Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Zwłoki na ławce

blik 06-02-2010, ostatnia aktualizacja 07-02-2010 21:10

Bielańska policja wyjaśnia, czy zespół pogotowia ratunkowego nie naruszył godności zwłok ludzkich.

autor: Danuta Matloch
źródło: Fotorzepa

W piątek po południu policyjny patrol zauważył leżącego na ławce przy ul. Kasprowicza starszego mężczyznę. Był nieprzytomny. Funkcjonariusze rozpoczęli jego reanimację. Wezwali też na miejsce pogotowie. Kiedy przyjechała karetka, dalsze działania podjęli już ratownicy.

– Wnieśli mężczyznę do karetki. Funkcjonariusze nawet pomagali im w tym – opowiada jeden z policjantów.

Wtedy radiowóz odjechał. Jednak kilka minut później policja znów dostała wezwanie do mężczyzny na ławce przy ul. Kasprowicza.

Na miejsce pojechała załoga, która była tam kilkanaście minut wcześniej. Okazało się, że zgłoszenie dotyczyło tego samego starszego pana. Na miejscu była jeszcze karetka. Jednak chorego wyniesiono z ambulansu z powrotem na ławkę.

Okazało się, że 71-letni Tadeusz Z. już wtedy nie żył. Ciało zabrał samochód wezwany przez mundurowych z zakładu pogrzebowego. Teraz policja sprawdza, czy ratownicy z pogotowia postąpili zgodnie z prawem.

Marek Niemirski, koordynator z pogotowia ratunkowego, mówi, że cała sprawa zostanie dokładnie wyjaśniona dopiero w poniedziałek.

– Wiadomo, że tam były dwie karetki, jedna z nich zabrała do szpitala mężczyznę, który spadł z dachu, druga pomagała człowiekowi leżącemu na ławce – mówi Marek Niemirski.

Według jego wstępnych ustaleń, zmarły mężczyzna wcale nie był w karetce. – Gdyby tam umarł, wówczas na miejsce musielibyśmy wezwać prokuratora, a zmarły trafiłby do zakładu medycyny sądowej na sekcję zwłok – tłumaczy przedstawiciel pogotowia.

Tymczasem policja obstaje przy swojej wersji. – Ten człowiek był w karetce. Funkcjonariusze pomagali ratownikom wnosić go do środka. Na Kasprowicza wróciła ta sama załoga, która rozpoznała karetkę – zapewnia oficer. Dodaje, że policjanci chcieli wylegitymować ratowników, ale ci zwlekali z okazaniem dokumentów i szybko odjechali.

Poza tym zeznania policjantów potwierdzają niezależni świadkowie, którzy przyglądali się akcji z boku. – Całą sprawę na pewno będzie musiał ocenić prokurator i to on podejmie decyzję co do ratowników – mówi policjant.

zyciewarszawy.pl

Najczęściej czytane