Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Zawalił się mur

Rafał Jabłoński 23-03-2012, ostatnia aktualizacja 23-03-2012 22:35

Przed kilkoma dniami runął fragment ceglanego ogrodzenia Starych Powązek. Wiąże się z tym mało znana historia przebudowy muru wokół cmentarza

Ceglana bariera rozdzielająca cmentarze katolicki  i żydowski padła pod koniec zeszłego tygodnia. Okoliczności katastrofy nie zostały jeszcze wyjaśnione
autor: Krzysztof Skłodkowski
źródło: Fotorzepa
Ceglana bariera rozdzielająca cmentarze katolicki i żydowski padła pod koniec zeszłego tygodnia. Okoliczności katastrofy nie zostały jeszcze wyjaśnione
Zapowiedź katastrofy. Fotografia sprzed czterech lat ukazująca ogrodzenie wzdłuż linii dawnej ulicy Wawrzy- szewskiej. Doskonale widać, że już wówczas mur przechylał się na stronę Powązek
autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
Zapowiedź katastrofy. Fotografia sprzed czterech lat ukazująca ogrodzenie wzdłuż linii dawnej ulicy Wawrzy- szewskiej. Doskonale widać, że już wówczas mur przechylał się na stronę Powązek
Kościół św. Karola Boromeusza w 1870 r. Po lewej stronie  – mur, po prawej  – drewniany płot
autor: Jakub Ostałowski
źródło: Życie Warszawy
Kościół św. Karola Boromeusza w 1870 r. Po lewej stronie – mur, po prawej – drewniany płot

Katastrofa wydarzyła się pod koniec ubiegłego tygodnia, ale nie wiadomo dokładnie kiedy, gdyż nikt jej nie widział. Wiemy tylko, że w środę mur stał, a w niedzielę już nie. Cegły upadły na długości około 60 metrów, przy czym ruinacja nie nastąpiła na jednej wysokości, a fragmentami.

Przed rokiem zawalił się też spory kawał muru Cmentarza Bródnowskiego, od strony ulicy Budowlanej. Tak jak na Powązkach, i tu nikomu nic się nie stało. Oba runęły po zimie.

W pierwszym wypadku przyczyn katastrofy upatruje się w podmokłym gruncie, na Bródnie – w wichurze.

Ulica Smętna

Powązkowskie mury powstały w drugiej połowie XIX w. Nie obejmowały całego terenu, który od zachodu ogrodzono drewnianym płotem i nie były wysokie – miały około 2,5 metra.

Na południe od cmentarza katolickiego przebiegała ulica Smętna, łącząca Okopową z Obozową. Po ostatniej wojnie zniknęła z map Warszawy, a dziś jest tylko ścieżką przy murze, na terenie Cmentarza Żydowskiego. Przed czterema laty można powiedzieć, że „odnalazłem" Smętną, o której wszyscy zapomnieli. Opisałem ją w „Varsavianach".

I właśnie przy Smętnej runął mur, ale nie ten zwykły, a czterometrowy, niegdyś nadbudowany. Skąd się wzięła ta modernizacja? Według jednej z wersji, została dokonana na polecenie Niemców w celu odcięcia od getta. Taka legenda krążyła przed laty, ale nie miała ona wiele wspólnego z prawdą. Niemcy nakazali tylko zamurować dostęp do Smętnej od strony Spokojnej i Sołtyka. Te zamurowania istnieją do dziś.

Wersja druga – podwyższenie murów powstało w okresie międzywojennym celem odseparowania Powązek od Cmentarza Żydowskiego, który rozrastał się ku północy i około 1925 r. doszedł do Smętnej.

Trzecia wersja – jak wspominał swego czasu dyrektor cmentarza katolickiego ksiądz Gałęziewski – „mur wali się, bo przeciążono spodnią część. Ludzie mówili mi, że podwyższono go jeszcze za carskich czasów". I to chyba prawda.

Szaber i cegły z odzysku

Według podobnych relacji nadbudowa nastąpiła w pierwszych latach XX w., a miała na celu nie tyle odcięcie ze względów religijnych, jak niektórzy sądzili, ale była zabezpieczeniem przed gałganami, jacy osiedlali się na południe od Powązek. I łatwo przechodzili przez mur w niecnych celach. Przedostawali się od strony nekropolii żydowskiej, gdyż ta nie miała tam muru, ba, według niektórych relacji nie miała nawet płotu. Wspominał o tym Przemysław Szpilman, dyrektor cmentarza. Mówił, że drewniane ogrodzenie było na pewno w rejonie ulic Sołtyka i Wawrzyszewskiej, ale co do reszty fragmentów nic nie jest pewne.

Wróćmy do cmentarza katolickiego. Otóż przy Powązkowskiej mur został lekko uszkodzony podczas wojny w trakcie rosyjskiego ataku lotniczego. Bomby zniszczyły też dwie kwatery na lewo od kościoła Karola Boromeusza. Natomiast niezbyt jasna jest sprawa „nowego" muru, już niskiego, a wystawionego po ostatniej wojnie z cegieł odzyskowych. Stoi on w wysuniętej najdalej na południe części Powązek. Krąży kilka wersji, z jakiego powodu go wystawiono – zniszczenie przez sowieckie bomby, przez walki w czasie powstania lub runięcie muru już po wojnie.

Zeszłotygodniowa katastrofa przydarzyła się, bo mur niebezpiecznie przechylał się od lat, co kiedyś już opisałem. Ba, nadal odchyla się od pionu, ale w innym miejscu – na łuku dawnej ulicy Wawrzyszewskiej. Wychyla się w stronę cmentarza katolickiego, a tam możemy się spodziewać ruinacji kolejnych grobów.

Kłopoty z płotami

Powodem stawiania cmentarnych ogrodzeń niemal zawsze była potrzeba zabezpieczenia się przed złymi ludźmi. W roku 1932 „Kurier Warszawski" donosił o zniszczeniu cmentarza prawosławnego na Woli, gdyż: „wskutek tego, że nie posiadał ogrodzenia, stał się miejscem zgromadzeń dla różnych mętów przedmieścia".

Rabunki elementów nagrobków, a nawet rozbijanie trumien, miały miejsce we wszystkich epokach. Tylko na nekropoliach judaistycznych nie okradano nieboszczyków. Wedle przekazu Przemysława Szpilmana – religia i obyczajowość nie pozwalają Żydom na chowanie zmarłych z biżuterią. Pochówki były skromne, często tylko w całunach zamiast trumien. Hieny o tym wiedziały i kradły jedynie płyty z bardzo drogiego czarnego granitu szwedzkiego. W każdym razie celowe uszkodzenie ogrodzeń, czy to ceglanych, czy drewnianych, jakie miało miejsce w każdych czasach, powodowane było potrzebą stworzenia łatwego wejścia na cmentarz.

Ludzie mówili, że cmentarny mur podwyższono jeszcze w czasach carskich

Czym to się kończyło, widać na kompletnie zniszczonych cmentarzach ewangelickich w rejonie Tarchomina. Jeden z zasiedziałych mieszkańców tamtych rejonów opowiadał mi, jak to się odbywało. Najpierw przewracano fragmenty muru, o ile był, albo też rozbierano płot lub zdzierano siatkę. A kiedy już wejście było ogólnie dostępne, nocami patroszono trumny i rozkradano co lepsze elementy nagrobków. Między mogiły wjeżdżały furmanki i ładowano na nie cenne rzeczy. A po jakimś czasie w innych dzielnicach kamieniarze przerabiali stare płyty na nowe.

Opisywano mi kiedyś pogrzeb na Bródnie, podczas którego, po odsunięciu płyty, okazało się, że po jej drugiej stronie figuruje zatarte nazwisko poprzedniego nieboszczyka.

Ściana przed grasantami

Największy cmentarz prawobrzeżnej Warszawy – na Bródnie – rozrastał się przez wiele lat. Mur wystawiono od dwóch stron, zaś od pól i łąk teren zagrodzono drewnianym płotem i wałami ziemnymi. Między grobami chodziły zwierzęta, co nie było żadnym problemem, ale grasowali też złodzieje, a nocami odbywały się tam menelskie libacje, bo wiodła tędy najkrótsza droga między Nowym Bródnem a Targówkiem. Około 1927 roku zakończono ogradzanie cmentarza i zamykano na noc bramy. Mur bródnowski ma aż 5 kilometrów długości i od 3 do 5 metrów wysokości.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane