Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Zabił, obejrzał ciało i zapalił jointa

Marek Kozubal 23-08-2009, ostatnia aktualizacja 24-08-2009 18:52

Nastolatek zabił na Grochowie młodą kobietę i uciekł z miejsca wypadku. Dzisiaj sąd dla nieletnich zdecyduje, jak go ukarać.

W piątek późnym wieczorem na ul. Grochowskiej przy Gocławskiej kierowca forda potrącił 19-latkę. Dziewczyna nagle wyszła zza autobusu i wtargnęła na jezdnię. – Odbiła się od forda i wpadła pod nadjeżdżający autobus linii 125 – relacjonuje policjant.

Sprawca wypadku – młody kierowca forda – uciekł. Świadkowie podali policji tylko informację, że w środku siedziało kilka młodych osób, oraz początek numeru rejestracyjnego pojazdu.

Na miejscu wypadku szybko pojawili się ratownicy. – Musieliśmy za pomocą specjalnego urządzenia podnieść autobus, aby wyciągnąć ciało. Niestety pomimo reanimacji dziewczyna zmarła – opowiada strażak.

Policjanci niezwłocznie rozpoczęli poszukiwania samochodu pirata drogowego.

W kilkadziesiąt minut później mieli już trop. Patrol straży miejskiej znalazł porzuconego w krzakach przy ul. Podskarbińskiej forda. Miał rozbitą przednią szybę i wgniecioną maskę. – Strażnicy skojarzyli go z informacją, która pojawiła się w eterze o wypadku, i natychmiast zawiadomili policjantów – opowiada Krzysztof Mich z zespołu prasowego straży miejskiej.

Pojazdem jechała czwórka młodych osób. – Zostawili go i poszli obejrzeć skutki wypadku, stali w tłumie gapiów i oglądali ciało zmarłej dziewczyny – opowiada Joanna Węgrzyniak, oficer prasowy południowopraskiej policji.

Dziwnie zachowujących się młodych ludzi wyłuskali policjanci. Jednak nie było już wśród nich sprawcy wypadku. Mateusz S. (16 lat) zdołał dotrzeć do domu. Jak relacjonowała portalowi TVN Warszawa jego matka, był roztrzęsiony. – Uciekł z miejsca wypadku, bo nie wiedział, co robić – twierdziła.

Matka wraz ze znajomą zawiozła chłopaka na komisariat policji przy ul. Grenadierów. – Został zatrzymany jako sprawca wypadku, w poniedziałek o jego losie zdecyduje sąd dla nieletnich – dodaje Joanna Węgrzyniak.

Nastolatek nie miał prawa jazdy, wziął samochód rodziców, chciał się popisać przez rówieśnikami. Policjanci sprawdzili, czy Mateusz S. był trzeźwy lub pod wpływem narkotyków. Test wykazał, że palił marihuanę.

Matka Mateusza stwierdziła w TVN Warszawa, że zapalił już po wypadku „z nerwów”. – Być może to tylko linia obrony. O tym, jaka była prawda, zdecyduje sąd – ucina jeden ze śledczych.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane