Słoneczne odcienie starości
„Słoneczni chłopcy” to pojedynek dwóch wielkich aktorów, dobrego tekstu i świetnego reżysera. Ze starcia wszyscy wychodzą zwycięsko.
Maciej Wojtyszko zrobił najlepszą rzecz, jaką można wykonać w przypadku takich osobowości jak Zbigniew Zapasiewicz i Franciszek Pieczka: dyskretnie im towarzyszył. Bez fajerwerków, w oszczędnej scenografii małej sceny, która tylko przy pomocy ekranu zmienia się z pokoju hotelowego w telewizyjne studio, tym większą przyjemność dostarcza widowni z podglądania kunsztu aktorskiego. Tak, to jest przedstawienie gwiazdorskie, ale w wydaniu, o którym będzie się opowiadać po latach.Sztuka Neila Simona jest z jednej strony czystym samograjem, popisem aktorskim dwóch odmiennych typów scenicznych.
Z drugiej strony – wymaga jednak odpowiedniego wyważenia proporcji między śmieszącą do łez komedyjką a dramatem samotności dwóch podstarzałych komików, którzy spotykają się po latach, aby wskrzesić swój duet dla telewizji.
Obaj aktorzy świetnie potrafili to wyczuć. Zapasiewicz jako Willy Clark momentami wydaje się eksplodować irytacją na cały świat, który nie docenia jego dawno przebrzmiałej wielkości.
Rozgrywa całą gamę starości: tej obleśnej, kiedy rozparty w zmiętej pościeli poklepuje jowialnie opiekującą się nim pielęgniarkę, tej usiłującej za wszelką cenę zachować pozory godności, kiedy do brudnych spodni od piżamy zakłada garnitur, wreszcie tej najbardziej bezradnej, kiedy dziękuje siostrzeńcowi obiecującemu mu odwiedziny w domu starego aktora. Franciszek Pieczka (Al Lewis) ze swoim pozornie dziecięcym uśmiechem i mrugającymi oczami jest podobny do granych przez siebie często naiwnych prostaczków bożych. Ale niech nas te pozory nie mylą, bo kiedy zacznie czepiać się kanonicznej wersji próbowanego skeczu, a do tego dołoży protekcjonalne dźganie palcem swojego partnera, nie dziwi już, że Willy przez tyle lat dostaje alergii na samo brzmienie jego nazwiska.
„Słoneczni chłopcy“ są jak oddech ulgi po modnych eksperymentach teatralnych. To solidnie wykonana robota, która potrafi bawić i fascynować umiejętnościami „starej gwardii“. W obliczu duetu Zbigniewa Zapasiewicza i Franciszka Pieczki nie da się inaczej: po prostu chapeaux bas, panowie i panie!
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.