Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Jan, pióra i landrynki

Marta Chowaniec 05-03-2010, ostatnia aktualizacja 05-03-2010 21:28

Jan Nowicki, Wielki Szu, pojawia się w Sabacie, aby wśród piór i dziewczyn w świecących strojach udowodnić, że jednak nie odnalazł swojego miejsca.

*Jan Nowicki
autor: Rafał Guz
źródło: Fotorzepa
*Jan Nowicki

Dystansu i szczerości mu nie brak. Jednak patosem i zadęciem żenuje. Przejaskrawiona teatralizacja nie pasuje do wodewilu. Rzewne teksty piosenek nie wpadają w ucho. Jan Nowicki napisał część z nich. O sobie. Cóż, poeta z niego żaden, chociaż życie miał ciekawe.

Żył bowiem tak, jakby odbywał podróż, którą wyznaczały poszukiwania Małgorzaty w różnych kobietach. Nie znalazł jej w Las Vegas, królestwie hazardu, ani w Paryżu, gdzie widział ognistego kankana. Teraz na jej scenie w teatrze Sabat z tego wszystkiego się spowiada.

Zaczyna tak: wielki karciany oszust wpada do piekła. Tu Lucyfer (rewelacyjna rola Jacka Mureno) chce z nim zagrać w pokera. Gra toczy się o najwyższą stawkę, bo o ludzkie życie.

Powinno być napięcie. Ale go nie ma. Są za to szum, tłum i szpagaty, czyli standardowe popisy rewiowe. Zapału ekipie odmówić nie można, ale całość jest grubymi nićmi szyta.

Zresztą w sensie dosłownym dobrej szwaczki zabrakło, co pokazują ubrania aktorów. Za długie spodnie, za duże marynarki, źle dopasowane suknie. Zastanawiające, czy te zmięte stroje to nie symbol życia znużonego człowieka?

W drugiej połowie spektaklu najpierw mamy serię landrynkowych i tandetnych pioseneczek, dopiero później Wielki Szu znów wraca na scenę. I nie jest to powrót w wielkim stylu. Jako zabawny chochlik tłumaczy Młodzikowi (w tej roli niepewny siebie Darek Kordek), jak radzić sobie z panienkami. Ale właściwie po co? Przecież Małgorzata jest tylko jedna. Ona i Jan dzielą się swą radością z publicznością, pokazują zdjęcia ze ślubu. Teatr śpiewa hymn weselny...

Wszystkiego dobrego młodej parze życzymy. A przede wszystkim lepszych spektakli!

Życie Warszawy

Najczęściej czytane