Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Nie ma już z nami Margo

Marek Cegliński 27-05-2011, ostatnia aktualizacja 27-05-2011 22:00

Małgorzata Dydek zmarła w piątek w szpitalu w Brisbane. Miała 37 lat. Jedna z najlepszych w historii polskich koszykarek od tygodnia była w stanie śpiączki farmakologicznej po tym, gdy 19 maja zasłabła w domu i straciła przytomność – przyczyną było zatrzymanie pracy serca.

autor: Marian Zubrzycki
źródło: Fotorzepa

Już się z niej nie wybudziła. Osierociła dwóch synów: trzyletniego Davida i siedmiomiesięcznego Aleksandra. Była w czwartym miesiącu ciąży.

W Australii dopiero rozpoczynała nowe życie. Po latach bogatej w sukcesy sportowej kariery w Europie i w amerykańskiej lidze zawodowej WNBA znalazła spokojną przystań w Brisbane, gdzie jej małżonek David, Anglik z Londynu, otrzymał pracę. Po mężu nosiła nazwisko Twigg, od 2008 roku pracowała jako trener młodzieży w klubie Northside Wizards.

Złoto w Spodku

Mając 214 cm wzrostu, była najwyższą i jedną z najbardziej znanych na świecie koszykarek. W Polsce kibice mówili o niej „Ptyś“, bo ciastka te lubiła od dzieciństwa.

W latach 1992 – 2003 zagrała w ponad 130 meczach reprezentacji Polski. Największy sukces to mistrzostwo Europy w 1999 roku na turnieju organizowanym w Polsce. Została wówczas wybrana do pierwszej piątki turnieju i była jego najskuteczniejszą zawodniczką (średnia 19,3 pkt). W finałowym meczu z Francją (59:56) w katowickim Spodku zdobyła 19 pkt i miała dziesięć zbiórek.
Po zdobyciu złota powiedziała o swoim osiągnięciu: „Robię to, co do mnie należy. Wcale nie czuję się gwiazdą czy najlepszą koszykarką Europy“. Jednak nią została. Tradycyjny plebiscyt „La Gazzetta dello Sport“ w sezonie 1999 wygrała zdecydowanie. W plebiscycie „Przeglądu Sportowego“ za rok 1999 Małgorzata Dydek zajęła piąte miejsce. Dla uprawiającego koszykówkę w Polsce to rzadki zaszczyt.

Łukasz Jedlewski, były naczelny „Przeglądu Sportowego“, tak wspomina tamtą uroczystość: – Pamiętam, że przez cały wieczór nękał mnie Janusz Korwin-Mikke, mój kolega z czasów gry w drużynie uczelnianej, że bardzo chciałby zatańczyć z Małgosią i żebym ją do tego namówił. Nic nie wskórał. Małgosi wystarczały popisy na koszykarskim parkiecie.

Swój drugi pseudonim, Margo, przywiozła Małgosia z USA. Do WNBA z numerem 1 draftu wybrał ją Utah Starzz w 1998 roku. Żaden inny polski sportowiec nie miał tak wysokich notowań w amerykańskiej lidze zawodowej, podobnie jak żaden nie wystąpił dwukrotnie w meczach gwiazd. W amerykańskiej zawodowej lidze koszykarek Dydek grała przez dziesięć lat, także w barwach San Antonio Stars, Connecticut Sun, a karierę zakończyła w Los Angeles Sparks w 2008 roku.

W wiosce Gdyni

Oddzielny rozdział kariery „Margo“ to gra w czołowych europejskich klubach – od francuskiego Valenciennes i hiszpańskiego Getafe Madryt po rosyjski UMMC Jekaterynburg. Przez siedem lat reprezentowała barwy kobiecego zespołu z Gdyni (Fota Porta, Polpharma), przyczyniając się do jego największych sukcesów.

– W koszykówce żeńskiej pracuję już 38 lat – mówi Mieczysław Krawczyk, prezes Lotosu Gdynia. – Nigdy nie spotkałem takiej zawodniczki jak ona. Poznałem ją, gdy miała 14 lat. Pamiętam jak dziś – na trzepaku w Wołominie, gdy pojechałem tam porozmawiać z jej starszą siostrą Katarzyną. To wraz z przyjściem Małgosi do naszego klubu zaczęła się wielka europejska koszykówka w małej wiosce Gdynia. Tak można powiedzieć, bo nasze miasto nie miało wcześniej zespołów w tej dyscyplinie. Z Małgosią zdobyliśmy dwa wspaniałe wicemistrzostwa Europy i siedem z ośmiu kolejnych tytułów mistrza Polski. Bez tych sukcesów nie byłoby w Trójmieście takich koszykarskich tradycji i nowych pięknych hal.

– Małgosia nigdy nie pozowała na gwiazdę – kontynuuje Krawczyk. Po każdym meczu potrafiła się zatrzymać, porozmawiać z kibicami. Zawsze lubiła dzieci, miała z nimi dobry kontakt. To był wspaniały człowiek, wspaniała matka. Urodziła dwójkę dzieci, trzecie umarło wraz z nią.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane