Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Pobili policjantów. Szybko ich zwolniono

Marek Kozubal, Janina Blikowska 01-05-2013, ostatnia aktualizacja 06-05-2013 16:26

Patrol policji w warszawskiej dzielnicy Wawer został pobity podczas interwencji. Jeden z przestępców zrobił sobie nawet przejażdżkę radiowozem. Dopiero dzięki ściągniętym na miejsce posiłkom udało się obezwładnić napastników. Jednak zwolniono ich bardzo szybko. Policja tłumaczy: postawiliśmy im przecież zarzuty

autor: Łukasz Solski
źródło: Fotorzepa

Prosta interwencja policyjnego patrolu w Wawrze przy ul. Ligustrowej zakończyła się pobiciem mundurowych. Akcja "pokazała też nieprofesjonalność funkcjonariuszy, którzy nie potrafią nawet zabezpieczyć swojego radiowozu" - komentuje nasz czytelnik, który był świadkiem tej interwencji.

Czytelnik opowiedział jak wyglądało zajście. Dnia 11 kwietnia około południa dwóch policjantów zatrzymało dwóch mieszkańców Wawra. – To mało ciekawi ludzie. Wszyscy ich tu znają ze złej strony – mówi czytelnik. Po chwili między funkcjonariuszami a zatrzymanymi doszło do bójki. - Obaj policjanci zostali powaleni na ziemię. Wyższy z funkcjonariuszy zdołał się wyrwać napastnikowi, ale jego kolega leżał na ziemi. Był bity i kopany - opowiada czytelnik. Napastnik zadawał policjantowi ciosy w twarz a kiedy mu się znudziło, wstał, wsiadł do stojącego obok radiowozu i odjechał. Jak opowiada czytelnik, napastnik zrobił sobie krótką przejażdżkę policyjnym autem a gdy wrócił znów zaczął bić policjanta. Po chwili przestał i razem z kolegą poszli do pobliskiej meliny, gdzie często piją alkohol.

Zdarzenie obserwowała duża grupa ludzi, patrząc ze zdumieniem, jak dwaj mężczyźni biją uzbrojonych po zęby policjantów. – Dopiero gdy przyjechały kolejne radiowozy złapano bandziorów i zawieziono ich na komendę – mówi nasz czytelnik. Jak dodaje, każdy zdrowo myślący człowiek miałby nadzieję, że za brutalne pobicie policjantów, którzy są chronieni prawem, bandyci dostaną wysokie wyroki. – Ale to nie w Polsce. Już następnego dnia zobaczyliśmy obu bandziorów wolnych, uśmiechniętych i jak zwykle pijanych – opowiada świadek. - Jestem starym człowiekiem, byłem w wielu krajach, i nie odważyłbym się powiedzieć czy jest na świecie inne państwo, poza Polską, które pozwoliłoby sobie żeby jego funkcjonariusze zostali tak brutalnie potraktowani, a sprawcy nie ponieśliby żadnych konsekwencji? To hańba i wstyd dla całej policji, nie tylko tej z Wawra – uważa nasz czytelnik i pyta dalej - Czy takie traktowanie bandytów ma być zachętą dla innych łobuzów, by robić wszystko co im się żywnie podoba? Gdzie my żyjemy? W państwie prawa czy bezprawia?

- W cywilizowanym kraju bandyci, którzy napadają na policję, są skazywani na długoletnie więzienie, mają nawet pokazowe procesy, ale w naszym kraju mamy widać inne obyczaje. Dlaczego mamy tak nieprofesjonalnych funkcjonariuszy, którzy nie umieją nawet zabezpieczyć swojego radiowozu i zostawiają w nim kluczyki? Dlaczego uzbrojony policjant w chwili zagrożenia nie użył środków przymusu bezpośredniego? Dlaczego dał się powalić i bić? - pyta czytelnik. - Może warto by do każdego radiowozu przydzielić jednego ochroniarza, wówczas nie dochodziłoby do tak kuriozalnych sytuacji – komentuje czytelnik.

O tą interwencję zapytaliśmy Mariusza Mrozka, rzecznika stołecznej policji. Według jego relacji pechowy patrol dostał informację, że kierowca jednego z samochodów, który jedzie Wałem Miedzeszyńskim może być pijany. – Policjanci zauważyli to auto gdy podjeżdżało pod jedną z posesji przy ul. Ligustrowej – opowiada Mrozek. Dodaje, że w samochodzie poza kierowcą był też pasażer. - W trakcie kontroli samochodu pasażer był agresywny. Zaatakował jednego z funkcjonariuszy. Szarpał policjanta za kurtkę i rozdarł mu kieszeń, z której wypadły kluczyki do radiowozu. Napastnik podniósł je i wsiadł do policyjnego samochodu. Uruchomił silnik i ruszył z miejsca. Odjechał około 100 metrów, zawrócił i ponownie przyjechał na miejsce zdarzenia – opowiada Mrozek. Dodaje, że sprawdzany kierowca też nie chciał zastosować się do wydawanych przez policjantów poleceń. Został więc obezwładniony.

Natomiast pasażer wrócił na miejsce zdarzenia z kolegą  i ponownie zaatakował funkcjonariuszy. - Po chwili trzej mężczyźni uciekli na teren jednej z posesji – opowiada Mrozek. Dodaje, że na miejsce ściągnięto posiłki i zatrzymano całą trójkę. – Po konsultacji z prokuraturą postawiliśmy im zarzuty – mówi Mrozek. Kierowca został oskarżony o jazdę pod wpływem alkoholu, pasażer, który uprowadził radiowóz odpowie za jazdę pod wpływem alkoholu, złamanie sądowego nakazu jazdy samochodem oraz naruszenie nietykalności policjantów, a trzeci z mężczyzn tylko za naruszenie nietykalności funkcjonariuszy.

Dlaczego napastnicy tak szybko zostali zwolnieni do domu? Na to pytanie rzecznik stołecznej policji niestety nam nie odpowiedział.

rp.pl

Najczęściej czytane