Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Stulecie soboru, którego nie ma

Rafał Jabłoński 11-05-2012, ostatnia aktualizacja 11-05-2012 22:58

Dokładnie 100 lat temu poświęcono cerkiew przed Pałacem Saskim. Stała tylko 12 lat!

Podobno był to największy sobór w Europie (poza Rosją).  W tle – budynki na placu Saskim, świadczące o tym,  jak bardzo  architektura pseudobizantyjska nie pasowała  do tego miasta.
źródło: Archiwum
Podobno był to największy sobór w Europie (poza Rosją). W tle – budynki na placu Saskim, świadczące o tym, jak bardzo architektura pseudobizantyjska nie pasowała do tego miasta.
O okazałości świątyni świadczy fotografia ołtarza poświęconego patronowi
źródło: fotopolska
O okazałości świątyni świadczy fotografia ołtarza poświęconego patronowi
Żadna okazała warszawska budowla nie stała tak krótko – ledwie kilkanaście lat. A na dodatek nie została zniszczona przez wojnę, ale rozebrana przy aplauzie mieszkańców.  Z dachu  soboru św. Aleksandra Newskiego widać stołeczne budynki, a w oddali wieże kościoła  św. Krzyża
źródło: nac
Żadna okazała warszawska budowla nie stała tak krótko – ledwie kilkanaście lat. A na dodatek nie została zniszczona przez wojnę, ale rozebrana przy aplauzie mieszkańców. Z dachu soboru św. Aleksandra Newskiego widać stołeczne budynki, a w oddali wieże kościoła św. Krzyża

Polacy jej nie lubili, choćby dlatego, że zajmowała największy plac w mieście – Saski (za komuny – Zwycięstwa, dziś – Piłsudskiego). Była symbolem obcego panowania, więc kulturalni ludzie nazywali ją – pięcioma cebulami – od kopuł, mniej kulturalni – jej dzwonnicę stojącą obok – wieżą ciśnień prawosławia, natomiast zupełnie niegrzeczni – zwali ruskim... z powodu fallicznego kształtu.  Była najwyższym obiektem lewobrzeżnej Warszawy, niestety widzialnym z każdego miejsca.

Co ciekawe, wielu Rosjan uznawało niestosowność urzędowego stawiania cerkwi w takim rejonie i wykorzystywania jej do celów propagandowych. Uważano, że poniża to Kościół prawosławny.

Sporo wstydu

Sobór metropolitalny pod wezwaniem św. Aleksandra Newskiego zaczęto budować w 1894 r. Aby to uczynić, przeniesiono na plac Zielony (dziś – Dąbrowskiego) pomnik wojskowych poległych w Noc Listopadową, który przez pół wieku stał w tamtym miejscu. Wzniesiono go, tworząc z polskich oficerów fałszywych, carskich bohaterów. Rosjanie twierdzili, że „polegli oni za wierność swemu władcy", tymczasem w Warszawie wiedziano, że były to ofiary pomyłek albo zacietrzewienia tłumu; niektórych żałowano nawet w  gazetach wychodzących podczas powstania. Niestety, następne pokolenia zapomniały o prawdzie i żelazną bryłę zwano – pomnikiem zdrajców.

Nowy obiekt sakralny wzniesiono na planie kwadratu (w eklektycznym stylu) z wcześniej wspomnianymi pięcioma cebulastymi kopułami. Dopatrywano się wpływów bazyliki św. Marka w Wenecji, natomiast „wieża ciśnień" podobna była do moskiewskiej dzwonnicy Iwana Wielkiego.

Koszt budowy był ogromny – prawie 3,3 mln rubli. Jak donosiła ówczesna prasa – początkowo sądzono, że wystarczy 1,5 mln rubli. „Na pokrycie sumy – 480 000 rb. wpłynęło drogą ofiar". Dawniej ofiarami zwano datki osób prywatnych.

Poświęcenie soboru odbyło się 2 czerwca 1912 r. (według naszego kalendarza). Warszawskie, polskojęzyczne gazety zlekceważyły uroczystość. Wydrukowały tylko oficjalny telegram podpisany przez „prezesa komitetu budowlanego, generała gubernatora Warszawskiego, generała – adiutanta Skałona".

Zemsta materii

Prawosławni korzystali z tej świątyni tylko przez dwa lata. Większość z 40-tysięcznej kolonii rosyjskiej (nie licząc wojska) opuściła miasto ze strachu przed nadciągającymi Niemcami. A ci szybko przerobili cerkiew na kościół garnizonowy św. Henryka, wstawiając krzesła i instalując organy (czego w prawosławiu nie uznawano). Do tego brak surowców zmusił ich do zerwania miedzianej, grubo złoconej blachy z dachów i kopuł, co szybko poskutkowało zalewaniem wnętrza świątyni przez wodę. Kiedy Polska odzyskała niepodległość, cerkiew była już nieco uszkodzona. Mimo protestów osób prawosławnych, postanowiono ją rozebrać.

Wewnątrz były przepiękne freski i mozaiki znanych twórców, nic więc dziwnego, że w ich obronie występowało wiele osób, w tym i Stefan Żeromski. Część ozdób zachowano. Może by i sobór pozostał, ale od końca XIX w. Rosjan ogarnął szał stawiania  w Warszawie kościołów – budowano nowe, przerabiano na cerkwie świątynie katolickie (m.in. dzisiejszy kościół garnizonowy), a nawet obiekty cywilne (pałac Staszica). Więc Polacy mieli dość. Z 19 cerkwi pozostawiono dwie.

Kiedy na placu Saskim przystąpiono do rozbiórki, okazało się, że sobór jest niesłychanie solidną konstrukcją. Ręcznymi młotami nie udawało się wiele rozbić. W połowie 1925 r. „wszystkie części maszyny (pneumatycznej – przyp. red.) sprowadzonej ze Szwecji leżą już na placu Saskim za parkanem, oczekując na montera. Ma on przyjechać dziś z Górnego Śląska. Montowanie maszyny zajmie około trzech dni czasu".

Tysiące wybuchów

Niestety, demontaż murów w dalszym ciągu szedł ślamazarnie i sięgnięto po środki pirotechniczne. Dokonano tysięcy wybuchów, nie zawsze będących pod kontrolą. Opisała to „Rzeczpospolita", której informacja jest zarazem świadectwem pewnej histerii antysoborowej – „...tłumy przechodniów zaczęły napełniać plac Saski, by w zbożnym nastroju odwiedzić grób Nieznanego Żołnierza (...) kiedy zmrok otulił wstrętne sercu Polaka mury rozwalonego soboru – nagle bluznęły krwawym płomieniem ciemne czeluście witryn, ogłuszający huk rozdarł powłokę ciszy, zakołysały się w swych posadach okoliczne domy, zaskórny dreszcz przebiegł ziemię i grad kamieni runął na głowy przechodniów". Parę osób zostało lekko rannych, parę poturbowanych.

Zresztą i cały demontaż nie przebiegał w dobrej atmosferze. Prasa opozycyjna zarzucała władzom centralnym, dekretującym rozbiórkę, że chcą zepchnąć robotę na magistrat, a poza tym protegowana przez ministerstwo kooperatywa budowlana „nie wykonywa warunków umowy".

Rozbiórkę soboru Aleksandra Newskiego zakończono około 1926 r. Mimo zapewnień, nie postawiono nic na tym miejscu i pozostał plac służący tylko defiladom. Dziś wygląda on zupełnie inaczej. Grób Nieznanego Żołnierza stoi samotnie, gdyż pałac Saski, którego był integralną częścią, został zniszczony przez Niemców w 1944 r., podobnie jak bardzo piękny, stojący po prawej stronie – pałac Brühla. Na tyłach Teatru Wielkiego wybudowano szklany biurowiec autorstwa Normana Fostera, a w rejonie inkryminowanej dzwonnicy, po drugiej stronie Królewskiej, postawiono w latach 70. hotel Victoria. Kiedy kopano pod niego fundamenty, natrafiono na kanały ciepłownicze, które wiodły w stronę soboru. Niektóre źródła podają, że miał on centralne ogrzewanie.

Jak już wspomniałem, co można było uratować z cerkwi, to uratowano. W połowie 1925 r. „Gazeta Poranna" donosiła, że „wewnątrz gmachu zdjęto już z murów mozaiki i marmury". Część mozaik wywieziono do soboru w Baranowiczach, a inne – umieszczono  na Pradze w podziemiach cerkwi pod wezwaniem św. Równej Apostołom Marii Magdaleny.

Sobór stawiany był z bardzo dobrych materiałów. Posłużyły one m.in. za cokoły pomników Bogusławskiego i Moniuszki stojących przed Teatrem Wielkim, a także za podstawę rzeźby Syrenki, ustawionej  niegdyś przy ulicy Solec 8, przed klubem wioślarskim. Wedle niektórych relacji 12 kolumn powędrowało do ozdoby krypt wawelskich, a mniej wartościowe materiały na budowę zapór i śluz stawianych na rzekach wschodniej części kraju.

Nazwy dziś stosowane

  • cerkiew – każdy kościół prawosławny lub unicki
  • sobór – świątynia o szczególnym znaczeniu dla wiary
  • sobór katedralny – świątynia w miejscu służby liturgicznej biskupa (w jednym mieście może funkcjonować kilka soborów)
  • bazylika – kościół będący siedzibą dostojników wysokiej rangi (nie tylko biskupa)
  • metropolitalny – miejski; najczęściej – główny w metropolii
Życie Warszawy

Najczęściej czytane