Mistrz ze świata, w którym nic się nie dzieje
„Jedenaście”, kolejna kryminalna powieść Marcina Świetlickiego, jest w zasadzie antykryminałem. Nie umniejsza to jednak jej wartości. Wręcz przeciwnie.
Mistrz, niezbyt przystosowany do życia w dzisiejszym, wściekle pędzącym naprzód świecie detektyw, po raz pierwszy pojawił się w powieści kryminalnej Marcina Świetlickiego „Dwanaście”. Potem przyszło „Trzynaście”, w której rzeczony Mistrz z uroczym defetyzmem sączył alkohol w Biurze i innych krakowskich knajpach oraz narzekał na rzeźby Igora Mitoraja i dziennikarzy telewizji TVN. Wreszcie pojawiło się „Jedenaście”. Wbrew tytułowi nie jest to prequel poprzednich części, a ich – jak oznajmia autor ku rozpaczy czytelników – zakończenie.
Akcja powieści, której tytuł odnosi się między innymi do zapyziałej miejscowości położonej 11 kilometrów od Krakowa, rozgrywa się jakiś czas po wydarzeniach opisanych we wcześniejszych częściach tryptyku o Mistrzu – jak można już o kryminalnych powieściach Świetlickiego mówić. W samym Krakowie, jak i w najbliższym otoczeniu Mistrza zmieniło się niemal wszystko. Mango Głowacki i Doktor, z którymi Mistrz brylował w krakowskich lokalach, nie żyją. Samo miasto zaś nie przypomina w niczym miasta, w którym spuchnięci, otyli i posiwiali amatorzy zapomnianych płyt rockowych z lat 60. mogliby się czuć swojsko.
Angielscy turyści przypuścili atak na Rynek. Knajpy obsiadła alternatywna młodzież obnosząca się ze swoimi upodobaniami do nowej lewicy i warszawskich mód (pop) kulturalnych, lansowanych przez kolorowe czasopisma. Nikt w Mistrzu nie rozpoznaje już nie tylko dziecięcego bohatera z serialu sprzed lat, ale i prywatnego detektywa pracującego według wypracowanej przez lata dewizy „100 złotych dziennie plus wydatki”.
W takiej sytuacji Mistrz całe dnie spędza we wspomnianej miejscowości, wysiadując w tamtejszej restauracji Stylowa, pochłaniając coraz większe ilości alkoholu i wspominając okoliczności śmierci Doktora, którego znaleziono martwego w pobliskim domku letniskowym.
Świetlicki wziął sobie do serca maksymę Chandlera, według której „prawdziwy bohater powinien być samotny”. Mistrz jest samotny idealnie; więcej – jego zamknięcie się na świat zewnętrzny zdradza niemal przejawy autyzmu. Choć na jego oczach w miasteczku dzieją się rzeczy niepokojące, Mistrz pochłonięty jest rozmyślaniami o przeszłości i topieniu smutków w Jacku Danielsie.
„Jedenaście” w doskonały sposób rewolucjonizuje kanon powieści spod znaku Chandlera i Hammetta. Intryga kryminalna zaczyna rozwijać się dopiero w trzech czwartych książki, wcześniej nie dzieje się właściwie nic. Ale jak pięknie się nie dzieje! Świetlicki wykreował niepokojącą atmosferę przygnębienia i smutku (wszechobecny wiatr, mgła, wieczny mrok, poczucie tajemnicy i zagrożenia), tworząc tym samym nowy rodzaj powieści – kryminał melancholijno-metafizyczny. Poetyckie sentencje oraz aluzyjne komentarze społeczno-polityczne dodają powieści swoistego uroku. A gdy akcja rusza już z kopyta, czeka nas następne zaskoczenie.
Na szczęście koniec jest jednak klasyczny – zagadka zostaje rozwiązana, kobieta opuszcza bohatera, lecz ten pozostaje zwycięski. Sam w swoim innym świecie.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.