Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Ktoś musi grać złych Niemców

Anna Wittenberg 01-05-2008, ostatnia aktualizacja 04-05-2008 19:58

W niedzielę armia polsko-radziecka wkroczy do Berlina. I mimo że będzie to tylko historyczna rekonstrukcja w Twierdzy Modlin, prawdziwych emocji z pewnością nie zabraknie.

autor: Krzysztof Łokaj
źródło: Fotorzepa
źródło: Życie Warszawy

Dzień przed rekonstrukcją wielu z nas nie może spać – każdą godzinę wypełnia oczekiwanie. Przed samą bitwą sprawdzamy wszystko jeszcze raz, czujemy ogromne napięcie, może nawet tremę.

Patrzymy na publiczność, która oczekuje strzałów i zastanawiamy się, czy wszystko pójdzie dobrze. Czasem robimy sobie zdjęcia, dla rozluźnienia atmosfery żartujemy. Ale kiedy padają pierwsze komendy, z twarzy znikają uśmiechy. Gdy zaczynamy grać swoje role, nie możemy pozwolić sobie na emocje. Żadne – opowiada nam Krzysztof Zawidzki. Na co dzień handlowiec, podczas rekonstrukcji wcieli się w dowódcę polskiego wojska ludowego.

Nie machamy prawą ręką

Historyczne rekonstrukcje przygotowuje się miesiącami. W wypadku inscenizacji bitwy o Berlin praca nad scenariuszem, poszukiwanie sponsorów, wypożyczanie broni i załatwianie pirotechniki trwało od listopada. Na przedpolach Modlina pojawią się trzy czołgi, transportery opancerzone, motocykle i samochody z okresu II wojny światowej.

Wokół i w twierdzy zgromadzi się też około 200 żołnierzy: polskich, radzieckich i niemieckich. Ci ostatni wywołują wśród publiczności najwięcej kontrowersji. – Ludzie czasem zapominają, że to tylko aktorstwo – przyznaje Dariusz Madrak z fundacji Park Militarny Twierdzy Modlin, jeden z organizatorów imprezy.

Jednak członkowie grup rekonstrukcyjnych wiedzą o tym doskonale i stosują restrykcyjne zasady.– Każda nowa osoba musi przejść roczny okres próbny. Wszyscy starają się jej wtedy pomagać, ale również bacznie ją obserwują. Nie możemy dopuścić, by członkowie grupy, która odgrywa przede wszystkim Niemców, pozwalali sobie na jakiekolwiek zachowania, które mogłyby dać złośliwym podstawy do oskarżeń – mówi Zawidzki, który przewodzi grupie AA7.

– Nie żartujemy z naszych ról, nie wygłupiamy się w hitlerowskich mundurach. Mamy nawet taką zasadę, że podczas parad czy przejazdów, kiedy ludzie do nas machają, odpowiadamy wyłącznie lewą ręką. Podniesienie prawej mogłoby wyglądać na zdjęciach jak nazistowskie pozdrowienie.Skąd aż tak daleko posunięta ostrożność? –Zdarzało się, że ludzie na nas pluli – tłumaczy Krzysztof Zawidzki.

Dlaczego więc wcielać się w tak kontrowersyjne postaci? Aktorzy nie mają wątpliwości: – Bez nich historyczne bitwy nie byłyby ani tak efektowne, ani prawdziwe – nie ukrywa Damian Parzelski z Grupy Rekonstrukcji Historycznych Ren, który podczas inscenizacji wcieli się w hitlerowskiego oficera. – Choć ideologia, która za nią stała, to niezaprzeczalnie zbrodnia.

Na prawdziwe barykady

Mimo że rekonstrukcje historyczne to tylko aktorstwo, wielu członków grup chce poczuć się przed nimi jak prawdziwi żołnierze. Zanim zobaczymy więc starcie armii, w Modlinie wyrośnie prawdziwy wojskowy obóz.

– W niektórych grupach już panuje zakaz golenia się. Rekonstruktorzy przeniosą nas niemal na koniec wojny, więc żołnierze muszą wyglądać na zmęczonych – mówi Dariusz Madrak.

Bezpośrednio przed rekonstrukcją wszyscy aktorzy będą chodzić i pracować w swoich mundurach. – A pracy jest dużo – zapewnia Łukasz Suska z GRH Legion, który podczas rekonstrukcji stanie po polskiej stronie. – Będziemy odtwarzać część Berlina – wieszać niemieckie szyldy i nazwy ulic, stawiać barykady takie jak w epoce. Zrobimy także wiele umocnień – przywozimy ze sobą worki z piachem.

Okopy i barykady mają być realistyczne. Członkowie grup historycznych zapowiadają, że zadbają nawet o to, by wokół miejsca walki były porozrzucane łuski po nabojach.

Realizm scenerii będą podkreślać także oryginalne przedmioty z epoki. – Rzecz, z której jestem najbardziej dumny, to chyba oryginalny akordeon z 1936 roku, który zdobył mój wujek. Instrument nadal działa, więc w niedzielę, podczas oczekiwania na bitwę, z pewnością na nim pogram – zapowiada Suska. Ale rekonstruktorzy cieszą się też z mniejszych zdobyczy – zapałek, papierośnic czy zegarków.

Jak to na froncie

Niektórzy wybierają jedną dziedzinę, w której chcą kształtować odgrywaną przez siebie postać. – Mamy w grupie kolegę, który postanowił zostać sanitariuszem. Skompletował cały konieczny ekwipunek, podczas rekonstrukcji zawsze nosi przy sobie apteczkę. A odkąd wysłaliśmy go na profesjonalny kurs, udziela pierwszej pomocy podczas inscenizacji – opowiada Zawidzki

Wypadki podczas odgrywania bitew zdarzają się niemal wszystkim. – Poparzenia, skaleczenia, złamania... – wylicza Damian Parzelski.

– Ja sam kiedyś pokaleczyłem kolegę z innej grupy, kiedy podczas inscenizacji bitwy pod Stalingradem okazało się, że grając hitlerowca, wylądowałem w okopie z żołnierzem NKWD. Kiedy tylko się zorientowaliśmy, zaczęliśmy udawać walkę. Niestety, przy którymś ciosie źle złapałem saperkę, którą go waliłem, i zamiast płaską częścią kolega dostał w kolano kantem – wspomina i szybko dodaje, że po takich wypadkach nikt nie chowa do nikogo urazy.

– Wiele nieprzewidzianych sytuacji zdarza się, gdy członkowie grup nie potrafią zapanować nad emocjami. Podczas jednej z rekonstrukcji przeciwnikami byli młodzi zapaleńcy odtwarzający polskie oddziały z września 1939 roku. Tak bardzo ucieszyła ich obecność na polu bitwy, że rozpoczęli atak zupełnie nie z tego miejsca, z którego trzeba było, oraz nie w czasie, kiedy było to zaplanowane w scenariuszu.

Musieliśmy natychmiast reagować. Okrążyliśmy ich na motorach i zmusiliśmy do poddania się. Rekonstrukcja trwała dalej, widzowie nie zorientowali się, że nastąpiły zmiany fabuły, a nadgorliwi koledzy oglądali resztę inscenizacji jako jeńcy wojenni – wspomina Zawidzki.

Mundury – ok. 5 tys. zł, uzbrojenie – w polskim prawie nielegalne, więc wypożyczane z łódzkiej szkoły filmowej, dojazdy i wyżywienie – na własną rękę. Dlaczego, mimo tych niedogodności, rekonstruktorzy tak mocno angażują się w przygotowanie inscenizacji?

Najlepsza lekcja historii

– Najbardziej satysfakcjonujące są momenty, kiedy przychodzą do nas kombatanci i chwalą za realizm albo dziękują za ożywienie wspomnień – wyjaśnia Damian Parzelski.

– Warto to robić także dla wspaniałej atmosfery panującej w grupach. Mimo że często nie widujemy się miesiącami, podczas rekonstrukcji potrafimy rozmawiać do rana. Poza tym wiem, że jeśli tylko wymyślę sobie jakieś miejsce w Polsce, wystarczy, że przypomnę sobie, kto tam mieszka, wykonam jeden telefon i będę miał nocleg. Sam nie raz gościłem kilkunastu kolegów – przekonuje Zawidzki.

Łukasz Suska dorzuca do tego jeszcze jeden argument. – Jakkolwiek patetycznie by to nie brzmiało, uważam, że takie rekonstrukcje to najlepsza lekcja historii. Dla wszystkich – mówi.

*niedzielna rekonstrukcja w modlinie

*Szturm na Berlin, Tiergarten 1945 – 2008. Na teren Twierdzy Modlin widzowie będą wpuszczani od godziny 9. Sama rekonstrukcja rozpocznie się o godz. 13 (o 10 odbędzie się próba).

*Inne atrakcje weekendu:

Dla zwiedzających Modlin będzie otwarte przejście podziemne i galerie obronne pod działobitnią gen. Dehna. Od 2 maja na terenie twierdzy będzie działała giełda militariów. 3 maja odbędą się pokazy saperów i batalionu rozminowania.

*Dojazd do Modlina: autobusem PKS lub pociągiem z Dworca Gdańskiego (do stacji Modlin).

Życie Warszawy

Najczęściej czytane