Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Bohater ostatniej akcji

Anna Kilian 20-11-2008, ostatnia aktualizacja 21-11-2008 20:42

Jan Machulski zmarł wczoraj w Warszawie w wieku 80 lat. Choć urodził się w Łodzi, aktorska pasja, filmowa i teatralna kariera oraz zamiłowanie do pracy z młodzieżą połączyły go ze stolicą

autor: Michał Walczak
źródło: Fotorzepa
Rękopis znaleziony w Saragossie (1964)
źródło: Film Polski
Rękopis znaleziony w Saragossie (1964)
Tabliczka marzenia (1968), na zdj. Jan Machulski i Julia Łuczkowska
źródło: Film Polski
Tabliczka marzenia (1968), na zdj. Jan Machulski i Julia Łuczkowska

Aktor jest jak uzdrowiciel i powinien nieść radość. Pokazuje to, czego bez niego nikt by nie zobaczył. Jest szamanem – powtarzał Jan Machulski. Chociaż zagrał blisko 100 ról filmowych i telewizyjnych oraz drugie tyle teatralnych, widzowie kojarzą go najbardziej z kasiarzem Kwintą z komedii kryminalnej „Vabank”, którą zadebiutował jego syn Juliusz. Na początku przyszłego roku zobaczymy Jana Machulskiego na ekranach w jego ostatniej roli. W „Ostatniej akcji” – filmie w reżyserii Michała Rogalskiego – zagrał emeryta Dziadka, weterana Powstania Warszawskiego.

Oszust pierwsza klasa

Pochodził z bardzo biednej rodziny. Każdy zaoszczędzony grosz wydawał na kino. – Aktorstwo było celem mojego życia. Chciałem być kimś innym. Mogłem dzięki temu przeżyć, obok mojego życia, jeszcze kilkadziesiąt innych – wspominał.

Choć oklaski publiczności zawsze są dla aktora nadzwyczaj miłe, Jan Machulski nigdy nie popadł w samozachwyt dzięki zdroworozsądkowemu podejściu do zawodu i kierowaniu się zasadą: nigdy nie jestem tak dobry, jak mówią, i nigdy nie będę taki zły, jak będą mówić. Nie przywiązywał wagi do pieniędzy – rezygnował z nawet bardzo wysokich gaż, gdy propozycje reżyserów nie wzbudziły jego zainteresowania.

Twierdził, że zawsze miał szczęście. Pierwszą główną rolę zagrał w rewelacyjnym debiucie Tadeusza Konwickiego „Ostatni dzień lata” z 1958 r. Eksperymentalny dramat egzystencjalny, w którym wystąpił u boku Ireny Laskowskiej, okazał się międzynarodowym sukcesem. Podobnie jak dwa filmy Janusza Majewskiego, w których wystąpił w latach 60. – „Awatar, czyli zamiana dusz” i „Sublokator”.

Sprawdzał się i w komediach, i w dramatach. U Wojciecha Jerzego Hasa zagrał w „Rękopisie znalezionym w Saragossie” i w „Lalce”, u Hieronima Przybyła – w „Rzeczpospolitej babskiej”, u Stanisława Jędryki – w „Podróży za jeden uśmiech”. Ale przede wszystkim bawił nas w dwóch odsłonach „Vabanku”, w których zbudował postać dżentelmena kasiarza Henryka Kwinty.

Bardzo cenił tę rolę. – Lubię grać oszustów – powiedział przy okazji realizacji „Vinci” (2004), także w reżyserii syna. Filmu, w którym ponownie wcielił się w rolę czarującego mężczyzny będącego na bakier z prawem – fałszerza obrazów Hagena.

Ale młodzież, z którą pracował m.in. w ognisku przy Teatrze Ochoty, uczył, jak żyć przyzwoicie. – Najpierw trzeba kształtować człowieka, a potem artystę – mówił.

Własną scenę – Teatr Ochoty – stworzył z żoną Haliną w 1970 r. Placówce służącej edukacji młodych i będącej miejscem spotkania twórców z publicznością szefował do 1996 r. Potem kształcił młodzież w Szkole Aktorskiej Haliny i Jana Machulskich. Pod ich pedagogicznym okiem wyrośli m.in. Katarzyna Figura i Piotr Adamczyk.

Szeryf na wózku

Kilka lat temu napisał scenariusz „Miasta bez policji”, w którym chciał zagrać mężczyznę na wózku inwalidzkim, próbującego oczyścić miasto z mafii. Pomysł wyewoluował w serial „Ostatni szeryf”.

– Projekt nadal leży na moim biurku i przypomina, że Janek od nas odszedł – powiedział były rektor PWSTFiTV prof. Jerzy Woźniak. – Wszyscy go kochali.

– Jestem z tych ostatnich – mawiał Machulski. – Nie wystarcza mi SMS, muszę słyszeć w słuchawce ludzki głos. Potrzebuję żywego kontaktu.Nam jego głosów – Kwinty i wielu innych, dzięki którym przeżył wymarzone kilkadziesiąt żywotów – będzie bardzo brakowało.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane