Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Oczekiwania były wielkie, radości zabrakło...

Paulina Głaczkowska, Aleksandra Pinkas, Agata Sabała 09-06-2008, ostatnia aktualizacja 09-06-2008 21:39

„Jeszcze Polska nie zginęła”... – huknęło nad Polem Mokotowskim kilkanaście minut przed godz. 21. Tysiące warszawiaków przyszły kibicować naszej reprezentacji w pierwszym meczu na Euro 2008. Niestety, do domów wracali smutni.

Około godz. 19 ulice w centrum zaczęły pustoszeć. Na Świętokrzyskiej widać tylko grupki spóźnionych kibiców.

– To będzie historyczne zwycięstwo. Wygramy 2:0. Gole strzelą Smolarek i Krzynówek – przewiduje Bartek Targański, który z kolegami przyjechał z Pruszkowa. Idą oglądać mecz na pl. Zamkowy.

Obok stacji metra Świętokrzyska biało-czerwone flagi kupili turyści z Arabii Saudyjskiej.

– Jesteśmy w Polsce, więc kibicujemy waszej reprezentacji. Pokonacie Niemców bez problemu – mówi Abdul.

– Musimy wygrać – mówi Andrzej Kwiatek, zwijając swój stragan z piłkarskimi gadżetami. – Założyłem się z żoną, że jeśli przegramy, to kupię jej pralkę.

Tłum gęstniał za to na drogach prowadzących do miejsc, gdzie można było wspólnie oglądać mecze: do parku Praskiego, bemowskiego amfiteatru, Pola Mokotowskiego...

– Pewnie nie będzie wolnych miejsc, więc się zabezpieczyliśmy – mówili młodzi ludzie z plastikowymi fotelikami, zmierzający do parku Praskiego.

Nad całym Bemowem od bloków odbijało się echo okrzyków: „Kto wygra mecz? Polskaaaaaa”. Na Polu Mokotowskim – istne szaleństwo. W strefach kibica przed telebimami wszyscy w biało-czerwonych barwach. W pubie Lolek, do którego mecz przyszli oglądać m.in. czytelnicy „Życia Warszawy”, tłok niesamowity, po piwo trzeba było czekać nawet 40 minut.

Nie wszyscy mogli jednak oglądać spotkanie.

– Jestem kibicem, ale ktoś musi pracować. Liczę, że dzisiaj więcej zarobię. Będę odwoził do domów kibiców po meczu. Cały czas mam włączone radio. Będę też dzwonił do synów, którzy oglądają mecz, żeby na bieżąco relacjonowali mi sytuację na boisku – mówił taksówkarz Zbigniew Stanisławski.

Kiedy zaczął się mecz, wszędzie atmosfera była niesamowita: szaliki w górze, rytmiczne oklaski i chóralne śpiewy. W 20. minucie meczu Warszawa ucichła. Niemcy strzelili bramkę.

– To dopiero początek. Jeszcze im pokażemy – krzyczał Piotr Mazurkiewicz w pubie Champion. Po chwili wszyscy śpiewają „ Polacy, nic się nie stało”. Na Bemowie inne nastroje.

– Podolski, Klose – zdrajcy! – zaczęła krzyczeć grupa kibiców. Na szczęście spiker prowadzący imprezę zapanował nad emocjami: „Polskaaaa. Biało-czerwoni” – śpiewali wszyscy po chwili. Po drugiej bramce, kiedy na ekranie pojawiał się trener Polaków, kibice krzyczeli: „Leo, zrób coś!”. Po zakończeniu spotkania: „Leo, why?”.

Skomentuj artykuł

Życie Warszawy

Najczęściej czytane