Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Filmowy autotematyzm w Iluzjonie

Monika Banach 27-11-2009, ostatnia aktualizacja 27-11-2009 11:24

Autotematyczne wątki w światowym kinie skupiają się głównie na pokazaniu, jak się robi film lub na rozliczeniu ze środowiskiem filmowym. W tym cyklu Iluzjonu odnaleźć można w m.in. w dwóch ciekawych filmach Roberta Aldricha.

Operując dość brutalnymi środkami przekazu reżyser wyrysował obraz Hollywood i jego chorej moralności opartej na obowiązku sukcesu za wszelką cenę.

W „Wielkim nożu” (piątek, godz. 18) oskarżenie padło pod adresem szefów wielkich wytwórni. Oni w latach 30. i 40. wszechwładnie panowali nad swoimi poddanymi. Dowodzi tego bitwa toczona przez aktora z producentem, w wyniku której gwiazdor popełnia samobójstwo. Podobnie tragiczny wymiar losu starych aktorek ukazał Aldrich w „Co się zdarzyło Baby Jane?” (sobota, godz. 20.15). W głównych rolach wystąpiły dawne gwiazdy – Joan Crawford i Bette Davis. Ta druga, w roli Jane,opiekuje się siostrą. I ciągle w przykutej do wózka inwalidzkiego kalece dostrzega rywalkę, co doprowadza ją na granicę choroby psychicznej.

Najwymowniejszym przykładem nurtu pozostaje jednak „Bulwar Zachodzącego Słońca” (niedziela, godz. 20), do dziś uznawany za jeden z najważniejszych filmów o mechanizmach, które zbudowały Fabrykę Snów. Reżyser Billy Wilder osiągnął to dzięki skojarzeniu trzech postaci. Uzdolniony, młody scenarzysta zostaje utrzymankiem wielkiej gwiazdy niemego kina Normy Desmond. Wcielająca się w nią Gloria Swanson gra samą siebie, a w film wplecione są ujęcia z jej dawnych ekranowych przebojów. Trzecią ważną postacią jest Erich von Stroheim grający jej lokaja, kiedyś męża i reżysera. I to on uosabia cały Hollywood, który kiedyś w rzeczywistości tworzył. Stroheim był w latach 20. mistrzem filmowego realizmu, ale też ofiarą tego systemu, wiecznie walczącym z własnymi producentami.

Europejskie kino reprezentowała w tym przeglądzie „Pogarda” – głośna rzecz o powstawaniu filmu, w tym tygodniu można zobaczyć „Noc amerykańską”(sobota, godz. 18), w której Francois Truffaut stworzył ironiczny autoportret reżysera przy pracy. Trudno zestawić ją z tragicznym i szczerym rozliczeniem, którego dokonał Fellini w „Osiem i pół” (niedziela,godz. 17.30). Tu reżyser krytyce poddawał nie samo fabrykowanie gwiazd,ale to, że twórca mówi ludziom, jak mają żyć.

„Filmowy autotematyzm”, Iluzjon, Biblioteka Narodowa, Al. Niepodległości213, wejście A, sala im. S. Dembego, bilety: 11 zł, tel. 22 646 12 60,piątek - niedziela (27-29.11)

Życie Warszawy

Najczęściej czytane