Z czarnej strony na zieloną
O powrocie do polskiej ligi, wyzwaniach, sentymencie do Polonii i zapale do gry w Legii.
Jak minęły pierwsze dni w nowej drużynie?
Michał Żewłakow: Bardzo sympatycznie. Od momentu, kiedy podpisałem kontrakt, czuję się, jakby mi odjęto dziesięć lat. Wróciła mi ochota do tego, by się męczyć i trenować.
Tak wyglądają spełniające się marzenia?
Kiedy grałem w Turcji, psychicznie się zmęczyłem i brakowało mi motywacji, bo ostatnie cztery miesiące to były nieustanne problemy i, brzydko powiem, męczenie konia. A tutaj znów mam wszystko, co dla piłkarza jest potrzebne od strony mentalnej. Jest fajny, młody zespół. Oprócz tego uczucie, że jadę na trening w swoim mieście, choć jest to jeszcze bardzo egzotyczne dla mnie, daje mi dużo satysfakcji.
Przez te kilkanaście lat dużo się zmieniło, oprócz stadionu?
Jeśli chodzi o personalia, organizację, na pewno zmieniło się na dobre. O tym, jak wygląda polska liga od środka, będę mógł opowiedzieć za kilka miesięcy, kiedy poznam drużynę i polskie realia.
Po co panu Legia na koniec kariery? Nie lepiej było wyjechać do Kataru i zarobić wielkie pieniądze?
Nie wiem... We mnie odezwało się małe, sportowe dziecko. Mam ochotę odnieść sukces. I nie ukrywam, że z Legią wiążę cele sportowe, które sobie postawiłem. Mam trzy mistrzostwa Grecji, mam dwa mistrzostwa Belgii, a mistrzostwa Polski nie mam, więc ten cel nasuwa się sam. A z drugiej strony Legia daje mi jeszcze okazję, żeby pograć na dobrym europejskim poziomie.
Kibice Legii dawno nie mieli swojego bohatera, ostatnim był chyba Artur Boruc, pański przyjaciel. Pan jako jeden z niewielu pochodzi z Warszawy, liczy pan na podobną sympatię?
Bohater to duże słowo, które wiąże się z wielkimi sukcesami. A ja chciałbym najpierw spłacić kredyt zaufania ze strony Legii, a potem zrobić coś sportowo spektakularnego, czyli zdobyć mistrzostwo Polski. Ostatni raz Legii się to udało w 2006 roku. Chciałbym coś po sobie pozostawić takiego, o czym kibice mogliby wspomnieć.
Podpisał pan kontrakt na rok, ale gdyby Legia zdobyła mistrzostwo Polski, to zagrałaby w kwalifikacjach Ligi Mistrzów...
O Lidze Mistrzów na razie nie myślę, chociaż fajnie byłoby, gdyby awansowała tam polska drużyna i to jeszcze taka, w której gram.
A chciałby pan zostać w Legii po zakończeniu kariery?
Jestem wychowankiem drugiej warszawskiej drużyny, przechodzę z czarnej strony Warszawy na zieloną. Tak mi się w życiu ułożyło, że to Polonia mnie przygotowała i wychowała jako piłkarza pierwszoligowego, więc gdziekolwiek będę grał, Polonii się nie wyprę, bo ten klub jest we mnie wpisany. Ale teraz gram w Legii i całe swoje serce będę oddawał temu klubowi.
Kiedyś pan mówił, że w wieku 35 lat trzeba kończyć karierę, ale ma nadzieję być wyjątkiem.
Patrząc na to, jakie Legia ostatnio robiła transfery, rzeczywiście jestem wyjątkiem. Samo to, że piłkarz w takim wieku może podpisać kontrakt z Legią, jest wyjątkowe. Powiedziałem tak, bo rzeczywiście jest niewielu piłkarzy, którzy w tym wieku grają lub grali na przyzwoitym poziomie, Paolo Maldini czy Edwin van der Sar. Mnie piłka ciągle cieszy, a po podpisaniu kontraktu dostałem wiatru w żagle. Ten sezon też mi odpowie na wiele pytań.
Gra na Zachodzie pomaga w utrzymaniu wysokiej formy na długie lata?
Grać na Zachodzie można różnie – w drużynie, która co roku awansuje i spada, albo w takiej, która walczy w pucharach. Wtedy sezon jest bardziej rozbudowany, mniej się trenuje, a więcej gra. Kształtuje się charakter i organizm. To daje przewagę, kiedy się gra co tydzień.
Ale jest jeszcze drugie niebezpieczeństwo polskiej ekstraklasy. Czasami trzeba pojechać do Bełchatowa czy Bielska-Białej, a pan przyzwyczaił się do gry z największymi.
Do Bełchatowa pojadę z przyjemnością, bo tam gra mój brat. Ale paradoksalnie takiego folkloru też mi brakowało. Kiedy się przegrywa i trzeba wracać trzysta kilometrów autokarem, to wtedy tworzy się drużyna. Grając w Olympiakosie nalatałem się samolotem i mam dosyć, więc chętnie wsiądę do autokaru.
A jak pana przyjęli Dickson Choto i Inaki Astiz?
Któryś z nich usiądzie pewnie na ławce. O tym, kto usiądzie na ławce, zadecyduje rywalizacja i zagrają najlepsi. To dwaj zawodnicy, którzy od dawna są w tej drużynie i trzeba będzie pokazać coś ekstra, żeby zabrać im miejsce. A jeśli chodzi o samo przyjęcie, to wszystko było jak trzeba.
Czego panu życzyć?
Żeby było tak, jak sobie wymarzyłem.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.