Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Za lekarzem do stolicy

Anna Wittenberg 03-08-2008, ostatnia aktualizacja 04-08-2008 22:05

Co trzeci pacjent korzystający z opieki szpitalnej w Warszawie nie mieszka w stolicy. Ludzie wolą się leczyć w stołecznych placówkach, bo wierzą w ich renomę, a do specjalistów ze swojego rejonu nie mają zaufania.

autor: Pasterski Radosław
źródło: Fotorzepa

Chcę urodzić w Warszawie, bo wiem, że będę miała tutaj lepszą opiekę medyczną. Już teraz mam tu swojego ginekologa, obiecał mi miejsce w szpitalu – mówi będąca w siódmym miesiącu ciąży Anna Zakrzewska z Kobyłki.

Pań myślących tak jak ona jest coraz więcej. Nie odstrasza ich ścisk na oddziałach. Wiele z nich przekonuje, że chce urodzić w stolicy, aby ich dzieci miały w dokumentach Warszawę jako miejsce urodzenia. – Od stycznia do maja odbyło się w stolicy 12,5 tys. porodów. Aż 5,5 tys. dzieci urodziły kobiety spoza niej – mówi Wanda Pawłowicz, rzecznik mazowieckiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. – A podwarszawskie szpitale często zapełnione są tylko w 60 – 70 proc.

Nie ufają swoim

Tak jest nie tylko na porodówkach. Na ostrym dyżurze chirurgicznym w szpitalu przy ul. Stępińskiej spotkaliśmy Annę Bednarz, Rafała Maciarka i Marcina Króla. Z trójki pacjentów tylko osiemnastoletni Marcin mieszka w Warszawie.

– Mieszkam w Grójcu. Ale o szpitalu w mojej miejscowości nie mam dobrego zdania. Dlatego kiedy spadłem ze schodów, poprosiłem syna, żeby przywiózł mnie tutaj – mówi pan Rafał. – Odsetek pacjentów niezameldowanych w stolicy sięga 30 proc. – alarmuje Marcin Zakrzewski z miejskiego Biura Polityki Zdrowotnej.

Wanda Pawłowicz diagnozuje, że największą część takich pacjentów stanowią właśnie osoby, które związały z Warszawą swoje życie zawodowe. Na ich leczenie przeznaczana jest w szpitalach co dziesiąta złotówka. Za pacjentów płaci mazowiecki NFZ, a dopiero później rozlicza się z ich oddziałem. Bardzo wielu pacjentów przyjeżdża do stolicy i tutaj chorzy znajdują często ostatnią deskę ratunku.

– Najwięcej pacjentów spoza Warszawy przyjmujemy na chirurgię szczękowo-twarzową i ortopedię, bo to najlepsze oddziały w Polsce – mówi prof. Janusz Wyzgał, dyrektor szpitala klinicznego przy ul. Lindleya. – Przysyłani są do nas trudni pacjenci, których leczenie jest długie i skomplikowane, a w konsekwencji także drogie. Oczywiście nie odsyłamy nikogo, ale rodzi to spore problemy dla szpitala. W wielu przypadkach przeprowadzamy kosztowne zabiegi, które NFZ wycenia jak zwykłe procedury.

Odsyłają do stolicy

Zdaniem Wyzgała, takie działanie przyczynia się do zadłużania placówki. – Robiliśmy statystyki, z których wynika, że ośrodki w Krakowie, Poznaniu i Białymstoku bardzo krótko trzymają u siebie pacjentów. Wielu z nich jest odsyłanych do nas.

– Z jednej strony to dobrze, bo świadczy o tym, że mamy naprawdę dobre lecznice. Ale z drugiej sprawia dużo problemów – twierdzi Marcin Zakrzewski, p.o. dyrektor Biura Polityki Zdrowotnej. – Nie sądzę, aby udało się zlikwidować problem. Nie powiemy przecież pacjentom spoza Warszawy, że nie mogą się tu leczyć. Koniecznie trzeba natomiast zwiększyć liczbę łóżek, opierając się na faktycznej ilości pacjentów, a nie na liczbie mieszkańców stolicy.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane