Białe ściany z plamami krwi
Takiej bajki nie będziemy opowiadać dziecku na dobranoc. Bo zbyt smutna, zbyt straszna. I przejmująca. Ale – niestety, oparta na prawdziwych wydarzeniach – jakich świadkami były warszawskie dzieci w sierpniu 1944r.
"Opowiem wam bajkę", to kolejny po ubiegłorocznym "Triumfie Woli" Jana Klaty mocny spektakl w Muzeum Powstania Warszawskiego. Można go oglądać jeszcze tylko 4 i 5 sierpnia (godz. 22).
Premiera odbyła się 1 sierpnia o północy. To już tradycja, że wtedy Muzeum PW odprawia rodzaj "dziadów" – mistyczne niemal połączenie poprzez teatr z ofiarami walk o stolicę.
Tym razem z tematyką zmierzył się reżyser bydgoskiego Teatru Polskiego Paweł Łysak i jego aktorzy m.in. Dominika Biernat i Anita Sokołowska. Sięgnęli po autentyczne teksty bajek napisane w 1947 roku przez Zofię Lorentz, która po wojnie przeprowadziła się do Łodzi. Tam, jej syn kilkakrotnie wracając ze szkoły skarżył się, że rówieśnicy nie wierzą mu w to, co działo się w Warszawie. Pisarka postanowiła więc wytłumaczyć dzieciom powstańczą niewyobrażalną rzeczywistość, używając uniwersalnego języka bajek. Mitologizując zdarzenia.
Mamy więc w spektaklu najbardziej wzruszającą opowieść o "brzydkiej królewnie" Broni (Marta Ścisłowicz), nielubianej i nieszanowanej nawet przez rodziców, ale... uszanowanej po śmierci. I opowieść o smoku – czołgu, który za rogiem poluje tylko na piękne dziewczęta. A skoro czołg jest smokiem (Michał Jarmicki) i musi znaleźć się rycerz, który go zabije. Rycerzem oczywiście okazuje się powstaniec (Mateusz Łasowski)...
Łysak w ciągu niespełna godziny prowadzi widzów od płaczu do uśmiechu. Ale to jednak śmiech ze ściśniętym gardłem, taki trochę oczyszczający, rozładowujący.
"Opowiem wam bajkę" to – paradoksalnie – najbardziej teatralne w formie ze wszystkich dotychczasowych "rocznicowych" przedstawień w MPW. Może dlatego, że treść – powstańcze wydarzenia – jest tu dwukrotnie przetworzona artystycznie, raz bajkowo, drugi raz scenicznie. Nie bazuje wyłącznie na relacjach powstańców, cytowaniu rozkazów a tworzy swój świat wyimaginowanych, a jednocześnie (jeśli pamięta się np. o czołgu pułapce na Starówce) tak bardzo realnych postaci. Spektakl ma też formę pętli – ostatnia scena tłumaczy pierwszą i można ten spektakl oglądać w kółko.
Aktorzy – szokując charakteryzacją - wciągają w swoją opowieść tak, że godzina mija jak chwila. A biorące udział w przedstawieniu dzieci z chóru Alla Polacca oswajają brutalną treść, dodając wiarygodności. Jak przyznaje Paweł Łysak, bardzo mało jest tekstów stricte teatralnych mówiących o powstaniu.
– Powstanie znamy głównie dzięki jednostkowym relacjom, wspomnieniom nacechowanym emocjami i traumą. Upłynęło już 66 lat, a ciągle jest to takie żywe. I krew tak naprawdę jeszcze nie wsiąkła – mówi reżyser. I – jako się rzekło – krwi w tym spektaklu jest dużo. Może zbyt dużo. Gdy aktorzy schodzą ze sceny, na nieskazitelnie białej początkowo ścianie pozostają tylko czerwone nieregularne smugi i plamy. Świadectwo.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.