Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Krakowski antykwariusz zebrał 40 tysięcy zabawek

26-08-2006, ostatnia aktualizacja 26-08-2006 15:06

Szopka królowej Bony czy blaszany statek dzieci cesarza Wilhelma II – te i inne zabawki cudem dotrwały do naszych czasów. Opiekuje się nimi Marek Sosenko, antykwariusz z Krakowa.

Choć Sosenko jest już po sześćdziesiątce, jego dom pełny jest zabawek. Wiekowe samochodziki poustawiane na serwantkach czy porcelanowe lalki w gablotach stały się członkami jego rodziny. Niektóre zabawki nie mieszczą się w pokojach, więc czekają spokojnie w pudłach, kartonach i kufrach na lepsze czasy.

Szopka na raty

Ktoś pomyśli: kliniczny przypadek „wiecznego dziecka”. Nic podobnego. Marek Sosenko to poważny kolekcjoner, posiadacz największego w Polsce zbioru zabawek, liczącego ok. 40 tys. egzemplarzy. Jego kolekcja to także jeden z najpoważniejszych zbiorów na świecie.

Przeważają zabawki z XIX i XX wieku, choć Marek Sosenko poszczycić się też może eksponatami ze średniowiecza, a nawet sprzed kilku tysięcy lat. Choćby kośćmi do gry czy tzw. liczmanami, którymi rycerze bawili się w oberżach. – Akurat średniowieczne zabawki to mała część mojej kolekcji – mówi skromnie Sosenko. – Wypełniają zaledwie jedną gablotę.

Ale tutaj nie chodzi o liczbę, ale historyczną wartość eksponatów. Jedną z perełek kolekcji jest szopka królowej Bony złożona z pięciu woskowych kukiełek ubranych w renesansowe stroje. – W XIX wieku znalazła się ona w posiadaniu hrabiego Aleksandra Fredry. Tego samego, który napisał „Zemstę” i „Śluby panieńskie” – dodaje kolekcjoner.

Za pierwszym razem, gdy antykawriusz zobaczył szopkę, nie mógł sobie na nią pozwolić. Zresztą miała zasilić zbiory na Wawelu. Kilka lat później powtórzyła się niebywała okazja zakupu. – Akurat jej właścicielem był mój przyjaciel. Docenił wagę mojej kolekcji, spuścił mocno z ceny i zgodził się na spłatę szopki w ratach – wspomina Sosenko. – Dopiero rok temu zapłaciłem ostatnią transzę. Trwało to kilka lat.

Nie chce zdradzić ceny eksponatu. Dla niego jest bezcenny. Reszta to tajemnica handlowa. Wśród skarbów zbioru znajduje się też drewniany zamek obronny Stanisława Wyspiańskiego, który antykwariusz otrzymał od spadkobierców pisarza.

Zabytki na plaster

Pierwszą zabawką w kolekcji był blaszany statek dzieci cesarza i króla Prus Wilhelma II z ok. 1910 r. Niestety został skradziony. – Kolekcję stworzył przypadek. Znajoma wyjeżdżała za granicę – wspomina Sosenko. – Musiała pozbyć się rodzinnych pamiątek, w tym kolekcji zabawek. Powiedziała mi, że jeśli jej nie wezmę, to wszystko przepadnie.

Choć z punktu widzenia kolekcjonera najcenniejsze są zabawki niezniszczone, Sosenko docenia te nadszarpnięte zębem czasu. – Jeśli zabawka jest nienaruszona, musi się z nią wiązać jakieś nieszczęście – tłumaczy. – Albo dziecko było niegrzeczne i za karę nie mogło się nią bawić, albo – co gorsza – było chore i umarło.

Czasami też fabryki zabawkowe plajtowały i pozbywały się zawartości magazynów. Marek Sosenko skorzystał raz z takiej sytuacji i uratował resztki archiwum i półfabrykaty zabawek głównego technologa Krakowskiej Fabryki Zabawek, która w czasch PRL produkowała polskie zabawki również na eksport.

Choć to rzadkość, kilka z eksponatów Sosenki przyjechało do Warszawy. Stanowią ważną część wystawy „Lalki Bolesława Prusa”, którą oglądać można jeszcze przez tydzień w Muzeum Literatury na Starówce.

Jednak właściciel wielkiej kolekcji niechętnie wypożycza zabawki muzeom. Kiedyś robił to częściej. Do momentu, gdy muzealnicy zaczęli gubić lub częściowo niszczyć zbiory. – Zdarzało się, że nie szanowano oryginalnych opakowań zabawek, które niejednokrotnie są piękniejsze i cenniejsze od zapakowanego przedmiotu – podkreśla.

Jedno muzeum było na tyle nierozważne, że przykleiło historyczne pudełka do ścian ekspozycji plastrem. Podczas demontażu razem z opakowaniami zdarto z nich ważne dane identyfikacyjne.

Obudzić urzędników

Największym marzeniem Marka Sosenki jest stworzenie muzeum zabawek z prawdziwego zdarzenia. Potrzebuje ok. 2 tys. mkw., w których pomieści ekspozycję, magazyny, pracownię konserwatorską i szatnię dla zwiedzających. Od dwunastu lat rozmawia z krakowskimi urzędnikami. – Trudno znaleźć taką formułę, by muzeum było miejskie, a zbiory prywatne – tłumaczy kolekcjoner. – Bez nadzoru właściciela kolekcji zbiory tylko na tym stracą.

Do pana Marka zgłaszało się już kilka miast chętnych przygarnąć jego zbiór: Łódź, Kielce, a w zeszłym roku Warszawa. Ale pan Marek rozmawia tylko z krakowskimi urzędnikami. – Chciałbym, by ta kolekcja była blisko mnie, w Krakowie – mówi. – Na szczęście powoli dochodzę z miastem do porozumienia.

Sosenko sam mógłby zbudować i wyposażyć muzealny budynek, ale kosztem kolekcji, a to – jak uważa – nie ma najmniejszego sensu. – Jeśli nie uda mi się otworzyć muzeum, może zrobią to moje dzieci, które też kolekcjonują i są w tym kierunku wykształcone – mówi. – Ale wolałbym je jednak zobaczyć z poziomu ziemi, nie nieba.

__Archiwum__

Najczęściej czytane