Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Zwykłe kwadratowe osiedle

Maciej Miłosz 28-10-2010, ostatnia aktualizacja 25-11-2010 19:20

Na osiedle Dudziarska przyjechali artyści. Namalowali wielkie czarne kwadraty, zrobili wokół akcji hałas i wyjechali. Mieszkańcy zostali. No i niespodzianka dla nich – wspomniane kwadraty również.

Mieszkańcy osiedla przy Dudziarskiej odbierają stworzone przez grupę artystyczną Zmiana Organizacji Ruchu czarne kwadraty jako napiętnowanie.
autor: Rafał Guz
źródło: Fotorzepa
Mieszkańcy osiedla przy Dudziarskiej odbierają stworzone przez grupę artystyczną Zmiana Organizacji Ruchu czarne kwadraty jako napiętnowanie.

Trzy bloki odcięte od miasta torami kolejowymi. By tam trafić, wystarczy pojechać od Marsa, na Chełmżyńskiej skręcić w lewo Chłopickiego, a potem w prawo w Dudziarską. Lewa strona Chłopickiego jest pokryta kocimi łbami, prawa asfaltem. Zbyt wąskim, by mógł się zmieścić samochód, jedno koło jedzie po równym, drugie telepie autem. Remont ktoś kiedyś zaczął, ale nie skończył. Taki charakter ma całe osiedle. Bloki równo stoją, ale nie mają doprowadzonej ciepłej wody i nie są ocieplone. Niby duża część mieszkańców rachunków nie płaci, ale prąd wszyscy mają. Niby są kamery monitoringu, ale nikt na bieżąco nie ogląda przekazywanego obrazu. Niby są chodniki, ale i tak wszyscy chodzą wydeptanymi ścieżkami.

No, i jeszcze ten stygmat: Dudziarska to getto. Trzy lata temu po telewizyjnym programie interwencyjnym, który pokazał mieszkańców w nie najlepszym świetle, część z nich straciła pracę. Tylko dlatego, że są z Dudziarskiej. Ostatnio jedna kobieta już miała podpisywać umowę, ale okazało się że mieszka za torami, i z roboty nici. – Odbierając moją córkę z przedszkola, usłyszałam od jednej z przedszkolanek: to pani mieszka na tej nieszczęsnej Dudziarskiej, a nie wygląda pani na margines – skarży się inna.

Jedna z młodych dziewczyn mieszkających na osiedlu mówi: – Tylko proszę mi nie robić zdjęcia. Bo jak się w szkole dowiedzą, że jestem z Dudziarskiej, to będę miała przechlapane. Tam myślą, że na Dudziarskiej to kible są na zewnątrz. Sprawdziłem. Są w mieszkaniach. Jak się tu mieszka? – W Śródmieściu miałam gorszych sąsiadów. Największy problem, że tu się wszyscy znają – opowiada.

Domy rotacyjne

Trzy bloki postawiono w połowie lat 90. Kierowano tu ludzi po eksmisjach, rodziny, w których często są problemy z alkoholem, z przemocą. Z drugiej strony trafiali tu niezamożni warszawiacy, którzy latami czekali na mieszkania komunalne.

– Proporcje normalnych i tych z problemami szacuję na 20 do 80 – mówi jedna z mieszkanek, u której piję herbatę. Ktoś inny mówi, że to raczej pół na pół.

Skąd takie osiedle? – To nie miało być dla ludzi, którzy zechcą tam sobie żyć. To były domy rotacyjne, z których mieli się wynieść jak najszybciej. O możliwie jak najniższym standardzie, żeby nie chcieli tam zostać i żeby nie traktowali tego jak kolejny prezent od administracji publicznej, od społeczeństwa – tłumaczył przed kamerami TVN burmistrz Śródmieścia Jan Rutkiewicz. – Uważam, że decyzja była słuszna. Trzeba było z tymi eksmitowanymi ludźmi coś zrobić. Niektórzy mieszkają tu po kilkanaście lat. Przez 12 władze nie potrafiły doprowadzić na Dudziarską autobusu. W końcu udało się to zrobić w 2007 r. Ostatnio pojawił się także plac zabaw. Ale już boiska nie zbudowano. – To nie jest łatwy teren, ale mam wrażenie, że i tak jest lepiej, niż było – opowiada Karolina Malczyk, urzędniczka ratusza, która zajmuje się osiedlem.

CSW tak. Dudziarska nie

W sierpniu na Dudziarskiej pojawili się artyści z grupy Zmiana Organizacji Ruchu: Grzegorz Drozd i Alicja Łukasiak. Efektem ich pracy jest sześć pomalowanych ścian: trzy kolorowe kwadraty (te się mieszkańcom podobają) i trzy czarne (tych mieszkańcy znieść nie mogą). I krótki film. Biuro Kultury wydało na ten projekt 70 tys. zł. Cytat z oferty, jaką ZOR złożyła w mieście: „celem jest wzbudzenie refleksji i dyskusji na temat problemu, jakim jest wykluczenie/izolowanie jednostek niepotrafiących dostosować się do tempa zmian życia miejskiego poprzez realizację projektów artystycznych ogniskujących uwagę opinii”. Przedsięwzięcie miało być realizowane przy udziale mieszkańców. – Podchodziłam do artystów dwa razy, przynosiłam im nawet herbatę – mówi Joanna Judzińska, kierowniczka świetlicy, którą na Dudziarskiej prowadzi Towarzystwo Przyjaciół Dzieci Ulicy im. Kazimierza Lisickiego. – Jak się pytałam, co tam powstaje, to mówili, że tajemnica.

„Gazeta Wyborcza” pisała, że ci, którzy się zatrzymywali, by porozmawiać z artystami, mieli następnego dnia obrywane lusterka samochodów. Rozmawiałem z kilkudziesięcioma lokatorami, w osiedlowym klubie udało mi się przegrać w ping-ponga, zjadłem u jednej mieszkanki pyszne kanapki. Nikt nic o oberwanych lusterkach nie mówił, nikt mi nic nie urwał. Natomiast wszyscy zgodnie twierdzili, że to artyści nie chcieli z nimi rozmawiać. W Internecie czytamy jeden z głosów na forum: „Znam chłopaków, którzy byli pierwszą ekipą malującą na Dudziarskiej (artysta wynajął do tego ludzi – przyp.red.) i którzy rzekomo »uciekli« stamtąd. To nie tak. Mieli moralniaka, bo się okazało, że nikt tamtych ludzi nie wprowadził w temat, nikt nie liczył się z ich zdaniem, a kiedy wreszcie usłyszeli od mieszkańców, że czarne kwadraty na ich domach to jak napiętnowanie – podziękowali za pracę”.

Rozmawiałem z Grzegorzem Drozdem. Zapytałem, czy próbował komunikować się z mieszkańcami. Oburzył się i zażądał, bym nie cytował żadnych wypowiedzi. Następnie przesłał mi e-mail: „Panie Miłoszu! Myślałem dzisiaj o naszej rozmowie. Proszę o kontakt”. Zadzwoniłem. Drozd stwierdził że możemy porozmawiać. Ale dopiero, jak artykuł się ukaże. Poza obrazami i filmem częścią projektu miały być autobusowe wycieczki spod PKiN. Zwiedzający mieli przyjechać, zobaczyć sztukę i odjechać. Analogia do wycieczek turystycznych po fawelach Ameryki Południowej czy slumsie Kibera w Nairobi wydaje się oczywista. W zeszły czwartek w Centrum Sztuki Współczesnej odbyło się spotkanie z Drozdem.

„W założeniu to osiedle dla jednostek nieprzystosowanych. Ja sam jestem poniekąd nieprzystosowany. Wychowywałem się w podobnych warunkach na osiedlu w Lublinie, dlatego tak bliskie są mi losy mieszkańców Dudziarskiej” – wyjaśniał artysta. „Pomoc to piękne hasło, ale nie chcę tam jeździć i rozdawać cukierków, a potem zniknąć i zapomnieć. Taki mural, być może kontrowersyjny, otwiera oczy i zwraca uwagę” – mówił dla portalu Ngo.pl.

W poniedziałek odbyło się spotkanie na Dudziarskiej. Mieszkańcy oburzeni wspomnianym artykułem w „Gazecie Wyborczej” rozmawiali m.in. z Karoliną Malczyk, strażą miejską i policją. Planowali, co można zmienić. Mimo zaproszenia Grzegorz Drozd nie dotarł. – Dla mnie to zwyczajnie brak odwagi cywilnej – podsumowuje jedna z mieszkanek.

Czarna dziura

Kwadraty są olbrzymie. Już z daleka przyciągają uwagę. Są jak czarna dziura w życiorysie. Niewidoczne jest to, że na 216 lokali przypada grubo ponad milion złotych zadłużenia. Że jest 25 pustostanów. Że większość klatek jest odrapana. Że włazy na dachy są pootwierane, przesiadują tam młodzi. Że woda leje się do środka, grzyb rośnie na ścianach i nie ma kto tego naprawić. Że jak jedna sąsiadka za często zwracała uwagę, to młodzi jej drzwi gównem wysmarowali. Że są miejsca, gdzie można kupić tani alkohol na kieliszki, choć wcale nie są barami. Że tu ściągają małolaty z Grochowa czy Gocławia, bo czują się bardziej bezkarni. Że jak trzy lata temu robiono projekt „lepsze jutro”, to z 15 uczestniczek, dziś dziewięć regularnie pracuje, co jest wynikiem przy realizacji podobnych projektów niespotykanym. Że jak przyjeżdżają wolontariusze z organizacji ATD Czwarty Świat i czytają dzieciakom książki, to chętnych jest mnóstwo. Że odkąd jest autobus, to wypadków na torach jest dużo mniej.

Że mieszkają tu także studenci. Że 13-letni Krzysiek świetnie śpiewa i tańczy, ale czasami brakuje mu wiary we własne siły i nie chce mu się ćwiczyć. Że 14-letnia Weronika najbardziej lubi matematykę i fizykę, a ostatnio zafascynował ją spektakl „Romeo i Julia” w przeciwieństwie do nużącej „Balladyny”. Że na placu zabaw to mało kto się chce bawić, bo dużo ciekawiej jest gdzie indziej. Że to osiedle takie jak wszystkie. Tylko postawione w złym miejscu. I oznaczone czarnymi kwadratami.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane