Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Antyczna bohaterka dziewczyńskiego komiksu

Agnieszka Rataj 09-11-2008, ostatnia aktualizacja 09-11-2008 21:09

„Ifigenia” – debiut reżyserski Antoniny Grzegorzewskiej w Narodowym – przypomina trochę tytułową dorastającą dziewczynę. Chwilami chwyta za serce, chwilami bawi niezgrabnością.

autor: Robert Gardziński
źródło: Fotorzepa

Grzegorzewska w autorskim tekście umieszcza bohaterkę klasycznej tragedii w świecie współczesnym. Ifigenia (Anna Gryszkówna) jest przed maturą i przeżywa typowe bunty tego wieku. Zamyka się w pokoju, nie chce jeść, odcina się od świata słuchawkami.

Ojciec (Jerzy Radziwiłowicz) jest na wojnie, więc jej złość spada na matkę (Aleksandra Justa). Skazane na siebie kobiety już nawet nie rozmawiają. Każda wygłasza monologi, nie czekając na odpowiedź drugiej. Nic dziwnego, że informację od ojca o planowanym ślubie z Achillesem Ifigenia przyjmuje z entuzjazmem. To dla niej droga ucieczki, nieistotne, kto ją umożliwia. Pierwszy raz głośno puszcza muzykę swojego buntu, w rytmie „Piece Of My Heart” Janis Joplin żegna się z przyjaciółkami przed wyjazdem do ojca.

Wszystko okazuje się jednak złudzeniem: ślub to fikcja, Achilles woli chłopców, Ifigenia jest kolejną ofiarą wojny, zaplątaną w nią bezwiednie jak Chór, który w pewnym momencie zakłada czarne muzułmańskie hidżaby.
Cała historia momentami intryguje i jest pięknie malarsko pomyślana. Grzegorzewska operuje ostrymi kolorami. Artemida pojawia się w białej sukni, która podczas jej kąpieli w wannie, kiedy zażąda ofiary Ifigenii, zmienia kolor na czerwony. W czerwień ubrana jest też Przodowniczka Chóru (Ewa Konstancja Bułhak). Umiejętności kreowania zapadających w pamięć obrazów nie można reżyserce odmówić.

Spektakl zgrzyta jednak, jeśli chodzi o postaci, bo przypominają one, niestety, jednowymiarowych bohaterów dziewczyńskiego komiksu. Mężczyźni to powarkujące zwierzęta, zajęte wojną, piciem i seksem. Achilles nie chce Ifigenii, bo bardziej zajmują go pląsy z Patroklesem wokół roweru.
Szkoda, bo w tym bardzo kobiecym spektaklu o kobietach, których życie zdominowała wojna, zabrakło grozy przynoszonej przez prawdziwych oprawców.

„Ifigenia”, reż. Antonina Grzegorzewska, Teatr Narodowy, scena przy Wierzbowej, kolejny spektakl: środa, godz. 19.30.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane