Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Same szóstki i piątki. Czwórka odpada

02-06-2008, ostatnia aktualizacja 05-06-2008 20:51

Z Moniką Dreger rozmawia Monika Sztandera. Psycholog mówi o tym, co się dzieje, kiedy rodzice mają zbyt wysokie wymagania i żądają od swoich dzieci wyłącznie najlepszych ocen w szkole.

źródło: Życie Warszawy

Jak wynika z badań CBOS, ok. 70 proc. osób chciałoby, żeby ich dzieci w przyszłości zdobyły przynajmniej tytuł magistra. W jakim stopniu takie aspiracje są dla dziecka korzystne?

Monika Dreger: To zależy od dwóch czynników: atmosfery panującej w domu oraz treści komunikatów przekazywanych przez rodziców. Jeżeli te ostatnie mają charakter zachęcający do nauki, jak choćby: „Wolałabym, żebyś dostał piątkę, ale czwórka też jest dobra” – nie stanowią zagrożenia. Problem pojawia się, gdy rodzice nie zdają sobie sprawy z ograniczonych możliwości dziecka. Pragną, żeby było najlepszym uczniem w klasie albo miało dobre oceny ze wszystkich przedmiotów. Należy unikać stwierdzeń: „Czwórka jest zła, powinieneś dostać piątkę” czy „Jeżeli będziesz miał dobre stopnie, to staniesz się bardziej wartościowy”. Młody człowiek – szczególnie na poziomie szkoły podstawowej i gimnazjum – rozumie takie sugestie bardzo dosłownie. Dla niego jest to znak, że musi dać z siebie więcej, by zadowolić rodziców. Nierzadko opiekunowie wyrażają swoje oczekiwania wobec dziecka nie wprost. Często też rywalizują z innymi rodzicami o uzyskiwane przez dzieci oceny, co werbalizują w ich obecności. Nawet niegroźnie wyglądające zachowania, jak pochwała innego ucznia za schludne notatki w obecności tego, który bazgroli, mogą być szkodliwe.

A dokładnie?

Przypuszczalnie wykształci się u dziecka niska samoocena. Moimi pacjentkami były niedawno dwie uczennice pierwszej klasy liceum. Choć w gimnazjum uzyskiwały bardzo dobre stopnie, gdy przeszły do szkoły o wysokim poziomie nauczania, ich wyniki się pogorszyły. Obie przeszły załamanie nerwowe. Bardzo ważne jest, żeby rodzice dobrze znali swoje dziecko i byli wrażliwi na jego potrzeby. Wciąż niewielu zauważa popełniane przez siebie błędy. Są tacy, którzy, namawiając młodego człowieka do intensywnej nauki, chcą w ten sposób zrekompensować sobie własne braki. Inni z kolei powtarzają dziecku: „Mam dobre wykształcenie, więc nie wypada, żebyś ty miał gorsze”.

W szkołach promuje się uczniów z czerwonym paskiem, laureatów olimpiad i konkursów przedmiotowych. Jak dalece to powoduje, że dziecko uzależnia swoją wartość od uzyskiwanych ocen?

Młody człowiek w wieku gimnazjalnym czy licealnym dopiero buduje swoją tożsamość. Jeżeli robi to wyłącznie na podstawie ocen: dostałem piątkę – jestem dobry, czwórka i poniżej – jestem nieudacznikiem, może się to przełożyć na całe jego późniejsze życie. Z powodu niskiej samooceny nie będzie sobie radził z trudnościami w dorosłym życiu. Miałam nastoletnią pacjentkę, która wstawała o 5 rano i zaczynała się uczyć. Po powrocie ze szkoły niemal od razu zasiadała do lekcji. Wciąż dręczyło ją poczucie, że jest gorsza od swoich rówieśników. Tymczasem głupszy wcale nie znaczy głupi. Wprawdzie na poziomie racjonalnym młody człowiek zdaje sobie sprawę, że chodzi do szkoły o wysokim poziomie nauczania, ale na poziomie emocjonalnym punktem odniesienia jest dla niego zazwyczaj klasa i szkoła, do której uczęszcza.

Jakie są najczęstsze przyczyny nadmiernego uczenia się?

Zapatrywania oraz ambicje rodziców i otoczenia, nieudane relacje w rodzinie, zbyt małe zainteresowanie ze strony rodziców, nadmierne wymagania w stosunku do faktycznych możliwości ucznia, nieznajomość jego potrzeb czy też problemy w kontaktach z rówieśnikami. Ważne jest, żeby być wrażliwym na problemy dziecka. Jeżeli powtarza ono: „Nie chcę być lekarzem jak tata, ale piosenkarzem”, rolą rodzica jest wspierać, motywować i zachęcać, a nie zmuszać.

Jak rozpoznać, czy nasze dziecko uczy się w sam raz, czy spędza nad książkami zbyt wiele czasu?

Jeżeli wiemy, że dany przedmiot naprawdę je interesuje, to poświęcanie mu dużej uwagi nie powinno nas niepokoić. Jednak kiedy zaobserwujemy, że uczy się tak samo dużo wszystkich przedmiotów, poświęca nauce cały swój wolny czas, nie dosypia, powinien być to sygnał alarmowy. Warto rozmawiać o nauce, ale też uodparniać dziecko na stres związany z przepytywaniem, kartkówkami i egzaminami. Powtarzać: „Trudno. Jeżeli ci się nie uda, nie będzie tragedii”.

Jakie mogą być konsekwencje nadmiernego uczenia się?

Ciągle się ucząc i nie wychodząc z domu, dziecko nie będzie umiało budować relacji z innymi ludźmi, prawidłowo reagować na ich zachowania. Nierzadko takie osoby mają mało znajomych, w dorosłym życiu nie potrafią utrzymać związku z partnerem, odnaleźć się w pracy. Mogą się pojawić fizjologiczne objawy stresu – bóle brzucha, głowy, nudności. Od strony psychicznej – stany depresyjne, lękowe, zaburzenia snu, w skrajnych przypadkach zaburzenia odżywiania.

Uczniowie często naśmiewają się z kujonów i uczniów mniej zdolnych.

Detronizowanie lepszych jest próbą zrekompensowania sobie niskiej samooceny. Uczeń podświadomie stara się zniżyć taką osobę do swojego poziomu. Wyśmiewanie słabszych z kolei przypomina zjawisko fali, czyli podświadome myślenie: „Czuję się gorszy w stosunku do kujona, więc odgryzę się na głupszym, by samemu poczuć się lepiej”. Już w wieku wczesnoszkolnym trzeba wyrabiać w dziecku przekonanie, że nauka wcale nie jest najważniejsza, że liczy się równomierny rozwój kulturowy czy społeczny. W dzisiejszych czasach, kiedy rodzice są zapracowani, również na pedagogach spoczywa odpowiedzialność za wychowanie uczniów. Ważne jest, żeby wyróżniali i nagradzali młodych ludzi nie tylko za ich osiągnięcia naukowe.

Jednak dorosłe życie nie rozpieszcza. Tu liczą się przede wszystkim efekty działań. Może więc mówienie dziecku, że oceny wcale nie są najważniejsze, przyniesie mu ostatecznie więcej szkody niż pożytku?

Pasjonaci wcześniej wiedzą, czym chcieliby się zajmować. Cała reszta uczniów – a takich jest zdecydowanie więcej – dopiero wyrabia w sobie przekonanie, co tak naprawdę ich interesuje. Omawiany problem nie dotyczy osób, które zajmują się daną dziedziną z zamiłowania, ale takich, które zostają do nadmiernego uczenia się niejako przymuszone przez otoczenie czy też problemy w domu rodzinnym. Jeżeli tym ostatnim nie udzieli się odpowiednio wcześnie wsparcia, w dorosłym życiu będzie im bardzo trudno dokonać wyboru najlepszego dla nich sposobu życia. Bo będą znały tylko jeden – ten „naukowy”.

*opinie młodych o kujonach

Dominik Łukaszewicz - 12 lat, uczeń V klasy szkoły podstawowej

To osoba, która się ciągle uczy i uczy, ale nic z tego nie wynika. Ciągle nic nie rozumie. Mamy w naszej klasie dwie takie uczennice. Natomiast na osobę najlepszą w klasie, taką, która bardzo dużo się uczy i dzięki temu naprawdę dużo wie, mówi się u nas primus inter pares. Ale nie lubimy takich osób. Chyba że taki ktoś ma poza nauką jeszcze jakieś inne zainteresowania i nie pokazuje, że jest we wszystkim najlepszy.

Hanna Frejlak - 14 lat, uczennica I klasy gimnazjum

Dla kujona najlepsze oceny stanowią sens życia. Kujony nie są w stanie przyjąć stopnia niższego niż piątka. Czwórka wpędza ich w depresję, dlatego biegną ją poprawić, udowodnić, że umieją na więcej. Nie lubimy kujonów, bo nie potrafią się wyluzować. Są sztywni na każdej przerwie, zakuwają pod ścianą, bo a nuż będzie kartkówka. Kartkówki ostatecznie oczywiście nie ma, za to jest panika, którą rozsiewają wśród innych.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane