Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Zrobił swoje, może odejść

29-10-2002, ostatnia aktualizacja 29-10-2002 00:06

Jednym podpisem przekreślili dorobek mojego życia. W ratuszu nie mają serca - ubolewa Marian Śpitalniak, były leśniczy i kierownik lasów na Bemowie. Urzędnicy postanowili sprzedać ziemię, na której leśniczy mieszka od połowy lat 60. Zaplanowali tu oazę dla bogaczy.

Tu żyłem i tu chcę żyć do końca - mówi 72-letni leśniczy. - Nie pamiętają, że starych drzew się nie przesadza. Nawet ze mną nie rozmawiali, nikt nie pytał mnie, co ja na to. Już zapomnieli, jak dawali mi honorowe tytuły dla zasłużonych warszawiaków. I gdzie pójdę? Na bruk? - nie może opanować wzburzenia. 30 lat pracy Marian Śpitalniak mieszka na niewielkiej posesji przy ul. Natalii 1 na Starym Bemowie. Okolica jest przepiękna, dom leśniczego stoi praktycznie w środku lasu, choć także niedaleko od skrzyżowania głównych ulic osiedla - Kaliskiego i Radiowej. Wokół domu wiele drzew, niewielkie miejsce idealne do palenia ognisk, kamienie przerobione na wygodne siedzenia. Śpitalniak mieszka tu od maja 1965 roku, kiedy został kierownikiem obwodu leśnego Bemowo, części lasów należących do miasta. Pracował na tym samym stanowisku do lipca 1996 roku, kiedy przeszedł na emeryturę. Razem z etatem w latach 60. otrzymał prawo najmu niedużej, kilkusetmetrowej działki. Sam zbudował niewielki kilkupokojowy domek. Mieszka tu z żoną do dzisiaj. - O tym, że będę musiał się stąd wynieść, oficjalnie wciąż nie wiem. Ale uszy mam, więc słucham, co się mówi - tłumaczy. - Wiem, że urzędnicy z ratusza chcą mnie stąd wykurzyć. Obrócą w perzynę to, co posiadam, czego się w życiu dorobiłem. Chcą tu postawić kompleks segmentów dla swoich znajomych i kolegów. Ale to się stanie po moim trupie. Na ile prawdziwe są czarne przewidywania Śpitalniaka? Formalnie działka przy ul. Natalii 1 nigdy nie była własnością leśniczego. Zawsze należała do miasta. Dlatego teraz urzędnicy mogą praktycznie dowolnie nią zadysponować. Miasto rządzi Jak się dowiedzieli reporterzy ŻW, miasto na początku września rozpisało przetarg na sprzedaż tego terenu. Choć zgłosiła się tylko jedna firma - Budexport, przetarg nie został unieważniony. - W wypadku obrotu nieruchomościami wystarczy, że warunki spełni tylko jedno przedsiębiorstwo. Transakcja sprzedaży działki przy ul. Natalii 1 już została sfinalizowana. Niedługo powstanie tu nowa zabudowa mieszkalna - powiedziała wczoraj ŻW Beata Kuźnicka, dyrektor wydziału gospodarowania gruntami urzędu Warszawy. Wojna podjazdowa Na działce przy ul. Natalii 1 zmieści się albo niewielki blok z kilkunastoma mieszkaniami, podziemnym parkingiem i placem zabaw dla dzieci, albo kilka ogrodzonych wysokim parkanem kameralnych domków jednorodzinnych. To, którą formę wybierze inwestor, jeszcze nie zostało przesądzone. Nieznane są też żadne, nawet wstępne projekty zabudowy. Wiadomo jednak już dzisiaj, że Marian Śpitalniak niedługo będzie musiał opuścić działkę, na której żyje od ponad 30 lat. Leśnik zapowiada, że dobrowolnie nie wyniesie się z domu. Twierdzi, że jeśli w taki sposób mu się dziękuje za lata pracy dla Warszawy, to on też nie musi być lojalny wobec byłych pracodawców. - To przypomina jakąś wojnę podjazdową z zamierzchłej przeszłości. Nikt nic nie mówi, a wokół mnie robi się coraz większe zamieszanie. Jak tak dalej pójdzie, to razem z żoną skończymy jako zawałowcy. O ile w ogóle przeżyjemy to, co nas niechybnie czeka - nie kryje rozżalenia Śpitalniak. Najgorsze jest dla leśniczego jednak nie to, że miasto chce go wyrzucić z mieszkania, w którym na świat przyszły jego dzieci - choć to, jak mówi, jest bardzo bolesne. Jak się okazuje, dotąd nie dostał żadnej gwarancji ani od urzędników, ani tym bardziej od inwestora, że kiedy w miejscu, gdzie teraz stoi dorobek jego życia powstanie już nowy kompleks mieszkaniowy, on będzie miał gdzie mieszkać. Wprawdzie urzędnicy zapewniają, że sytuacja, w której Śpitalniak zostanie bez dachu nad głową, nie wchodzi w grę, ale leśniczy urzędnikom nie wierzy. Będą negocjacje - Powinni grać w otwarte karty. Nie grają, a wszystkie ich obietnice nie mają w praktyce znaczenia - twierdzi emerytowany leśnik. - Inwestor został poinformowany, że na terenie, który kupuje, mieszkają ludzie. Obiecał, że załatwi z nimi wszystko jak należy - mówi Beata Kuźnicka.Zdaniem Marka Sachanowicza, dyrektora generalnego firmy Budexport, niedługo rozpoczną się negocjacje z Marianem Śpitalniakiem. Dostanie najpewniej propozycję zajęcia innego mieszkania. Tylko że nie wiadomo jeszcze jakiego i gdzie. Prawie pewne jest jednak, że mniejszego niż dom, w którym teraz mieszka. - I po co tyle tyrałem dla tego miasta i dla tej okolicy? Widać wciąż obowiązuje prawda, że jak ktoś zrobił swoje, może odejść. Żeby na starość zamienić zielony ogród przed domem na ciemną klatkę schodową i ciasny pokój z kuchnią. Nie opłacało mi się to wszystko wcale - kończy ze smutkiem leśniczy.
__Archiwum__

Najczęściej czytane