Przeżyliśmy palowanie, to i mecz też
Co to będzie? – takie pytanie najczęściej zadają sobie w ostatnich dniach mieszkańcy Saskiej Kępy. Boją się lawiny kibiców, ale z mistrzostw się cieszą. Damy radę – pocieszają się
Dla mieszkańców Saskiej Kępy dzisiejszy mecz otwarcia na Stadionie Narodowym to jedna wielka niewiadoma. No, bo co będzie, jak ta lawina kibiców zaleje wieczorem uliczki. A jak jeszcze zaczną się bić albo pić na ulicach? Pytań zadają sobie mnóstwo, co nie znaczy, że z Euro się nie cieszą.
Cisza przed burzą
Hałasu i tłumu. Tego mieszkańcy boją się najbardziej. Ci z uliczki Finlandzkiej czy Lipskiej, z których sportowa arena jest jak na wyciągnięcie ręki, na piątek wyjeżdżają z Warszawy.
– Całą rodziną jedziemy na działkę. Boimy się krzyków i tłumu. Oczywiście mecz obejrzymy, ale w telewizorze. Z całego serca kibicujemy przecież naszym – zapewnia Halina Jóźwik z ul. Lipskiej, która jeszcze w środę przed wyjazdem wraz z wnuczkiem Antosiem robiła w pobliskim sklepie zakupy.
Eugeniusza Jędrzejewskiego spotykamy pod domem w drodze na bazar aż na Banacha, bo tam truskawki tańsze niż te na Saskiej. Na Finlandzkiej mieszka ponad 60 lat. – Nasza uliczka jest bardzo cicha, jedna kawiarenka, prawie same jednorodzinne domy, rodziny wielopokoleniowe, sporo dzieci – opowiada. – A w piątek to się na pewno zmieni. Ale jakoś to przeżyć trzeba, bo to wielka impreza, na którą Warszawa czekała. Zastanawiałem się, czy nie wyjechać, ale zostanę w domu. Może na chwilę odwiedzę znajomą w Legionowie i wrócę, bo będę czekał na serwisanta od pieca. Przeżyłem dwie budowy stadionu, chociaż ta druga była gorsza. Podczas palowania to się domy trzęsły. Ale skoro to przetrwaliśmy, to i mecz zniesiemy.
Pan Eugeniusz przyznaje, że stadionu od środka jeszcze nie widział.
– Chciałem, ale tłumy na dniach otwartych były takie, że się wystraszyłem. A co będzie w piątek? Chuliganów trochę się obawiam, bo na pewno też się tacy zjadą. Ale już chodzą patrole policji i straży miejskiej i pilnują porządku.To wierzę, że będzie dobrze – dodaje pan Eugeniusz.
Uciekamy!
Przed Kępa Cafe parkuje Błażej Worsztynowicz. To grafik i artysta malarz. – Jestem idealnym kandydatem do rozmowy o stadionie – uśmiecha się zawadiacko. Widzi go z okna w kuchni. Jego blok stoi przy samym rondzie Waszyngtona.
Siadamy z Błażejem przy jednym ze stolików w Kępa Cafe. Do rozmowy przyłącza się Magda Jarętowska, która wraz z koleżanką Weroniką Rehorowską prowadzi kawiarnię. – Już w środę klienci się z nami żegnali i wyjeżdżali na kilka dni – przyznaje Magda.
– I ja wyjeżdżam, wpadłem się właśnie pożegnać – mówi Błażej. – Już wcześniej razem z moją dziewczyną, też Magdą, umówiliśmy się ze znajomymi, że na pierwszy dzień Euro uciekamy pod Warszawę, bo Saska Kępa zamieni się w tym czasie w twierdzę. I chociaż tu mieszkam, to nie będę mógł wjechać samochodem. No, bo mieszkanie wynajmuję, a auto nie jest na mnie zarejestrowane. Chyba na kolejne dni meczowe podpiszę z właścicielem umowę użyczenia. Wtedy będę mógł dostać przepustkę wjazdową. Do pracy też nie dojadę, bo pracownię mam przy Dworcu Wschodnim. Utknąłbym w korkach. Tak więc w piątek nic tu po mnie. Wierzę, że nasi wyjdą z grupy. Pokibicuję na odległość – zapewnia Błażej.
Kępa Cafe to oaza spokoju. Ludzie przychodzą poczytać gazety, książki, napić się zielonej herbaty albo zjeść tartę. Z głośników płynie relaksująca muzyka. Klimat leniwy.
– Jak na całej Finlandzkiej. Ale jesteśmy przygotowani na piątek. Zmieniamy menu. Nie będzie tart, za to bajgle z pastami i bardzo dużo piwa. I czekamy na kibiców – zaprasza Magda. A hałas, chuliganeria? – Na piątek zatrudniłyśmy ochroniarza – odpowiada.
– I pewnie na Saskiej znów pojawi się sporo tajniaków, tak jak było podczas meczu Polska – Portugalia – wtrąca Wojtek, który do Kępy wpadł na lunch. – Bardziej mnie niepokoi to, że kibice zasikają park Skaryszewski. Chociaż tam podobno też ma być sporo policji.
Jak mówi Maciej Karczyński, rzecznik stołecznej policji, w parku radiowozy będą stać, ale...
– Na pewno nie rozjeździmy „Skaryszaka" – zapewnia. Dodaje, że w okolicach stadionu będzie ok. pół tysiąca policjantów. – Ale gdy będzie taka potrzeba, to siły będą większe.
Trzeba to jakoś przeżyć
Krystyna Makowiec razem z koleżanką Jadwigą i psem Cara Mia („bo po włosku moja miła brzmi ładniej") wybrały się na spacer w pobliże stadionu.
– Do mnie na półfinał przyjeżdża na mecz syn z kolegami swojego zięcia. Są kibicami. Ale takimi kulturalnymi – mówi pani Jadwiga.
A pani Krystyna dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat narodowej areny.
– Powiem szczerze, że gdy stadion został ukończony, to miałam mieszane uczucia. Wyglądał jak UFO, które tu nagle wylądowało. Pomyślałam, że ta nasza Saska Kępa już nie będzie taka jak dawniej. Że teraz będą się tu zbierać kibice, pić, może rozrabiać... Ale trzeba być nowoczesnym, tolerancyjnym i to jakoś przeżyć. A niech się młodzi ludzie bawią. Sama oglądam mecze i kibicuję Polsce. Zresztą nie tylko przy okazji gry w piłkę nożną – dodaje.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.