Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Syrop, „Sztajer Selekta” **** i ½

Marcin Flint 03-02-2011, ostatnia aktualizacja 04-02-2011 15:44

Syrop smakuje Miastem Aniołów, Nowym Jorkiem, Chicago, Filadelfią, ale przede wszystkim Warszawą. To relaksujący, więcej niż dobry hip-hop na wieczór po pracowitym dniu.

źródło: materiały prasowe

Receptura jest prosta. Część składników autorzy zdradzają już zresztą w pierwszym numerze, wymieniając w samym jego tytule bas, bębny, rhodes oraz rap. Wspomniany bas „ma chodzić do tytułu i trzymać wolne tempo”, podczas gdy werbel dla odmiany „mknie do przodu”.

Ale nie wszystko na krążku ogranicza się do ciepłego, przestrzennego brzmienia opartego o słynne elektryczne pianino. Mamy jeszcze melodyjne g-funkowe lenistwo z rzucającym się w ucho, specyficznym, piszczącym syntezatorem, jak również funk korzenny, cięższy, kipiący seksem niczym nagrania Isaaca Hayesa. Dżdżysty, refleksyjny jazz-hop z dogranymi partiami saksofonu doskonale uzupełnia się z przydymionym, nawiązującym do Pete’a Rocka, klasycznym brzmieniem złotej ery hip-hopu. Na tym tle nieco odstaje singlowy „Młynek”, produkt na licencji Dr. Dre. Co nie znaczy, że z płyty należałoby go wyrzucić. Muzyka sprawdza się bowiem jako całość. Przygotowano ją z głową, sercem, ale też umiejętnościami na polu aranżacyjnym, realizacyjnym, każdym właściwie. Brawa bić należy Kolso. To, że ten facet nie ma jeszcze na koncie okrytego złotem albumu producenckiego z gośćmi sięgającymi od Mesa po Łonę uważam za wielką niesprawiedliwość.

Wróćmy jednak do Syropu i jego warstwy wokalnej. Igor dysponuje zróżnicowanym, bogatym w rozwiązania stylem. Dobrze słychać to w bezbłędnym, przebojowym „Feszyn”, gdzie Kasia Łuczyńska kładzie z wdziękiem swój delikatny, kruchy refren, a on bawi się głosem – przeciąga, dorzuca przerywnik, powtarza, intonuje i nie ma niego mocnych. Artysta swą uniwersalność udowadnia w pozostałych utworach na płycie. I nie mam na myśli jedynie raperskiego warsztatu: raz zaintonuje nisko, gardłowo, innym razem wykona refren falsetem, w stylu Pharrella Williamsa.

Do niego należy też zarymowany w „Tak wielu tu” wers płyty – „Artystą nie będziesz, nigdy nie byłeś / jeśli po każdym koncercie twój t-shirt wali grillem”. Doświadczony Kolso (znowu on) nie jest tak wszechstronny, bije jednak kolegę pod względem naturalności, rapuje bez cienia wysiłku, sprawdzając się zwłaszcza tam, gdzie trzeba coś zaobserwować (na przykład pana w „różowych spodniach” i panią z „brylami brzyduli” na Chmielnej) czy odegrać scenkę (kapitalny utwór tytułowy). Bez niego nigdy nie udałoby się Syropowi zyskać wyróżniającego duet miejskofolkowego sznytu.

A Warszawa gra naprawdę sporą rolę. Obydwaj raperzy chodzą jej ulicami gapiąc się na pomalowane ściany, stoją w korkach obserwując jak ich miasto moknie, przesiadują w jego kawiarniach i piwiarniach, triumfująco przemierzają kluby, patrzą z balkonu na centrum, zapuszczają się w charakterne miejsca. Latem pocą się wraz z Warsem, jesienią smucą razem z Sawą, wspólnie odreagowują zimę. Fajnie to wypada i choć „Sztajer Selekta” będzie dobrze wyglądać na półce między „Stanem Równowagi” Jota i „Pół Żartem, Pół Serio” Stasiaka (panowie dogadaliby się w kwestii wilczego apetytu i satyry na modnisiów), to ma tyle własnej duszy, że nie da się jej zastąpić. Najwyżej można dostać dokładkę – Igor jest wokalistą funkcorowej Mama Selity, Kolso to 50% czysto rapowych Dwóch Warszawiaków. I oba zespoły również warto sprawdzić. „Sztajer Selekta” Syrop Wyd. Aloha Entertainment Cena: 19 zł

Płytę zakupisz tutaj.

Życie Warszawy jest patronem medialnym albumu.

zyciewarszawy.pl

Najczęściej czytane