndyka i Pabia – zależna od spółki Monnari.

– Zarząd podjął decyzję o zaprzestaniu tworzenia kolekcji pod marką Pabia i stopniowym zamykaniu salonów do końca sezonu letniego – wyjaśnia Anna Augustyniak-Kala.

Z rynku mogą też znikać salony z młodzieżową odzieżą marki Reporter, która również złożyła w sądzie wniosek o ogłoszenie upadłości układowej. – Chcemy, by marka istniała na rynku. Część sklepów na pewno trzeba będzie zamknąć – przyznaje Adam Wiechoczek z zarządu spółki.

Czarne chmury zebrały się też nad jedynym w Polsce zlokalizowanym w CH Promenada salonem z włoską odzieżą męską Cosimo Martinelli, który został zamknięty dwa dni temu.

– Majątek jest już w rękach syndyka. To on decyduje o losie tej marki na naszym rynku – przyznaje Maciej Fedorowicz, wiceprzewodniczący rady nadzorczej spółki Gino Rossi, od której marka ta jest pośrednio zależna.

Sami sobie winni?

Markowe salony w pierwszej kolejności znikają z atrakcyjnych lokalizacji.– Niestety, zdarza się, że właściciele centrów handlowych rozwiązują z nami umowy – przyznaje Augustyniak-Kala.

Dlaczego tak się dzieje? Według przedstawicieli firm odzieżowych, problemem są zbyt wysokie czynsze za wynajęcie lokali. W stolicy za metr kwadratowy powierzchni trzeba zapłacić ok. 83 euro (ok. 300 zł).

– Skok wartości euro był dla nas zabójczy – podkreślają zgodnie.Jednak – zdaniem analityków rynku handlowego – takie argumenty są bezzasadne.

– To nie jest tak, że czynsze w galeriach dynamicznie wzrosły. Tak naprawdę nikt ich nagle nie podnosił – mówi Agnieszka Olszewska z działu powierzchni handlowych w firmie Cushman & Wakefield.

I dodaje, że w ostatnim czasie wartość waluty euro faktycznie wzrosła. Najemcy jednak nie muszą od razu zamykać sklepów, mogą przecież negocjować zasady najmu.

– Likwidacje sklepów to nie jest efekt wysokiego czynszu, ale błędnego zarządzania daną marką – zaznacza Olszewska.

Według niej, aby sklep przynosił zyski, powinien mieć nie tylko odpowiednią lokalizację, ale także właściwy asortyment odpowiadający konkretnej grupie klientów.

– Upadają te firmy, które postawiły na bardzo szybki rozwój – zauważa Grzegorz Błachnio z Euler Hermes, autor raportu o upadłościach w Polsce w 2009 roku, z którego wynika, że na Mazowszu upadło już 60 różnego rodzaju firm.

Specjaliści wyjaśniają, że aby planowany w dobrych czasach szybki rozwój marki odzieżowej się powiódł, trzeba było brać kredyty. Kiedy w kryzysie obroty w handlu spadły, koszty produkcji wzrosły, nie ma zatem z czego spłacać zadłużeń.

– Takie marki odzieżowe praktycznie nic swojego nie mają. Salony wynajmują, ubrania szyją w Chinach, Indiach lub na Litwie – wymienia Błachnio. – Zatem jedynym wyjściem jest ogłoszenie upadłości, oddanie majątku w ręce syndyka, a następnie zlikwidowanie sklepów – dodaje.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane