Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Dwie demonstracje przeciwników socjalizmu

Rafał Jabłoński 01-05-2012, ostatnia aktualizacja 01-05-2012 22:11

Mija właśnie 30 lat od podwójnej demonstracji 1 i 3 maja 1982 r., gdy tysiące warszawiaków dało wyraz niezadowoleniu ze stanu wojennego i likwidacji „Solidarności”

Prawdziwy protest warszawiaków 3 maja na pl. Zamkowym. Tych nikt nie zmuszał do przyjścia
autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
Prawdziwy protest warszawiaków 3 maja na pl. Zamkowym. Tych nikt nie zmuszał do przyjścia
3 maja. ZOMO pacyfikuje ul. Kopernika
autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
3 maja. ZOMO pacyfikuje ul. Kopernika
Kłęby gazu łzawiącego na Krakowskim Przedmieściu
autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
Kłęby gazu łzawiącego na Krakowskim Przedmieściu

Będę pamiętać te dni z dwóch powodów – po pierwsze słyszałem trzask broni repetowanej przeciw demonstrantom, po drugie widziałem scenę, jakiej nie wyreżyserowałby żaden twórca.

W Warszawie spodziewano się zamieszek, ponieważ sytuacja nabrzmiewała od 13 grudnia roku poprzedniego. Frustrację pogłębiały straszliwy kryzys ekonomiczny, inflacja i zawieszenie swobód obywatelskich.

„W ulotkach i propagandzie szeptanej nawoływano do wyjścia na ulice i organizowania zbiorowych pochodów (...) o wcześniejszym przygotowaniu tej akcji świadczy również (...) z góry przygotowana oprawa propagandowa w postaci transparentów i ulotek" – podawała „Informacja Dzienna" Ministerstwa Spraw Wewnętrznych nr 122/244.

A to po prostu ludzie mieli dość.

Tradycja robotniczego święta

Władza zdawała sobie sprawę z nastrojów i postanowiła spacyfikować mieszkańców, organizując wielki pierwszomajowy przemarsz przez miasto – z pl. Grzybowskiego przez Zwycięstwa (dzisiejszy pl. Piłsudskiego), potem wokół Teatru Wielkiego i na pl. Dzierżyńskiego, czyli Bankowy.

Nie ma co ukrywać, akcja udała się władzom nie najgorzej – przyszło około 160 – 170 tysięcy osób, które maszerowały przez cztery godziny. Zaczęły kwadrans po 10 rano, odśpiewały hymn narodowy, a następnie artyleria dała 24 salwy. Podkpiwano, że wreszcie mają po co strzelać.

Tymczasem na Starym Mieście zaczął się gromadzić tłum, który za nic miał „tradycję wszystkich ludzi pracy", jak to grzmiała „Trybuna Ludu". Tłum skandował „Zwolnić Lecha" i „Chodźcie z nami", a niektórzy dodawali – „Nie z pałami". Pojawiła się milicja, była jakaś przepychanka, niektórzy zwiali do kościołów, ale wszystko przebiegło dość spokojnie.

„Nasze ograniczone reagowanie w dniu 1 maja miało swoje uzasadnienie (...) i było w sumie dla nas korzystne (...) natomiast dopuszczenie do powtórzenia się nielegalnych zgromadzeń w dniu dzisiejszym jest niedopuszczalne (...) działania rozpraszające muszą być prowadzone szybko, skutecznie, ograniczając straty do minimum" – oto cytat z telefonicznej konferencji komendantów wojewódzkich MO 3 maja z rana.

Wielkie lanie

Kiedy po tych wydarzeniach rozmawiałem z młodszymi kolegami, mówili, że słabość milicji  zachęciła ich. Chcieli jeszcze głośniej wykrzyczeć swój protest.

3 maja przypadła 191. rocznica konstytucji i na zamku podniesiono flagę państwową. Obecni byli „I sekretarz KC PZPR, prezes Rady Ministrów, przewodniczący Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego gen. armii Wojciech Jaruzelski". Wokoło panował spokój.

„Około godziny 16 w rejonie placu Zamkowego zgromadził się tłum liczący ok. 7 tysięcy osób. W wyniku wzrostu agresywności tłumu postanowiono użyć sił porządkowych" – odnotowała „Informacja Dzienna" MSW.

„Zajść tych nie można ocenić inaczej niż jako rozpaczliwą próbę odzyskania utraconych pozycji ze strony przeciwników socjalizmu" – tej treści komunikat Polskiej Agencji Prasowej pojawił się następnego dnia.

Na tłum w rejonie pl. Zamkowego natarło ZOMO wspierane przez armatki wodne i wyrzutnie pocisków z gazem łzawiącym, umocowane na gazikach. Milicja była górą i zepchnęła demonstrantów w wąskie uliczki staromiejskie, gdzie polewani wodą ukrywali się po bramach oraz w kościołach. Przepychanka trwała jakiś czas, poleciały kamienie, kawałki betonu i deski. Część ludzi zbiegła schodami na wiadukt mostu Śląsko-Dąbrowskiego, gdzie zatarasowała ulicę przy pomocy dwóch autobusów. Inna grupa znalazła się na Senatorskiej. Żarty się skończyły i polała się krew. Na pl. Zamkowy wjechały karetki pogotowia.

Duże grupy ludzi zaczęły gromadzić się koło Uniwersytetu (3 – 4 tys. osób), przy Dworcu Centralnym i nawet na MDM. Inna grupa, wyparta z Ogrodu Saskiego przy pomocy gazów łzawiących, uciekła na Marszałkowską. W tym czasie demonstracja na Starym Mieście przeniosła się w rejon Rynku, do którego wjazd zabarykadowano ławkami oraz pojemnikami na śmiecie.

Pro domo sua

Mieszkałem w Śródmieściu. Dzień wcześniej przyszedł do mnie znajomy i przyniósł radio przestrojone na odpowiednie częstotliwości. Z głośnika płynęły informacje – „100 na 101", co – jak zorientowałem się –oznaczało, że samochód z gen. Jaruzelskim jest na rondzie koło KC, czyli tam, gdzie dziś palma. A może to było rondo „100"? Trudno powiedzieć. W każdym razie przez parę godzin słuchaliśmy strony przeciwnej.

3 maja doszedł do nas jeszcze fotoreporter, który chciał zrobić kilka zdjęć. Marszałkowską szedł tłum, słychać było krzyki i wybuchy petard. Zeszliśmy na dół. Doszliśmy do Moniuszki i zobaczyłem widok, jakiego nie zapomnę do końca życia. Z kłębów dymu koło Sezamu wypadł uciekający ojciec, pchając przed sobą wózek z dzieckiem. Co ten szaleniec tam robił? Obok niego przemknęło parę osób, po asfalcie wirowała świeca dymna, a z oparów wychylił się wielki ZOMO-wiec z plastikową osłoną na twarzy, trzymający ręczną wyrzutnię pocisków z gazem łzawiącym i uniósł ją do góry. Takiego kadru nikt by nie wyreżyserował.

– Czemu nie robisz zdjęć? – zawołałem do fotoreportera.

– Bo nie założył jeszcze filmu – usłyszałem. Śmiem twierdzić, że w tym momencie przemknęła mu przed nosem nagroda na World Press Photo.

Poszedłem w kierunku pl. Powstańców. Po lewej stronie było jądro partyjnej propagandy – redakcja „Dziennika Telewizyjnego". W środku cały czas przebywało wojsko, i to nie kilku ludzi. Tłum o tym nie wiedział.

Stojąc na Moniuszki, zobaczyłem z 20 – 30 demonstrantów, którzy wiali w stronę placu. Naraz wybiegło pięciu żołnierzy. Kałasznikowy w rękach, kolby rozłożone. Stanęli w poprzek jezdni i wtedy usłyszałem trzask repetowanej broni. Uciekający, jak na komendę, skręcili w stronę Świętokrzyskiej. Podejrzewam, że był to najdramatyczniejszy moment całej demonstracji.

Meldunek

Polska Agencja Prasowa podała, że zatrzymano kilkudziesięciu ludzi. „Informacja Dzienna" MSW, że 271. „51 funkcjonariuszy MO odniosło obrażenia, z czego 5 pozostało na leczeniu szpitalnym. Uszkodzona została znaczna liczba pojazdów MO". I uważam, że to prawda, bo komunikat był tajny – na użytek wewnętrzny.

Słuźbom udało się opanować sytuację, ale na szczytach władzy nie cieszono się. Były obawy, że Milicja Obywatelska nie opanuje zamieszek, i rozważano już wprowadzenie wojska.

A mieszkańców stolicy ukarano: „Na terenie Warszawy czasowo zawieszona została łączność telefoniczna".

Te i wcześniejsze varsaviana Rafała Jabłońskiego można znaleźć pod adresem www.zyciewarszawy.pl/varsaviana

Życie Warszawy

Najczęściej czytane