Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Fidel na straży rysunków

Aleksandra Pinkas 24-06-2010, ostatnia aktualizacja 01-07-2010 19:58

W pustym mieszkaniu przy Wilczej, w którym przez ponad pół wieku tworzył Szymon Kobyliński, nadal żyje jego kot. Opiekuje się nim syn rysownika. Teraz otrzymał nakaz eksmisji.

autor: Gardziński Robert
źródło: Fotorzepa
źródło: archiwum prywatne
źródło: archiwum prywatne

Od śmierci ojca w 2002 roku nic tu nie zmieniłem. Nie miałem sumienia – opowiada scenograf Maciej Kobyliński, syn Szymona – znakomitego karykaturzysty.

W niewielkim, dwupokojowym mieszkaniu przy Wilczej 69 jego rodzice wspólnie przeżyli ponad 50 lat. Teraz jedynym lokatorem jest tu czarny, ślepy kot o imieniu Fidel.

Gdy tylko pan Maciej rozsiada się w fotelu, kocur wskakuje mu energicznie na kolana i zaczyna domagać się czułości.

– Fidel przybłąkał się jeszcze do mojego ojca. Stracił wzrok kilka lat temu, gdy dostał zapalenia szczęki. Po leczeniu sterydami przestał widzieć – mówi Maciej Kobyliński. – Ale jest mu dobrze. Odwiedzam go codziennie i karmię – dodaje.

Białe kruki i centaur

Oprowadza mnie po mieszkaniu pełnym bibelotów, rodzinnych fotografii i rysunków.

– Ojciec był minimalistą. Wiele razy proponowano mu zamianę lokalu na większy, ale nie chciał. Tylko tutaj się dobrze czuł – tłumaczy.

W dwóch pokojach na zakurzonych regałach stoją równo ustawione książki. – Tej biblioteki, liczącej kilka tysięcy woluminów, zazdrościł ojcu nawet Władysław Kopaliński, z którym przyjaźnił się przez lata. Tylko on miał tak bogaty zbiór judaików, książek o architekturze i historii Polski – wyjaśnia.

W większości to białe kruki i pierwsze wydania, z autografami i dedykacjami od autorów.

– Julian Tuwim podarował ojcu rękopisy swoich młodzieńczych wierszy. Nigdy nie zostały opublikowane – przyznaje pan Maciej.

Szymon Kobyliński chcąc odwdzięczyć się przyjacielowi, własnoręcznie przepisał jego „Kwiaty Polskie” i wykonał do nich ilustracje. – Tuwim był zachwycony. Tak zaczęła się ich wielka przyjaźń, która trwała do śmierci poety w 1953 roku – wspomina Maciej Kobyliński.

W całym mieszkaniu rysunki i korespondencja Szymona Kobylińskiego wypełniają po brzegi wszystkie szafki.

– Mój ulubiony przedstawia dwie chabety. Za nimi z teczką pod pachą stoi centaur. Jeden z zabiedzonych koni odzywa się do drugiego: „Znów idzie przemawiać w naszym imieniu” – śmieje się pan Maciej. – Szkoda, że nikt nie chce wykorzystać tych rysunków. Przecież są nadal aktualne.

Na ścianach wiszą obrazy i rysunki, militaria, które przez lata zbierał Szymon Kobyliński, i rodzinne fotografie.

– To broń bębenkowa. Takiego egzemplarza nie widziałem nawet w Muzeum Wojska Polskiego – mówi pan Maciej, zdejmując ze ściany jeden z rewolwerów.

Kolejka Linkego

Szymon Kobyliński przyjaźnił się też z Bronisławem Linkem, rysownikiem i malarzem.

– Na ścianach wisi kilka jego obrazów, a także gliniana maska, którą ojciec dostał od niego w prezencie – przyznaje Maciej Kobyliński. Jest też kolekcja ręcznie sklejanych parowozów.

– Linke przepisał mi ją w testamencie. Mało kto wiedział, że interesował się koleją. Papierowe modele sklejał w tajemnicy w swoim mieszkaniu na Starym Mieście w przerwie między malowaniem kolejnych rysunków – opowiada pan Maciej.

W mieszkaniu przy ul. Wilczej chce urządzić izbę pamięci ojca. – Mógłbym wywieźć te wszystkie pamiątki na działkę pod Warszawę. Ale tam nikt nie miałby z nich pożytku. A ja chciałbym je udostępniać. Z księgozbioru ojca mogłyby korzystać osoby piszące prace naukowe np. o heraldyce czy historii Polski – wyjaśnia.

Na razie jednak – zgodnie z wyrokiem sądu – musi opuścić mieszkanie i zabrać z niego wszystkie pamiątki.

– Pan Kobyliński przez trzy lata od śmierci mamy nie płacił czynszu. Długu uzbierało się ponad 28 tys. zł. Wydaliśmy już nakaz eksmisji – mówi Marcin Rzońca, wiceburmistrz Śródmieścia.

W przyszłym tygodniu Maciej Kobyliński ma się z nim spotkać, by rozmawiać o możliwości rozłożenia zadłużenia na raty, a także pomyśle urządzenia w mieszkaniu izby pamięci jego ojca.

Władze dzielnicy są jednak sceptyczne. – Nie wiemy nawet, kto miałby zarządzać izbą, bo przecież nie pan Maciej – stwierdza Rzońca.

Do rejestru i muzeum

Syn Szymona Kobylińskiego chciałby też, by spuścizna po jego ojcu trafiła do rejestru zabytków. Wojewódzka konserwator wszczęła już w tej sprawie procedurę. – Zależy nam na zachowaniu wszystkich pamiątek dla przyszłych pokoleń – wyjaśnia Monika Dziekan, rzeczniczka konserwatora.

Rysunkami Szymona Kobylińskiego zainteresowało się też Muzeum Karykatury. Jednak na razie nie było mowy o włączeniu ich do stałej kolekcji muzeum.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane