Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Każdy czeka na swój proces

Arek Lerch 10-03-2009, ostatnia aktualizacja 11-03-2009 21:32

„Der Prozess” to najnowsza i jedna z najlepszych płyt w dyskografii Armii. Wokalista i lider zespołu opowiada nam o punku, strzelaniu do oficjeli i o tym, co usłyszymy podczas dzisiejszego koncertu. Z Tomaszem BudzyŃskim rozmawia Arek Lerch

Tomasz Budzyński odcina się od punka, jednak w muzyce Armii wciąż słychać go bardzo wiele
autor: Pasterski Radosław
źródło: Fotorzepa
Tomasz Budzyński odcina się od punka, jednak w muzyce Armii wciąż słychać go bardzo wiele

Wasza nowa płyta zdziwiła wielu fanów. Czym zaskoczycie ich podczas promującego ją koncertu?

Tomasz Budzyński: Choćby jego długością. Zamierzamy zagrać cały materiał z „Der Prozess”, zaś w drugiej części występu będzie można posłuchać naszych starszych utworów. Myślę, że wszyscy będą zadowoleni.

Jak odbierane są na żywo nowe, nie najłatwiejsze przecież utwory?

Płyta jest rzeczywiście dość trudna, dlatego jej odbiór także jest nieco inny. W klimacie najbardziej przypomina mi to trasę promocyjną „Triodante”. Wtedy też muzyka wymagała większego skupienia, ludzie mniej tańczyli na koncertach, bardziej przeżywali muzykę.

Z „Der Prozess” na pewno bardzo dobrze przyjmowany jest utwór „Underground”, jednak wykonujemy go na końcu koncertu, oddzielając od zasadniczej części płyty. Staramy się nasze nowe utwory zagrać jak najlepiej. Na żywo mają one niesamowitą ekspresję. Te kawałki to straszny czad. Z kolei utwór „Przed prawem” to już prawie mały teatr, głównie ze względu na interpretację wokalną.

Czy w związku z tym na koncercie mają szansę pojawić się jakieś parateatralne elementy, które wzbogacą występy?

Oczywiście, chciałbym to wszystko trochę „uteatralnić”, jednak wiąże się to z pewnymi nakładami, również finansowymi, tak więc na razie jest to sfera przyszłości...

Wspomniałeś o „Underground”. Nie obawiasz się, że taka dość otwarta, polityczna deklaracja może być traktowana jak dolewaniem oliwy do ognia w dzisiejszych, nerwowych czasach?

To są tylko moje odczucia, wobec uprawianej w naszym kraju polityki. Ten Babilon upadnie. Bob Marley w jednej ze swoich piosenek także śpiewał, że zastrzelił szeryfa. A szeryfa łatwiej zastrzelić niż prezydenta czy premiera.

Skoro przy warstwie tekstowej jesteśmy – słowa, jakie napisałeś tym razem, są dość gorzkim rozliczeniem ze współczesnym światem. Jesteś w nich biernym obserwatorem, czy wynikają one raczej z osobistych doświadczeń?

Teksty zawsze opisywały moje własne doświadczenia, moje życie, dobre i złe chwile. To, co mnie otacza. Ja jestem już w tym wieku, że o tych sprawach myśli się poważnie.

Ale tym razem ta refleksja jest bardzo gorzka, momentami wręcz brutalna...Ale to nie jest nic negatywnego. To jest doświadczenie, także cierpienia i ciemności duchowej. Wydaje mi się, że dorosły człowiek, każdy z nas, w pewnym momencie doświadczy takiego właśnie, Kafkowskiego procesu. Jeśli ktoś w sposób szczery reflektuje nad swoim życiem, musi zmierzyć się z rzeczami, których nie rozumie. Z sytuacjami, które go przerastają.

Wasz nowy album jest często porównywany do „Legendy” i „Triodante”. Czy faktycznie podczas tworzenia tamtych płyt i nowego materiału odczuwałeś podobne emocje?

Każda płyta jest inna i towarzyszą jej zupełnie inne klimaty. „Legenda” była tworzona w wyjątkowych warunkach – mieszkaliśmy wtedy wszyscy na Mazurach, na wsi, wśród lasów. Ta bliskość przyrody, żywa natura wpływa na człowieka. To był bajkowy klimat i taki został uwieczniony w muzyce. Ale już „Triodante” to zupełnie inna historia, inni muzycy i inne środowisko – miasto. Tak samo jest z „Der Prozess”. Od tamtych chwil minęło kilkanaście lat. Jestem dziś innym człowiekiem.

Skoro o przeszłości mówimy, jak wspominasz swoje punkowe początki Armii i czy punkowy Tom sprzed dwóch dekad różni się od tego z 2009 roku?

Trudno nazywać Armię zespołem punkowym. Oczywiście w takim sensie, w jakim potocznie myśli się o tej subkulturze. Armia była co najwyżej bardzo nietypowym punkiem, wychodzącym bardzo daleko poza ramy tej estetyki, a tym bardziej związanej z nim ideologii. To było i jest jakieś przedziwne połączenie hard core’u z rockiem symfonicznym i folkiem.

Jeśli chodzi o mój osobisty stosunek do punk rocka – estetyka tego zjawiska, wygląd, strój, grafika, itd. bardzo mi się podobają, natomiast z lewacko-anarchistyczną ideologią nigdy nie miałem i nie mam nic wspólnego. Wystarczy poczytać moje teksty – od samego początku do dziś.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane