Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Pęczak dostał od Dochnala grata

e.s., Mirosław Mazanec 20-04-2008, ostatnia aktualizacja 21-04-2008 14:33

Mercedes „full wypas”, którego Marek Dochnal oddał w użytkowanie ówczesnemu posłowi SLD Andrzejowi Pęczakowi, to zwyczajny rzęch. – Psuł się prawie od początku – mówi nam Aleksandra Dochnal.

źródło: Archiwum

Kultowy już mercedes stoi dziś smutny i przykurzony w jednym z warsztatów samochodowych w Piasecznie pod Warszawą. Gdy patrzy się na to auto, aż trudno uwierzyć, że od niego zaczęła się jedna z największych afer w Polsce.

Lata świetności minęły

Gdy wiosną 2004 roku poseł Pęczak dostał mercedesa od Dochnala, auto miało zaledwie rok i było warte ok. 450 tys. zł. Mercedes S500 formatic z 2003 roku, napęd na cztery koła budziły zazdrość i podziw. Dziś ma zardzewiałe felgi, czeka na poważny remont silnika. Gdy Dochnal siedział 3,5 roku w areszcie, samochodem jeździła trochę jego żona. – Co chwila coś się z nim działo – mówi nam Aleksandra Dochnal.

– Wykonywaliśmy regularnie przeglądy floty Larchmont Capital – firmy pana Marka Dochnala. Ten mercedes to stały klient mojego zakładu. Zaczął się pojawiać regularnie po tym, jak skończyła mu się gwarancja i przestał być naprawiany w autoryzowanym salonie w Aninie koło Warszawy. To dziwna sprawa. Samochody, nawet tych uznanych marek, psują się, ale trudno mi zrozumieć, dlaczego ten egzemplarz jest tak pechowy – potwierdza właściciel zakładu Marek Krasnodębski. Co mu dolegało? Stacyjka, alternator, a nawet zacisk hamulca. – To cud, że skończyło się bez ofiar, bo jazda bez hamulca to wielkie niebezpieczeństwo – wspominają w warsztacie tamtą awarię. Teraz mercedesa znów czeka naprawa. – Przeskoczył mu łańcuch rozrządu i doszło do kolizji tłoków z zaworami. To poważna awaria. Tym bardziej niezrozumiała, że producent daje na rozrząd gwarancję do 500 tys. kilometrów – wyjaśnia fachowo Krasnodębski. A samochód Marka Dochnala przejechał niewiele ponad 78 tys.

Remont silnika to koszt około 20 tys. zł. Części trzeba sprowadzać z Niemiec, bo w Polsce ich nie ma. – Rzadko są potrzebne, bo przy takich niskich przebiegach po prostu się nigdy nie psują. Co innego ten. Ciągle coś z nim jest nie tak: Mówimy na niego padlina. Chyba wszystko jasne – dowcipkuje mechanik Adam Stachyra.

Luksus bez luksusu

Auto warte jest dziś jakieś 150 tys. zł. Przestało jeździć latem ubiegłego roku. Do mechanika trafiło jednak niedawno, bo majątek lobbysty, w tym również mercedesa, zajęła prokuratura na poczet ewentualnej kary. Choć Aleksandra Dochnal nie mówi tego wprost, to można się domyślać, że zastanawiała się, czy jest sens inwestować w jego naprawę, jeżeli kiedyś może być go i tak pozbawiona.

O tym mercedesie krążą legendy: o jego przyciemnianych szybach, telewizorze i zasłonkach w oknach. Gdy patrzy się na to niegdyś luksusowe, a dziś już nadgryzione zębem czasu auto, można powiedzieć, że maksymalny przepych okazuje się grubo przesadzony.

– Nie ma zasłonek, telewizora, nawet systemu domykania drzwi. To wszystko zostało wymyślone. Z atrakcji można wymienić napęd na cztery koła i duży silnik. Tylko że ten właśnie się rozpadł – śmieje się szef warsztatu samochodowego Marek Krasnodębski.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane