Od pierwszego wejrzenia
Na stacji metra, w parku czy sklepie – prawdziwą miłość można spotkać wszędzie. Przypadek nie chodzi jednak w parze ze śmiałością. Ci, którym zabrakło odwagi, by zaczepić drugą połówkę, mogą nadrobić czas z pomocą portalu „poszukiwaczy straconych okazji”.
To była środa. Pochmurne wrześniowe popołudnie. Jak co dzień po pracy Karol wybrał się na spacer z psem do Ogrodu Saskiego. I stało się. W głównej alejce minął się z tą – jak mówi – jedyną. Ich spojrzenia bezwiednie się zatrzymały.
– Urzekła mnie – wspomina. – Chciałem, strasznie chciałem podejść i zagadać, przedstawić się, zaprosić na kawę – dodaje.
Nie udało się. Tak jak i o niespodziewanym spotkaniu, o braku kontaktu przesądził zwykły przypadek.
– Pretensje mogę mieć tylko do mojego psa – mówi dziś chłopak. – Gdy zdecydowałem się, by przedstawić się nieznajomej, Aron zerwał mi się ze smyczy i uciekł w głąb parku – wspomina. Zanim Karol zdążył dogonić psa, dziewczyny już nie było.
Ten od uciekającego psa
Minął tydzień. Myśli Karola wciąż uciekały w stronę pięknej nieznajomej. – A co mi szkodzi? – pomyślał i zalogował się na portalu społecznościowym Loveago.pl. To miejsce, w którym spotykają się „poszukiwacze straconych okazji”. Dzięki niemu można odnaleźć osobę, którą przypadkiem minie się na ulicy, w autobusie, knajpie, na koncercie.
– Pomysł, na jakim oparty jest portal, wydał mi się ciekawy, ale podszedłem do niego bez przekonania – mówi Karol.
Dystans zniknął, gdy już po tygodniu w skrzynce znalazł wiadomość. Nadawca: dziewczyna z Ogrodu Saskiego. Też szukała swojego nieznajomego. Tego od uciekającego psa.
Zagubiona kartka
Karol jest pierwszą osobą, której udało się odnaleźć spotkaną przypadkiem dziewczynę. Już zaprosił ją na kawę. – Tę, której nie udało mu się zaproponować dwa tygodnie temu – śmieje się chłopak.
Do zaplanowanego na najbliższy weekend spotkania z nieznajomą podchodzi jednak z rezerwą. – Wolę sobie nie obiecywać zbyt wiele – zastrzega, ale po chwili dodaje: – A miłość od pierwszego wejrzenia? Tak na prawdę chcę w nią wierzyć.
Wierzy w nią także 21-letni Adrian ze Szczecina. Chłopak przez dziewięć lat szukał swojej pierwszej dziewczyny. – Spotykałem się z Adą na obozie wakacyjnym. Poprosiła mnie o chodzenie – wspomina. Adrian nie miał pojęcia, co kryje się pod tym stwierdzeniem, ale podjął się wyzwania.
– Koledzy mówili mi, co mam robić, i jakoś to szło – śmieje się. Pod koniec wyjazdu dziewczyna zapisała mu swoje imię, nazwisko, numer telefonu domowego i adres. – Nie wiem, jak to się mogło stać, ale zgubiłem tę kartkę – mówi Adrian.
Po dwóch latach nastolatek zaczął szukać swojej pierwszej miłości. Droga poszukiwań – portale internetowe.
Kilkanaście dni temu ktoś ze znajomych Ady znalazł jego list na Loveago. pl.
– Pomógł mi nawiązać z nią kontakt – cieszy się chłopak. Teraz para sprzed lat koresponduje w sieci. – Co dalej się wydarzy? To już nieistotne. To, co chciałem osiągnąć, osiągnąłem. Spełniło się jedno z moich marzeń – mówi Adrian.
W możliwość odnalezienia drugiej połówki wierzą też pozostali użytkownicy portalu. W przeciągu miesiąca od uruchomienia Loveago. pl zalogowało się tutaj aż 14 tys. osób.
Większość z nich nie chce jednak mówić o swoich anonsach. – Damy znać, jak uda się nam dotrzeć do poszukiwanej osoby – ucinają rozmowę.
Na satelitarnej mapie
Na pomysł stworzenia portalu wpadła Anna Kmita. Na co dzień ma niewiele wspólnego z nowymi technologiami. Z wykształcenia artystka, pracuje w branży reklamowej.
– Obserwuję to, co dzieje się w Internecie. Doceniam siłę tego medium, bo daje ono możliwości, których dotychczas po prostu nie znaliśmy – mówi. Jedną z nich jest odnajdywanie innych osób, co udowodniła już Nasza-klasa.pl.
– I miłość da się tu znaleźć – pomyślała Kmita i na początku roku zaczęła swój pomysł sprawdzać w gronie znajomych. Wszyscy byli zaskoczeni. Jak to? – pytali. – Umieszczam na interaktywnej mapie miejsce i opis zdarzenia, w wyniku którego spotkałam osobę, której poszukuję, i tyle?
A tak to właśnie działa. Po bezpłatnym zalogowaniu się użytkownik zamieszcza podstawowe dane o sobie i osobie, której szuka. Potem, korzystając z Google Maps, umiejscawia zdarzenie w „terenie”. W wybranym przez niego miejscu pojawia się kropka. Jej kolor zmienia się w zależności od tego, jak wiele innych podobnych zdarzeń zarejestrowano w portalu.
W klubie i sklepie
Mapa ma ogólnopolski zasięg. Portal działa też w domenie .com – dostępnej na świecie.
A gdzie w Warszawie, oczywiście poza Ogrodem Saskim, spotykają się zakochani? Najwięcej kolorowych kropek znaleźć można na mapie Śródmieścia.
Znajomej z klubu Enklawa przy ul. Mazowieckiej poszukuje m.in. 26-letni chłopak o nicku Arecki81. O dziewczynie wie tylko tyle, że ma na imię Kasia, mieszka w okolicy ronda ONZ, a pracuje na Mokotowie. Jak ją poznał?
– Jej koleżanki się zgubiły z kluczami do mieszkania Kasi, a Kasia piła coronę (piwo – przyp. red.), szukając ich z piętra wzrokiem po parkiecie – umieścił w internetowym opisie zdarzenia chłopak.
30-letnia Monika poszukuje zaś mężczyzny, którego spotkała w sklepie Alma. Tak po prostu, przy kasie.
O dwa lata starszy chłopak o nicku Agiff ma zaś nadzieję na nawiązanie kontaktu z „sympatyczną dziewczyną, którą często widuje na papierosie” pod bankiem nieopodal pl. Bankowego.
Przykłady można mnożyć. Cel jest ten sam – uwierzyć, że są ludzie sobie pisani.
Z pogranicza dwóch różnych rzeczywistości
Loveago.pl nie sposób nazwać zwykłym portalem randkowym. Spotykają się tutaj ludzie, którzy już mieli ze sobą kontakt poza siecią. Przeszli więc pierwszą, najważniejszą, bo wizualną weryfikację.
– Loveago.pl to chęć połączenia rzeczywistości prawdziwej z tą wirtualną – uważa Tomasz Łysakowski, kulturoznawca i psycholog społeczny.– Nie pierwsza – zaznacza i przywołuje próby wprowadzenia już przed ok. 10 laty podręcznych urządzeń, które dźwiękiem miały oznajmiać, że w pobliżu znajduje się osoba spełniająca nasze wymagania. Ten sposób komunikacji nie przyjął się na stałe.
– Pierwszy kontakt na ulicy zbiega się zwykle do fascynacji seksualnej. Potem dochodzi do bliższego poznania. W sieci jest odwrotnie. Najpierw sami kreujemy wizerunek – piszemy o naszych zainteresowanych, oczekiwaniach co do drugiej osoby, a potem weryfikujemy to podczas spotkania – podkreśla Łysakowski. – Pomysł połączenia tej komunikacji w jednym portalu jest trafiony, ale żeby przyniósł skutek, musi z niego korzystać większy procent internautów niż teraz – dodaje
Tymczasem pomysłodawczyni portalu już postanowiła opatentować swój projekt.
– Ma potencjał większy, niż zakładałam na początku – mówi Kmita. – Widać to po tym, jak wielu co dzień przybywa nam użytkowników – dodaje.Z czasem portal, który dziś wymaga przede wszystkim dopracowania graficznego, ma przerodzić się w platformę komunikacyjną. – Może uda się z jego pomocą stworzyć jakieś telewizyjny show dla zakochanych? – rozmarza się Kmita.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.