Fidel na straży rysunków
W pustym mieszkaniu przy Wilczej, w którym przez ponad pół wieku tworzył Szymon Kobyliński, nadal żyje jego kot. Opiekuje się nim syn rysownika. Teraz otrzymał nakaz eksmisji.
Od śmierci ojca w 2002 roku nic tu nie zmieniłem. Nie miałem sumienia – opowiada scenograf Maciej Kobyliński, syn Szymona – znakomitego karykaturzysty.
W niewielkim, dwupokojowym mieszkaniu przy Wilczej 69 jego rodzice wspólnie przeżyli ponad 50 lat. Teraz jedynym lokatorem jest tu czarny, ślepy kot o imieniu Fidel.
Gdy tylko pan Maciej rozsiada się w fotelu, kocur wskakuje mu energicznie na kolana i zaczyna domagać się czułości.
– Fidel przybłąkał się jeszcze do mojego ojca. Stracił wzrok kilka lat temu, gdy dostał zapalenia szczęki. Po leczeniu sterydami przestał widzieć – mówi Maciej Kobyliński. – Ale jest mu dobrze. Odwiedzam go codziennie i karmię – dodaje.
Białe kruki i centaur
Oprowadza mnie po mieszkaniu pełnym bibelotów, rodzinnych fotografii i rysunków.
– Ojciec był minimalistą. Wiele razy proponowano mu zamianę lokalu na większy, ale nie chciał. Tylko tutaj się dobrze czuł – tłumaczy.
W dwóch pokojach na zakurzonych regałach stoją równo ustawione książki. – Tej biblioteki, liczącej kilka tysięcy woluminów, zazdrościł ojcu nawet Władysław Kopaliński, z którym przyjaźnił się przez lata. Tylko on miał tak bogaty zbiór judaików, książek o architekturze i historii Polski – wyjaśnia.
W większości to białe kruki i pierwsze wydania, z autografami i dedykacjami od autorów.
– Julian Tuwim podarował ojcu rękopisy swoich młodzieńczych wierszy. Nigdy nie zostały opublikowane – przyznaje pan Maciej.
Szymon Kobyliński chcąc odwdzięczyć się przyjacielowi, własnoręcznie przepisał jego „Kwiaty Polskie” i wykonał do nich ilustracje. – Tuwim był zachwycony. Tak zaczęła się ich wielka przyjaźń, która trwała do śmierci poety w 1953 roku – wspomina Maciej Kobyliński.
W całym mieszkaniu rysunki i korespondencja Szymona Kobylińskiego wypełniają po brzegi wszystkie szafki.
– Mój ulubiony przedstawia dwie chabety. Za nimi z teczką pod pachą stoi centaur. Jeden z zabiedzonych koni odzywa się do drugiego: „Znów idzie przemawiać w naszym imieniu” – śmieje się pan Maciej. – Szkoda, że nikt nie chce wykorzystać tych rysunków. Przecież są nadal aktualne.
Na ścianach wiszą obrazy i rysunki, militaria, które przez lata zbierał Szymon Kobyliński, i rodzinne fotografie.
– To broń bębenkowa. Takiego egzemplarza nie widziałem nawet w Muzeum Wojska Polskiego – mówi pan Maciej, zdejmując ze ściany jeden z rewolwerów.
Kolejka Linkego
Szymon Kobyliński przyjaźnił się też z Bronisławem Linkem, rysownikiem i malarzem.
– Na ścianach wisi kilka jego obrazów, a także gliniana maska, którą ojciec dostał od niego w prezencie – przyznaje Maciej Kobyliński. Jest też kolekcja ręcznie sklejanych parowozów.
– Linke przepisał mi ją w testamencie. Mało kto wiedział, że interesował się koleją. Papierowe modele sklejał w tajemnicy w swoim mieszkaniu na Starym Mieście w przerwie między malowaniem kolejnych rysunków – opowiada pan Maciej.
W mieszkaniu przy ul. Wilczej chce urządzić izbę pamięci ojca. – Mógłbym wywieźć te wszystkie pamiątki na działkę pod Warszawę. Ale tam nikt nie miałby z nich pożytku. A ja chciałbym je udostępniać. Z księgozbioru ojca mogłyby korzystać osoby piszące prace naukowe np. o heraldyce czy historii Polski – wyjaśnia.
Na razie jednak – zgodnie z wyrokiem sądu – musi opuścić mieszkanie i zabrać z niego wszystkie pamiątki.
– Pan Kobyliński przez trzy lata od śmierci mamy nie płacił czynszu. Długu uzbierało się ponad 28 tys. zł. Wydaliśmy już nakaz eksmisji – mówi Marcin Rzońca, wiceburmistrz Śródmieścia.
W przyszłym tygodniu Maciej Kobyliński ma się z nim spotkać, by rozmawiać o możliwości rozłożenia zadłużenia na raty, a także pomyśle urządzenia w mieszkaniu izby pamięci jego ojca.
Władze dzielnicy są jednak sceptyczne. – Nie wiemy nawet, kto miałby zarządzać izbą, bo przecież nie pan Maciej – stwierdza Rzońca.
Do rejestru i muzeum
Syn Szymona Kobylińskiego chciałby też, by spuścizna po jego ojcu trafiła do rejestru zabytków. Wojewódzka konserwator wszczęła już w tej sprawie procedurę. – Zależy nam na zachowaniu wszystkich pamiątek dla przyszłych pokoleń – wyjaśnia Monika Dziekan, rzeczniczka konserwatora.
Rysunkami Szymona Kobylińskiego zainteresowało się też Muzeum Karykatury. Jednak na razie nie było mowy o włączeniu ich do stałej kolekcji muzeum.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.