Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Wielka ucieczka z japońskiej stolicy

Wojciech Lorenz 17-03-2011, ostatnia aktualizacja 18-03-2011 11:15

Obcokrajowcy w panice opuszczają kraj lub jadą na południe, byle dalej od elektrowni Fukushima. Japończycy zostają.

źródło: AFP

Z porośniętego palmami wzgórza widać port w Nagasaki. Kai i Pamela obserwują statki. Para z Niemiec od dwóch lat pracuje w Tokio dla koncernu motoryzacyjnego. Wczoraj zdecydowała się opuścić stolicę i wyjechać najdalej na południe kraju.

– Firma zaproponowała wyjazd także pracującym z nami Japończykom i ich rodzinom. Nie będą musieli zwracać pieniędzy. Nikt się nie zgodził – mówi Kai, który jest kierownikiem japońskiego oddziału.

Media sieją panikę

Do Nagasaki uciekła także Litwinka Simona, która od pięciu lat jest żoną Japończyka. – Przekonywałam go, żebyśmy wyjechali, ale jest na to zbyt dumny. Powiedział, żebym sama jechała, i poszedł do pracy – opowiada.

O wyjazd z Tokio, gdzie zanotowano nieznaczny wzrost promieniowania po serii eksplozji w elektrowni atomowej Fukushima, zaapelowały do swoich obywateli m.in. władze USA, Australii i Francji. Wiele innych krajów, w tym Wielka Brytania i Dania, zaleca opuszczenie Japonii.

W Tokio trzeba stać w gigantycznej kolejce do biura imigracyjnego, bo mieszkający tu obcokrajowcy muszą zgłosić, że wyjeżdżają z kraju. Niektórzy czekali nawet siedem godzin. Złożono już kilkanaście tysięcy wniosków. – Chcemy wyjechać, ale nie ma już biletów na samolot. Została tylko klasa biznes. Możemy spróbować dostać się promem do Korei Południowej. Niestety, nasze władze nie ogłosiły ewakuacji, a to oznacza, że firma ubezpieczeniowa nie zwróci nam kosztów podróży – żali się 20-letni Jakob z Danii. Razem z kolegą miał od 1 kwietnia zacząć studia na Uniwersytecie Tokijskim. Początek roku przesunięto o miesiąc.

– Oczywiście martwimy się serią katastrof, ale Japończycy nie okazują emocji i nie wpadają w panikę. Poza tym na terenach zniszczonych przez tsunami rozgrywa się dramat. Jak mieszkańcy Tokio mieliby spojrzeć tym ludziom w oczy, gdyby ich zostawili – tłumaczy Kazui Kai, przewodniczka w Muzeum Pokoju w Nagasaki.

– Na razie w Tokio nie jest groźnie. Znam się na tym. Jednak media, nasze też, ale zwłaszcza zachodnie, sieją panikę. Stąd ten exodus – uważa Kazui Kai.

Przysłuchująca się z boku młoda Japonka dodaje: – Nam nie wolno panikować. To by było niegodne Japończyka – podkreśla. Gdzieniegdzie na dworcach i lotniskach widać jednak matki z dziećmi, które wyjeżdżają, bo w stolicy trudno zrobić podstawowe zakupy. Coraz słabiej działa też komunikacja.

Tragiczny bilans

Liczba zabitych w piątkowym tsunami, które uszkodziło m.in. elektrownię, wzrosła do 5200. Zaginionych jest 20 tys. osób. 400 tys. bez dachu nad głową przebywa w ośrodkach dla uchodźców.

Starsze osoby nie wytrzymują tam warunków. Co najmniej 14 z nich zmarło. Większość to pacjenci z ewakuowanego szpitala w pobliżu Fukushimy. Nie dało się ich przewieźć do innej placówki. A w ośrodkach dla uchodźców brakuje wszystkiego.

Władze ostrzegają, że trzeba się przygotować na trudnych kilka miesięcy. Brak prądu odczuwa 10 milionów domów. Mimo racjonowania energii w czwartek rano jej zużycie osiągnęło tak wysoki poziom, że trzeba było wstrzymać ruch pociągów. Dziesiątki tysięcy osób nie dojechały do pracy. Jeśli dojdzie do przeciążenia sieci, może dojść do niekontrolowanego wyłączenia energii na ogromnych obszarach. Gdyby zdarzyło się to w kilkunastomilionowym Tokio, nawet opanowani Japończycy mogliby tego nie wytrzymać.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane